Kamil Durczok na urlopie. „Nie molestowałem. Bardzo chciałbym jeszcze poprowadzić Fakty”
- Nigdy nie molestowałem żadnej z podległych mi pracownic, żadnej kobiety - zadeklarował redaktor naczelny „Faktów” TVN Kamil Durczok, odnosząc się do plotek po publikacji „Wprost”. Jednocześnie poinformował, że rozpoczął dwutygodniowy urlop, na czas pracy komisji do wyjaśnienia pogłosek o mobbingu i molestowaniu w TVN.
Dwa tygodnie temu „Wprost” opisał relację anonimowej dziennikarki popularnego kanału telewizyjnego, napastowanej przez szefa redakcji. Omenaa Mensah, prezenterka pogody w Grupie TVN, powiedziała w zeszłym tygodniu, że wie o kogo chodzi w tekście. - Nie znamy faktów, w związku z tym nie będziemy się zajmować insynuacjami. Nie chciałbym, żeby tabloidy zarządzały naszym zespołem dziennikarskim - stwierdził w czwartek Edward Miszczak, członek zarządu Grupy TVN ds. programowych (więcej o tym ). Z kolei w piątek zarząd TVN powołał niezależną komisję, która ma na celu zweryfikowanie rozpowszechnianych publicznie twierdzeń, że osoby zatrudnione w TVN mogły być przedmiotem mobbingu lub molestowania w miejscu pracy (więcej na ten temat).
- Mogę z całą stanowczością, jasno i wyraźnie powiedzieć: nigdy nie molestowałem żadnej z podległych mi pracownic, żadnej kobiety - stwierdził Kamil Durczok w poniedziałek rano w rozmowie z TOK FM. - Mogę powiedzieć z absolutną pewnością, że nie naruszyłem zasad prawnych zakazujących mobbingu. Czym innym jest styl zarządzania, który każdy szef ma pewnie inny. Ja akurat jestem cholerykiem, czasem wybucham i wybuchałem w pracy, co jest całkowicie normalne - dodał.
Dziennikarz zaznaczył, że w redakcji telewizyjnej sytuacja jest specyficzna, bo pracuje się po kilkanaście godzin dziennie, a w zgranym zespole można sobie pozwolić np. na podniesienie głosu. - Ale między tym co mówię, czyli sposobem zarządzania, relacjami z moimi podwładnymi, a zarzutem molestowania jest jakiś kanion Colorado. Czym innym jest wymagający szef, a czym innym molestujący szef. Nigdy nie byłem molestującym szefem - podkreślił.
Durczok powiedział, że właśnie rozpoczyna dwutygodniowy urlop, na czas pracy komisji powołanej przez zarząd TVN. - Byłoby czymś kompletnie nienormalnym, żebym przez ten czas pracował, mijał ludzi, którzy być może będą z tą komisją rozmawiali. Nie powinienem utrudniać pracy tym, którzy chcą tę sprawę wyjaśnić - uzasadnił. - Z absolutnym spokojem czekam na te wyjaśnienia - zadeklarował. Zaznaczył, że gdyby komisja ustaliła obciążające go fakty (w co on absolutnie nie wierzy), sam zrezygnowałby z pracy w TVN. - Do tego momentu nie powinienem komentować tej sprawy - zaznaczył.
- Jest dystans między tym, czy ja byłem nieostrożny w relacjach prywatnych albo było ich zbyt wiele, a tym, czy rzeczywiście z tego powodu ktoś miał prawo czuć się molestowany. Dla mnie to nigdy nie miało żadnego związku - podkreślił Durczok. - Wiem doskonale, że jeśli ktoś bardzo będzie chciał postawić mi taki zarzut i znaleźć coś z mojego życia prywatnego, co będzie elementem świadczącym na rzecz tezy, że ja kogoś molestowałem, mobbingowałem albo poniżałem, to być może znajdzie - przyznał. - Czytając ten tekst we „Wprost” dwa tygodnie temu pomyślałem też sobie, że jest jednak tak, że jeśli to (sytuacja opisana przez tygodnik - przyp.red.) wyczerpuje określone znamiona z kodeksu karnego i kodeksu cywilnego, są instytucje, do których taki ktoś może się zgłosić. Mam prawo tak mówić, bo nigdy z takiego typu zarzutem na drodze prawnej się nie zetknąłem - dodał dziennikarz.
Jednocześnie dziennikarz skrytykował artykuł o molestowaniu zamieszczony dwa tygodnie temu przez „Wprost”. - To jest potworny rodzaj dziennikarstwa, dziennikarstwo hybrydowe. „Wprost” przez dwa tygodnie stworzył grunt do fali potężnej spekulacji - ocenił, zauważając, że w tekście tygodnika nie padło żadne nazwisko, więc trudno było mu się do tego odnieść, ale kontekst opisanej sytuacji i komentarze, które się potem pojawiły, były takie, że jej negatywnym bohaterem mogło być jedynie kilka osób w kraju. - W którymś momencie po castingu na nazwisko tego rzekomego molestatora zostaje już tylko moje nazwisko. A przed czym ja mam się bronić? - zapytał dziennikarz.
W poniedziałek „Wprost” opisał, że Kamil Durczok w połowie stycznia br. został znaleziony w warszawskim mieszkaniu przez policję i właścicieli, którym czynszu nie płaciła lokatorka. W mieszkaniu razem z rzeczami osobistymi i z pracy dziennikarza były m.in. ślady białego proszku oraz dużo pornografii i gadżetów erotycznych. Dziennikarze zaczęli o tym dyskutować już w niedzielę wieczorem, bo e-wydanie tygodnika wyciekło przez AppStore.
- To jest moja absolutnie prywatna sprawa. Odwiedziłem mieszkanie, w którym mieszka moja znajoma. To, co tam robiłem, nie było żadnym złamaniem prawa - powiedział Durczok. Stwierdził, że nie wie, czy w mieszkaniu znajdowały się narkotyki, ale zauważył, że gdyby tak było, wezwani na miejsce policjanci na pewno by je zabezpieczyli i zatrzymali obecne osoby, czego jednak nie zrobili.
Szef „Faktów” TVN poinformował, że przygotowuje już pozew przeciwko blogerowi Piotrowi Wielguckiemu, znanemu jako Matka Kurka, który w dwóch wpisach stwierdził, że negatywnym bohaterem sytuacji opisanej dwa tygodnie temu przez „Wprost” był Kamil Durczok. Dziennikarz dodał, że najprawdopodobniej pozwie też „Wprost” za nowy artykuł.
- Nie mogę tego tak zostawić. To już są za poważne sprawy, walczę o swoją twarz - podkreślił.
Jednocześnie Durczok przyznał, że ostatnie doniesienia „Wprost” mocno na niego wpłynęły. - Dzisiaj myślę o tym, jak przeżyć do jutra. Jestem zdemolowanym psychicznie facetem - stwierdził. - Bardzo bym chciał jeszcze poprowadzić „Fakty” - dodał.
Dołącz do dyskusji: Kamil Durczok na urlopie. „Nie molestowałem. Bardzo chciałbym jeszcze poprowadzić Fakty”