Michał Karnowski: styl rozstania Onetu z Ziemkiewiczem skojarzył się z cenzurą, „Polityka” przestraszona szumu medialnego
- Zaproszenie do współpracy przez liberalno-lewicowy portal Onet.pl wyrazistych publicystów konserwatywnych było dla mnie dużo większą niespodzianką niż następująca chwilę później rezygnacja z tej współpracy - komentuje Michał Karnowski, członek zarządu Fratrii.
Temat jest dość skomplikowany i mieszają się w nim wątki polityczne, ekonomiczne, ideologiczne i technologiczne. Warto je rozdzielić i zauważyć kilka spraw:
Zaproszenie do współpracy przez zdecydowanie liberalno-lewicowy portal Onet.pl wyrazistych publicystów konserwatywnych było dla mnie dużo większą niespodzianką niż następująca chwilę później rezygnacja z tej współpracy. Mam wrażenie, że pomysł rozszerzenia grona komentatorów portalu, a idąc za tym lekkiego zróżnicowania przekazu, powstał gdzieś na pośrednich szczeblach tej medialnej struktury, a po wdrożeniu został negatywnie oceniony przez górę. Sama sprawa "pochwał przemocy seksualnej" była tu w mojej ocenie pretekstem użytym by szybko przepędzić nowe, a już niechciane, nabytki. W sumie nie wyszło to Onetowi na dobre. Styl rozstania wielu osobom skojarzył się z cenzurą.
W przypadku felietonu Jana Hartmana sprawa jest prosta: redakcja przestraszyła się szumu medialnego i społecznego oburzenia wobec poglądu, który w gruncie rzeczy nie jest chyba jej odległy. Dowodem jest felieton Ludwika Stommy w najnowszej "Polityce", który w akceptacji kazirodztwa idzie jeszcze dalej niż Hartman.
Jest faktem, że bezpośredni dostęp do CMS i możliwość wstawiania tekstów bez choćby przejrzenia przez redaktora niesie wiele niebezpieczeństw. Dlatego między innymi portal wPolityce.pl nie udostępnia kodów do strony osobom spoza redakcji. Nie chodzi tu o brak zaufania, ale przede wszystkim możliwość wyłapania błędów w nadesłanym tekście, kwestie praw autorskich w ewentualnym materiale ilustracyjnym, kwestie bezpieczeństwa prawnego. Mimo to czasami błąd się zdarzy, a przypadki usunięcia niechcianego, opublikowanego już, materiału będą coraz częstsze. Oczywiście, nie da się tego wyrzucić z pamięci Internetu, ale taki ruch osłabia np. odpowiedzialność prawną.
Kwestii stopnia odpowiedzialności redakcji za poszczególne felietony nie da się chyba sztywno uregulować. To zawsze będzie balansowanie pomiędzy próbą zbudowania żywej, dynamicznej przestrzeni dyskusji a wizerunkiem tytułu i jego linią redakcyjną. Zarzuty, że drukując jakiś tekst wyrazistego autora sami się pod tymi poglądami podpisujemy często spotykają i nasze redakcje. Z drugiej strony trudno w każdym takim przypadku używać formuły iż "poglądy autora nie są tożsame z poglądami redakcji". Trudno tu o jakąś sztywną regułę i chyba już zawsze każdy przypadek będzie oceniany osobno. Dobrą podpowiedzią jest zwykle sposób wyeksponowania materiału, kontekst, ilustracja, możliwość polemiki.
Warto dostrzec w tym zamieszaniu silne zjawisko dużej zmiany organizacyjnej na rynku mediów. Redakcje w coraz mniejszym stopniu są trwałymi i ściśle określonymi zespołami dziennikarskimi pracującymi na rzecz wyłącznie danego tytułu, a w coraz większym otwartymi klubami gdzie poszczególni autorzy ogłaszają swoje materiały, bez zobowiązywania się do wyłączności czy trwałości współpracy. Redakcje coraz chętniej i częściej kupują gotowe materiały, a coraz rzadziej chcą płacić za pracę dziennikarza. Jednocześnie rośnie przyzwolenie na pracę autorów dla kilku tytułów, czasami nawet konkurencyjnych. W Internecie to zjawisko jest jeszcze silniejsze bo tam dochodzi element mieszania treści własnych, unikalnych, z cytatami i informacjami z innych mediów.
Michał Karnowski, członek zarządu spółki Fratria, wydawcy m.in wPolityce.pl, wNas.pl, wGospodarce.p, tygodnika „W Sieci” i miesięcznika „W Sieci Historii". Jest odpowiedzialny za pion redakcyjny.
Dołącz do dyskusji: Michał Karnowski: styl rozstania Onetu z Ziemkiewiczem skojarzył się z cenzurą, „Polityka” przestraszona szumu medialnego