SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

ASAP, last minute i nadgodziny w agencjach reklamowych - norma czy przesada?

Polska agencja reklamowa stanie się dobrym miejscem do pracy, jeśli nikt nie będzie wymagał odsłużenia dupogodzin przy biurku, wprowadzi się zasadę, że dzisiejszy ASAP jest jutrzejszym fuckupem i zluzuje nieco pracowników wtedy, gdy ich klienci wypoczywają. O tym, czy działające w Polsce agencje reklamowe mogłyby funkcjonować w oparciu o 40-godzinny tydzień pracy, mówią dla Wirtualnemedia.pl Tomasz Dembiński, Piotr Stasiak, Bartosz Kuckowski, Andrzej Kapera i Paweł Miklaszewski.

W zeszłym tygodniu agencja Wieden&Kennedy London wprowadziła nowe zasady organizacji czasu pracy. Zgodnie z nimi, pracownicy agencji mają m.in. zakaz odbywania spotkań służbowych przed godz. 10 i po godzinie 16, nie mogą odbierać i wysyłać służbowych maili po godz. 19, a w piątki powinni opuszczać firmę do godz. 16.30. Dzięki wprowadzeniu limitu godzin pracy agencja chce być postrzegana jako atrakcyjne miejsce pracy.

Z dużą rezerwą do takich rozwiązań podchodzi Piotr Stasiak, managing partner, członek zarządu agencji Bazgroł. Jest prawie pewien, że decyzja szefostwa agencji Wieden&Kennedy to działanie czysto wizerunkowe. - Dobrze ilustruje to przykład większości „przyjaznych pracownikowi” firm w Dolinie Krzemowej, gdzie przecież nie odbijają kart na bramie. Ci, którzy chcą tam szybciej awansować, albo porywają się na naprawdę ambitne projekty, zazwyczaj pracują więcej i jest to naturalne. Przyjazność środowiska pracy uzyskuje się lepszymi metodami, bo firma zapewni ci transport do domu, pralnię, obiad i kolację, a firmowe centrum fitness czynne jest 24godziny na dobę, siedem dni w tygodniu - mówi Piotr Stasiak. Zwraca uwagę, że w przypadku pracy projektowej - a taki charakter mają prace agencji - charakteru działań się nie przeskoczy, jeśli komunikacja ma być gotowa na dzień i godzinę, to zapewne wszyscy muszą się spinać. - Jeśli klient chce zareagować na Noc Oskarów, to się tej nocy nie śpi - twierdzi Stasiak.

Dodaje, że ilość czasu, który pracownicy muszą spędzać na pracy, jest pochodną obciążenia obowiązkami. - Dopuszczam oczywiście możliwość, że Wieden & Kennedy pracuje na takich budżetach z takimi zapasami finansowymi, że stać ich na zatrudnienie dwa razy większych zespołów - wtedy każdy jest mniej obciążony. Dwa razy większych budżetów i zespołów pozostaje nam sobie oczywiście tylko życzyć. Zdroworozsądkowo jednak - polska agencja stanie się dobrym miejscem do pracy, jeśli nikt nie będzie wymagał odsłużenia dupogodzin przy biurku, wprowadzi się zasadę, że dzisiejszy ASAP jest jutrzejszym fuck-upem i zluzuje nieco pracowników wtedy, gdy ich klienci wypoczywają (długie weekendy, przerwy świąteczne itp.) - podsumowuje Stasiak w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.

Tomasz Dembiński, CEO agencji San Markos, ocenia pomysł agencji Wieden&Kennedy jako właściwy, ale zadaje też pytanie, czy w ogóle możliwe jest, by agencja reklamowa mogła pracować 40 godzin tygodniowo. - Jest sobota, godzina 22:15, a ja właśnie zastanawiam się, czy można pracować 8 godzin dziennie przez 5 dni w tygodniu. Jak pokazuje mój przykład - jednak nie da się. Także na naszym rynku praca w agencji utożsamiana jest z nielimitowanym czasem pracy. Czasem jest spokojniej, ale w trakcie przetargu, potrafimy siedzieć w biurze po 16 godzin… a czasem i dłużej. Mówimy wtedy: taka branża - mówi Tomasz Dembiński. Jego zdaniem 40 godzinny tydzień pracy dziś chyba jeszcze nie jest możliwy. - Choć już zauważam, że w tym kontekście jest „lepiej” niż 5 czy 10 lat temu. Częściej udaje nam się wychodzić w przyzwoitych godzinach, a mimo to, z powodzeniem prowadzić projekty. Oczywiście przetargi bardzo mocno zmieniają ten stan rzeczy i wtedy udaje się rzadziej - podkreśla szef San Markos.

Jego zdaniem najważniejsze są dwa determinanty: efektywność działań i umiejętność zarządzania czasem. - Jako branża dojrzewamy. Dziś już nie jesteśmy tylko grupą dwudziestolatków, którzy bawią się w reklamę - coraz częściej w agencjach pracują managerowie, którzy mają wieloletnie doświadczenie zarządcze i wiedzą, że ilość godzin pracy nie jest najlepszym elementem oceny pracownika - mówi Tomasz Dembiński.

Andrzej Kapera, dyrektor zarządzający agencji Schulz Brand Friendly, uważa przykład rozwiązań wprowadzonych przez Wieden & Kennedy w Londynie za decyzję zrozumiałą i wpisującą w pewien trend mający na celu nieco bardziej zrównoważone podejście do czasu pracy. - Branża reklamowa szczególnie - jak wiemy - potrafi mocno dać w kość. Ciągły stres, napięcie i presja czasu są w stanie  niezwykle zmęczyć. Z drugiej strony, w dobie niezwykłej popularności mediów społecznościowych oraz marketingu czasu rzeczywistego, trochę trudno wyobrazić sobie sytuację w której jednym zarządzeniem, taką firmę jak agencja reklamowa zamyka się o konkretnej godzinie – twierdzi Andrzej Kapera. Przypuszcza, że zasady wprowadzone przez Wieden & Kennedy dotyczą jedynie pewnej części pracowników i  dopuszczają nieprzestrzeganie przepisów czasu pracy, chociażby w sytuacjach kryzysowych czy też w przypadku obsługi mediów społecznościowych.

- Ponieważ lubimy kopiować zachodnie rozwiązania, sądzę, że i w Polsce za jakiś czas będzie można się spotkać z takimi zarządzeniami w dużych firmach. Myślę, że nie zaczną tego jednak robić agencje reklamowe, lecz duże korporacje i tym samym niejako po części wymuszą podobne działania w agencjach. O tym ile czasu powinniśmy pracować i jak to wpływa na efektywność i produktywność można by napisać wiele. A i tak o jednoznaczne wnioski byłby trudno - zwraca uwagę dyrektor zarządzający Schulz Brand Friendly. Dodaje, że trzeba dążyć do tego, aby praca nie stała się dla ludzi nieprzyjemnym obowiązkiem, bo wówczas niezależnie od tego ile czasu w niej spędzą, nie będą jej wykonywać dobrze.  O tym zaś w dużej mierze decyduje proces rekrutacji i odpowiedniego doboru ludzi na konkretne stanowiska - komentuje Andrzej Kapera.

Paweł Miklaszewski, partner w agencji Walk, mówi, że odkąd pamięta, praca w agencji reklamowej wiązała się z nienormowanym czasem, zleceniami „last minute” i weekendowymi shootami. Zawsze też najlepiej się w niej czuli tzw. admani - ludzie kochający świat reklamy i gotowi poświęcić mu swój czas prywatny.

- W Walk wychodzimy z założenia, że praca musi być wykonana, natomiast godziny, w których to się odbywa w dużej mierze są wynikiem relacji zbudowanej z klientami oraz odpowiedniej organizacji czasu pracy. W kontaktach z klientami dążymy do budowania partnerskich relacji, w ramach których angażujemy się w zlecenia „last minute”, ale tylko tak długo, jak długo są one wypadkami przy pracy, a nie standardem współpracy. Zachodni rynek reklamowy daje nam do naśladowania wiele dobrych wzorów z zakresu „work-life-balance”. Wśród nich widzę m.in. inicjatywę agencji Wieden&Kennedy dotyczącą ograniczenia czasu spędzanego w pracy na rzecz zwiększonej efektywności i lepszej motywacji pracowników - komentuje Paweł Miklaszewski.

Bartosz Kuckowski, new business and PR director w Ambasada Brand Communication wspomina, że jeszcze nie tak dawno praca w agencji reklamowej była spełnieniem marzeń, była wejściem w świat wcześniej niedostępny, wręcz jak z amerykańskiego kina. Agencje zatrudniały wielkie zespoły, rozbudowywały koszty, ale wszystko się jakoś kręciło. - Nad projektami siedziały tabuny ludzi ogarniętych pasją i pracujących z totalnym przekonaniem, że jest się w naprawdę rewelacyjnym zawodzie. Klienci patrzyli na nas zupełnie inaczej niż teraz. Byliśmy mentorami, zarażaliśmy entuzjazmem a nasza praca była bardzo szanowana. Niestety z czasem, bijąc się o kolejnych klientów i starając nie zmniejszać zespołów, sami zaczęliśmy sobie szkodzić. Agencje zamiast dbać o wspólny interes zaczęły licytować się, kto zrobi taniej i szybciej. Sami przyzwyczailiśmy naszych klientów, że pracujemy po godzinach i można nas wycisnąć ze wszystkiego jak cytrynę! W wojnie o klienta zapomnieliśmy o własnym bezpieczeństwie.

- Z mojego doświadczenia wiem, że w agencjach sieciowych, międzynarodowych, sytuacja była identyczna. Dlatego z wielką nadzieją patrzę, na wprowadzane przez Wieden&Kennedy London standardy. Gorąco wierzę, wręcz nie mogę się doczekać, aż ten trend przywędruje do naszego kraju - podsumowuje Kuckowski.

Dołącz do dyskusji: ASAP, last minute i nadgodziny w agencjach reklamowych - norma czy przesada?

16 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Janek
U mnie w agencji robimy po 6-7 h. Staramy się nie przeginać. To kwestia organizacji pracy. I tyle. Oraz kierownictwa.
odpowiedź
User
Honnete homme
Ważna jest intensywność/ gęstość pracy i jej zorganizowanie a nie tak zwane doopogodziny. Wiekszość polskich szefów w każdej branzy a zwłaszcza w branży urzędniczej uważa , że doopogodziny to istota naszego zawodowego istnienia.
odpowiedź
User
pavv
W sumie to ile godzin można robić durnowate reklamy kutaspirazolów i rozdupamów.
odpowiedź