Czekajac na Godotke

Zmrogg Data ostatniej zmiany: 2016-10-14 09:13:26

Czekajac na Godotke

2016-10-14 09:13:26 - Zmrogg

.....
.....Czekajac na Godotke
.....-------------------
.....
.....
.....Siedzielismy pod jodla i dobrze nam sie wiodlo. Czekalismy na Godotke. Ale
Godotka sie spozniala.
.....
.....
.....
.....Cala trojka odbijalismy sie w witrynie sklepu na przeciwko. Ulica byla ruchliwa
a pora popoludniowa, ale my bylismy tylko elementem krajobrazu. Nikt do nas nie
machal ani sie nam nie klanial.
.....- Ziemianie, - skwitowal to Maly.
.....Krobin sie usmiechnal, a Pantarej podjal dokladnie tam gdzie byl przerwal:
.....- No wiec to byl ten moment kiedy zrozumialem kim chcialbym zostac kiedy
dorosne. Wyobrazilem sobie, ze jestem juz duzy, mam konduktorskie wasy i stoje na
srodku kolka. To wlasnie bylo to, co chcialem w zyciu robic.
.....- No i co?
.....- No o nic. - Pantarej zamysli sie. - Czasmi marzenia staja sie rzeczywistoscia,
ale czasami odwrotnie - to rzeczywistosc staje sie marzeniami. A czasami nie staje w
ogole.
.....- Starosc nie radosc, - pocieszyl go Maly. - Ja na przyklad nigdy nie sadzilem,
ze bede sie kiedys musial procesowac. Ale tez przyszlo z wiekiem.
.....- No i co? - zrewanzowal sie Pantarej.
.....- No i nic, - odpowiedzial Maly. - Zaplacila.
.....- A ty? - zmienil cel Pantarej. - Jak tam u ciebie przez ostatnie dwadziescia
lat?
.....- Mam poltorej corki, i jedna byla zone, - odpowiedzial zwiezle Krobin. - Poza
tym wszystko po staremu.
.....- To byla ta, co poszla na prawo? - domyslil sie Maly.
.....- Tak. Na szczescie nie zdazyla go skonczyc przed rozwodem.
.....- Udalo ci sie.
.....- Udalo.
.....Spoleczenstwo miksowalo sie wzdluz ulicy. Szuralo butami na chodniku, z reka
przy uchu gadalo w przestrzen, cos ze soba nioslo i dokas sie spieszylo. Bylo jak
rzeka plynaca we wszystkich kierunkach jednoczenie. Za trwoznie nieprzekraczalna
linia kraweznika w utkwianych przed swiatlami samochodach gramadzil sie nawis nudy i
zniecierpliwienia. Raz na jakis czas swiatla zmienialy sie na cwierc minuty i wtedy
lawina przesuwala sie o kilka dlugosci w strone nastepnych swiatel.
.....Pantarej znow podjal tam gdzie przerwal:
.....- W kazdym razie, - rzekl, - bylaby to ciekawa kariera. Wyobrazcie to sobie:
oswietlenie przygasa, publicznosc cichnie, a wtedy na arene wychodze ja. Stoje w
kolku pojedynczego reflektora, a piasek u mych stop lsni jak na plazy. Wyczekuje na
absolutna cisze i dopiero wtedy daje znak orkiestrze. Rozrzmiewaja werble, przerzucam
sobie peleryne przez zgiecie lokcia demonstrujac rekwizyty. Skinieciem dziekuje za
wstrzymane oddechy i - byc moze - jakies przejete westchnienie z pierwszych rzedow.
Werble milkna, rozblyskaja swiata. Orkiestra gra pawane na wejscie krola z elementami
kankana. No a po wystepie oczywiscie oklaski. Niemilknace skandowane owacje na
stojaco. Na arene spadaja kwiaty, chusteczki do nosa i portmonetki. Jestem
uwielbiany, bogaty i w dodatku robie to co lubie.
.....- Wiedzialem, ze to sie tak zacznie, - skwitowal Maly.
.....- Chyba skonczy, - podsunal Krobin.
.....- Skonczylo sie to juz wczesniej, - westchnal Pantarej. - Mozna powiedziec, ze
na samym poczatku.
.....Odczekalismy w milczeniu do nastepnej zmiany swiatel.
.....- Bylo tak, - podjal znowu Pantarej, - ze doklejono do nas druzne z naszej
podstawowki na Bernardynskiej. Przedtem kazda zwyczajna buda miala swoja wlasna
harcowke, ale na skutek transformatorowania ustroju wszystko sie pozmienialo. W
gruncie rzeczy nie bylo to nawet takie zle. Ci gowniarze - tak naprawde byli od nas
najwyzej dwa albo trzy lata mlodsi - mieli albowiem dwa zastepy zenskie. A u nas juz
sie wtedy wszystko sypalo. Bylismy chyba ostatnim rocznikiem, w ktorym jeszcze udala
sie akcja zaciagowa. Rok w ktorym zrobilismy mature byl tez tym, w ktorym Granatowa
miala swoj ostatni oboz. W kazdym razie wyszlo na to ze wtedy, przy doklejaniu,
przypadlo nam do podzialu w porywach do dziesieciu nowych lasek. Ale bez ferwotu:
wszystkie mialy najwyzej po czternascie czy pietnascie lat.
.....- Czternascie lat moze miec, - wtracil Krobin. - Byleby mlodo wygladala.
.....Maly pokiwal glowa i skwitowal: - Ziemianie, - a Pantarej znowu zmienil cel:
.....- Tobie chyba musza sie snic wylacznie wlochate trojkaty, co?
.....Krobin rozlozyl rece.
.....- Moznaby sadzic, - drazyl dalej Pantarej, - ze ktos ko ma na glowie taka
menazerie jak ty, moze przynajmniej czasami odczuwac cos w rodzaju lekkiego przesytu.
.....Krobin uczynil gest jakby lawirowal dlonia pomiedzy zaludniajacymi blat stolu
szklankami.
.....- Bilans wychodzi na zero, - wyjasnil mgliscie. - Sa rzeczy, ktore kiedys
przychodzily mi bez trudu, a teraz musze sie o nie starac, - uzupelnil. - Z dugiej
strony, doswiadczenie jednak czegos uczy.
.....Maly przygladal mu sie zachecajaco.
.....- Moze powinienes miec takze jakichs niewidzialnych przyjaciol? - powiedzial
lagodnie. - Jesli bys kiedy poczul sie jednak zbyt osaczony, zawsze moglbys sie do
nich zwrocic. Albo wrecz przeciwnie: przez jakis czas ich nie uzywac i wtedy
zatloczenie twojej przestrzeni zyciowej zmniejszyloby sie relatywnie.
.....Krobin usmiechnal sie kwasno.
.....- Z nimi tez sie cos ostatnio dzieje, - powiedzial. - Puchatek i Prosiaczek
chadzaja na spacery trzymajac sie za rece. W dodatku Puchatek nie nosi przy tym
spodni. Mama Kangurzyca samotnie wychowuje nie wiadomo czyje dziecko, jednoczenie
zyjac na kocia lape z jakims Tygrysem. I wszyscy oni odwiedzaja sie akurat w porze
kapieli. A najgorszy jest Klapouchy, ktory z powodu odpadajacego ogona chodzi z
gwozdziem w dupie. Kiedys mi to wszystko nie przeszkadzalo ale, jak ktos juz tutaj
powiedzial, starosc nie radosc.
.....- A co slychac u Malenstwa?
.....- Malenstwo jest w porzadu. Ostatnio zapytalo czy ejakulacja wystepuje w zwiazku
z istnieniem punktu Grafenberga i czy mozna go znalezc przy pomocy srodkowego palca.
Dostalo za to lanie.
.....- No i co?
.....- No i nic. Natychmiast potem znowu o to zapytalo.
.....Maly pokiwal glowa.
.....- Znalem kiedys jednego Grafenberga, - powiedzial. - Byl sedzia na moim
procesie. Tylko nosil inne nazwisko. Kopyzdra czy Kuciapa. Cos w tym rodzaju.
.....- Ale ostatecznie wygrales? - upewnil sie Pantarej.
.....- Tak, - przytaknal Maly. - A zajelo to zaledwie trzy lata i osiem miesiecy.
Niezwykle blyskotliwy sedzia.
.....- Rzeczywiscie, - zgodzil sie Krobin. - Prawdziwy prawniczy leb. Nawet pocesy
lustracyjne trwaja krocej. A ty o co sie sadziles?
.....- O szmal, laskawco.
.....Pantarej wydal wargi.
.....- O co to sie ludzie teraz po sadach nie ciagaja, - westchnal.
.....- Pecunia non olet, - zaprotestowal Maly.
.....- Noblesse oblige, - skontrowal Pantarej.
.....- Ex libris, - zakonczyl Krobin.
.....Ogromna ciezarowka zaslonila nasze odbicia w witrynie na przeciwko. Kiedy
pojawilismy sie znowu ktorys z nas ukladal z pustych szklanek piramidke: dwie dolne
lezaly, cztery gorne staly, a po bokach sterczaly precyzyjnie zbalansowane widelce.
.....- No wiec, - kontynuowal Pantarej, - zaprosily nas do tego starego fortu na
przedmiesciach. Jedzie sie tam ze dwa tygodnie tramwajem, a potem jeszcze trzeba
przemierzyc niezmierzone ostepy na tylach Walcowni czy czegos takiego. Dzicz
kompletna, panie dziejku, nawet zelbet juz tam nie rosnie. Nie pamietam czy
ostatecznie pojechalismy wszyscy, ale ja bylem na pewno. Przypuszczam ze takze
dlatego, ze mialem wtedy miesieczny na te wlasnie linie, wiec dojazd nic mnie nie
kosztowal. Gdybym wiedzial co nam tam pokaza przybieglbym i to na dwu zlamanych
nogach.
.....- Mialem kiedys zlamana noge, - przerwal Maly. - Wlasciwie nie bylo to nawet
zlamanie nogi co raczej pekniecie serca.
.....Krobin pokrecil glowa.
.....- Tyle razy mowilem: trzeba takiej kupic kwiaty. Albo sznurem od zelazka. Albo
jedno i drugie. Wydaje wam sie, ze jak nie chodza na czterech lapach i maja
przeciwstawne kciuki to od razu sa od tego ludzmi? To jest zupelnie inny gatunek. Z
nimi sie nie da na rozum, bo one same nie wiedza czy go w ogole maja. Mysla jedno,
mowia drugie a robia trzecie. Rutynowo. I zadna z nich nie widzi w tym sprzecznosci.
.....- A tak miedzy nami, - podjal Pantarej - Jak ci sie udalo ja zalatwic? Przeciez
nie mieliscie umowy.
.....- Nie mielismy, - przytaknal Maly. - Coz, sadzilem po prostu, ze jesli komus
pozyczam pieniadze to mam prawo oczekiwac, ze zostana mi zwrocone. Ona zas
najwyrazniej uwazala, ze gdy uda jej sie na czyms polozyc lape to juz jest to jej i
koniec. Mozna wiec powiedziec, ze chodzilo tylko o male nieporozumienie. Ale nim ono
nastapilo korespondencyjnie uzgadnialismy jak sie ma ten zwrot odbyc i to byly
wlasnie moje dowody na jej uznanie dlugu.
.....- Dogadywaliscie sie juz a ona pozniej tak po prostu postanowila nie oddawac?
.....- Przeciez wam mowie, ze to nie sa ludzie, - powtorzyl Krobin. - Macie problemy
ze sluchem?
.....- Coz, przypuszczam, ze to jej alfons ja przekonal.
.....- Kto?
.....- Jezeli gdzies jest kurwa to musi byc i alfons, - rzekl z przekonaniem Maly. -
Taki jest porzadek wszechswiata.
.....- A ty wiesz kim byl ten gosc?
.....- Jasne. Nawet zeznawal przeciwko mnie jako swiadek. Wszyscy razem studiowalismy
na Polibudzie. Sadzicie, ze udzielam pozyczek nieznajomym?
.....- Rzeczywiscie, - rzekl z przekasem Pantarej. - To byloby nieostrozne.
.....Wszyscy trzej pokiwalismy glowami. A gdy skonczylismy kiwac Krobin powiedzial:
.....- Tez kiedys bylem nieostrozny.
.....- Sluchamy, - poinformowal go Maly.
.....- Bedzie to smutna historia, - ostrzegl Krobin. - Usmiejecie sie.
.....Wracalem wlasne z obozu nad Wierzchowem i pociag wysadzil mnie o jakiejs
idiotycznej porze. Pol do piatej, czy cos kolo tego. Rano. W niedziele.
.....- Tez byles w Granatowej?
.....- Wtedy jeszcze bylem u Lodziarzy. Oni mieli swoja nore na Loretanskiej, w
energetyku.
.....- No i co?
.....- No i nic. Wylazlem z dworca, caly ublocony i z wilgotnym plecakiem, ktory
smierdzial chyba jeszcze bardziej niz ja. Jak to po miesiacu w lesie. W dodatku bylem
zarosniety po pachy. Kiedy czlowiek ma lat szesnascie czy siedemnascie nie powienien
sie juz nigdzie na dluzej ruszac bez maszynki. Ale wlasnie nie ma jeszcze az tylu lat
zeby to zauwazyc. W kazdym razie musialem wygladac jak taki co to sie wlasnie wymknal
z oblawy augustowskiej. Mialem nawet zakrwawiony noz, bo dwie noce wczesniej na
cipiora oprawialismy wiewiorke.
.....Zylem wtedy, - mowil dalej Krobin - na obrzezach, w blokowisku z wielkiej plyty.
Wiecie, z tych co to je powymyslal ten kutas Corbusier, ale sam nigdy w czyms takim
nie mieszkal, cwaniaczek. Oczywiscie tego rodzaju miejsca nie leza w poblizu
czegokolwiek, szedlem wiec przez miasto w poszukiwaniu jakiegos transportu. Ale bylo
pusto jak po zarazie i za cholere nic nie chcialo jechac. I nagle do mnie dotarlo, ze
przeciez skoro juz tu jestem, moge sie od razu zalatwic z kosciolkiem. Nie musialbym
potem jechac cala droge z tego mojego wygwizdowa i jeszcze raz tam wracac. Wiec
zaczalem sie pilnie rozgladac.
.....Mozecie mi wierzyc, ze tam skad pochodze, kosciolow nie brakuje. Wystepuja w
roznych ksztaltach i rozmiarach. Duze. Male. Stare. Nowe. Ladne i architektura
wspolczesna. I nie tak jak tu, gdzie zostaly same budynki, ktore maja szczescie jesli
ich kto uzywa przez kwadrans raz na pare tygodni. Albo sluzace za odwiedzalnie dla
likendowych turystow. Albo te juz przekonwertowane na Bog jeden wie co. Albo w ogole
opuszczone. Nie. Tam u mnie koscioly maja wyposazenie i zaloge. I, od czasu do czasu,
stuprocentowe oblozenie az po krokwie. Ale nawet tam u mnie i nawet w niedziele
koscioly nie sa szczegolnie otwarte o piatej czy piatej trzydziesci rano. Trzeba sie
naprawde dobrze rozgladac.
.....Ale ja bylem wlasnie atestowanym tropicielem, w koncu wiec znalazlem to czego
szukalem. W samym centrum, tuz przy Okole. Przypadkowo jeden z najstarszych. Tutaj
taki styl nazywa sie normanskim, w odroznieniu od romanskiego. Ale tam u mnie nie
bylo ani Wikingow ani Rzymian, wiec wszystko co jest z bialego juraja i ma male
lukowe okna w grubych scianach, nazywa sie stylem romanskim.
.....- Nie bylo u was Rzymian? - zdziwil sie Pantarej.
.....- Nie. Do nas nie dotarli. Bo po drodze byli Niemcy, niestety. Dlatego nigdy nie
zostalismy ucywilizowani. Oni zreszta tez nie.
.....- No i co?
.....- No i nic. Jeszcze bardziej przypadkowo byl to akurat kosciol klasztorny.
.....- Bylem kiedys w jednym starym klasztorze, - przerwal Maly. - Wlasciwie nawet
nie byl to klasztor tylko raczej gmach sadu. I nawet nie byl taki stary.
.....- No ale ostatecznie kase odzyskales? - upewnil sie Pantarej.
.....- Tak. I to nawet z kosztami. Najdrozszy okazal sie informatyk. To znaczy biegly
od przestepstw komputerowych. Dwa lata zajelo mu potwierdzenie, ze jeden email
zarchiwizowany w inboxie na koncie A pochodzi na pewno i bezdyskusyjnie z konta B. Bo
ona utrzymywala, ze to pewnie ja sam wyslalem go do siebie zeby ja wrobic.
.....- A co ja mowilem o braku rozumu? - zapytal Krobin. - Moze choc reszta byla
znosna? - podrzucil z nadzieja.
.....- Kiedy jeszcze bylismy na studiach to tak, - przyznal Maly. - Ale pozniej juz
nieszczegolnie. Cellulit nie wybiera. Ale gdy sobie przypomne jak kiedys na praktyce,
pomimo mapy, atlasu i kompasu potrafila sie zawsze precyzyjnie i bezblednie zgubic,
to faktycznie cos z tym rozumem musi byc. Co prawda kompas w cinquecento pokazuje
zawsze w kierunku silnika. W dodatku umiejetnie dobierala sobie samych niewlasciwych
znajomych. Na przyklad tego jej alfonsa. Albo mnie.
.....- Ty tez byles niewlasciwy?
.....- Oczywiscie. To nimfomanka. Jej potrzebny jest jakis super jebaka a nie ktos o
normalnej potencji. Chocby i z wyobraznia.
.....- I ten alfons to taki ogier? - dopytywal sie Krobin.
.....- No wiec podobno nic wlasnie. Moze dlatego ostatecznie po latach za niego nie
wyszla. A on ma zone, ktora jest ktos zupelnie inny. Ale zdaje sie, ze dalej sa dosc
blisko. Przynajmniej na tyle, zeby on na poczekaniu skladal jakie badz akurat jej
potrzebne zeznania. Moze maja trzyosobowe lozko, albo cos w tym rodzaju?
.....- Jak taka dyplomatycznie zdefiniowac? - zastanowil sie Pantarej. - Moze brak
jej pewnego elementarnego wyczucia przyzwoitosci i jednoczenie obciaza ja gleboka
niewiedza na temat wlasnych ograniczen?
.....- Dyplomatycznie to by bylo krocej, - orzekl Maly. - Glupia suka, po prostu.
.....- Chcialbym miec trzyosobowe lozko, - powiedzial Krobin. - Puchatek i Prosiaczek
po lewej, Malenstwo z Kangurzyca po prawej, Klapouchy pod glowe, a Krolik w nogach.
.....- A Tygrys?
.....- Tygrys moglby spac z Sowa. Pod lozkiem. Nie lubie skurwysyna.
.....- A co to wlasciwie jest poltorej corki? - zapytal Maly.
.....- System naprzemiennej opieki nad potomstwem, - wyjasnil Krobin. - Trzy i pol
dnia tygodniowo ja, trzy i pol dnia tygodniowo byla zona. Czyli, po komasacji
aktywow, wychodzi ze posiadam na stale poltorej corki.
.....- Tak, - przyznal Pantarej. - Teraz wszystko jest jasne. Nie mogles nam tego
powiedziec od poczatku?
.....- Wy tez swoje historyjki opowiadacie od konca.
.....- Rzeczywiscie. Wiec na czym to ja skonczylem?
.....- Na bogactwie i slawie, - podpowiedzial zgryzliwie Maly. - I na tym ze czasami
nie staje.
.....- Nie, to bylo pozniej. Wczesniej mowilem ze pojechalismy do tego starego fortu.
.....- Chyba odwrotnie, - zaoponowal Krobin. - To wlasnie mowiles pozniej.
.....- Niewazne, - zgodzil sie Maly. - Niech juz mowi. Inaczej nigdy wam nie opowiem
jak sie to wszystko zaczelo.
.....- Chyba skonczylo.
.....- Niewazne! - ryknelismy na niego obaj i wlasnie wtedy podeszla do nas waiterka.
.....- Sorry, guys, - powiedziala. - We've just got a call from someone who wants to
talk to mister Christopher Robin. Would that one of you, by chance?
.....- To do mnie, - oswiadczyl Krobin i wstal.
.....Patrzylismy za nim, a po chwili Maly zapytal:
.....- No i co ostatecznie bylo z tym fortem?
.....- No nic, - odpowiedzial Pantarej. - Plac broni byl przerobiony na parkur. To
znaczy tam, skad juz ze sto lat temu musiano ukrasc bruk, nasypano trocin i piasku.
Kaponiera tez juz sie oczywiscie zapadla, ale gdy wdrapales sie na nia, siedziales
jak na trybunie. Byl nawet gosc z kielbaskami i baba co robila lody. Jarmark full
wypas. No a te nasze nowe laski, wszystkie w leginsach i puentach, staly rzadkiem
obok wejscia na hipodrom z wlosami w tak zwana konska kupe i z aksamitkami na
szyjach. A obok nich zobaczylem tego chlopa: mial gumofilce i fufajke. I
czapke-spuszczanke. I konduktorskie wasy. No, po prostu byl wspanialy. I wtedy
zrozumialem, kim chcialbym zostac kiedy dorosne. To bylo wlasnie to, co chcialem w
zyciu robic.
.....- O czym opowiadal? - wtracil Krobin, ktory wlasnie zdarzyl wrocic do stolika.
.....- O tym, ze poszedl do cyrku, - wyjasnil Maly. - Byla tam baba w gumofilcach co
robila loda, chociaz juz miala calkiem zapadnieta kaponiere. Mowie ci: full wypas.
.....- Kaponiere? - upewnil sie Krobin. - Czy nie tak nazywal sie ten sedzia z
twojego procesu?
.....- Nie, - powiedzial Maly. - On sie nazywal Kozydra albo Kusina. Cos tym rodzaju.
.....- A nie Kuciapa? - zapytal Pantarej.
.....- Jesli juz to raczej Kacipa, - sprostowal Maly. - Wybitny fachowiec. Tylko trzy
razy musialem mu wyjasniac co to jest email i jak sie to pisze. Oraz dlaczego, skoro
dostalem go na moj komputer, nie przynioslem tego
komputera na rozprawe jako dowod rzeczowy.
.....- A jaka byla linia obrony pozwanej?
.....- Zmienna. Poczatkowo twierdzila oczywiscie, ze zadnej pozyczki nie bylo a
przelew wzial sie stad, ze bylismy w kombinacie.
.....- Moze w konkubinacie? - podrzucil ze znawstwem Krobin.
.....- Moze, - wzruszyl ramionami Maly. - Nie znam sie na przemysle ciezkim. W kazdym
razie, mimo mojego zapewnienia, ze ona niewatpliwie potrafilaby zrobic ten kombinat,
a moze nawet dwa lub trzy w czasie dwukrotnie krotszym, pan sad Kwapina jej nie
uwierzyl. Powiedzial, ze na takie rzeczy trzy miesiace to za malo.
.....- A nie Kucipa? - zapytal Pantarej.
.....- Moze Kupizda, - przyznal Maly. - Cos w tym rodzaju.
.....- Znalem jedna Kupizde, - powiedzila Krobin. - Wlasciwie nawet niezupelnie ja
znalem. I nie mam pojecia jak sie nazywala.
.....- Czy to bylo w tym klasztorze o piatej nad ranem?
.....- Tak. Skad wiedziales?
.....- Remote viewing, - wyjasnil Pantarej.
.....- No i co bylo z tym klasztorem? - zniecierpliwil sie Maly.
..... - No nic, - powiedzial Krobin. - Wladowalem sie do nawy, z tym smierdzacym
plecakiem, ubloconymi butami, zakrwawionym nozem i geba jak zapuszczony bobr.
Usiadlem cichutko w kaciku, jako ze akurat przyszedlem w sam czas a moze nawet
troszeczke po nim. I od razu zauwazylem dwie rzeczy. A w kazdym razie ogolnie je w
ktoryms momencie zauwazylem, choc moze niezupelnie od razu.
.....Musicie zrozumiec, - objasnial nam, - ze byl to akurat nie tylko klasztor, ale w
dodatku przypadkiem klasztor zenski. I, jakby wam tego jeszcze nie wystarczylo,
klasztor konteplacyjny. Zadne tam jakies Siostry Milosierdzia, co to je tu tez macie
i ktore sie szwendaja po ulicach, czasem nawet w cywilu. Nic z tych rzeczy. To sa
mniszki w habitach i kwefach. Moze nawet z wlosiennicami pod spodem. Nigdy nie
opuszczaja murow, nikt ich nigdy nie widuje i prawie nigdy z nikim sie nie
kontaktuja. Nawet jak im wysadzi kibel musza sobie organizowac feminalnego plumbera,
bo mezczyzna nie ma wstepu do klauzury. Po prostu pustelnice. Moglibyscie zapytac
czemu z taka regula zainstalowaly sie akurat w samym srodku milionowego miasta. Ale
wlasnie o to chodzi. Kiedy sie tam instalowaly, zadnego miasta jeszcze wokol nie
bylo. Tylko krzaki i wilkolaki. I witcher Gerald oprawiajacy smoka, byc moze.
.....Kosciol w srodku, gdybyscie kiedykolwiek go odwiedzili, przedzielony jest przez
cala wysokosc zelazna krata. Za krata jest jeszcze kotara, tez do samego sklepienia.
Przednia czesc nawy dostepna jest wiernym, w tylnej urzeduja tylko one. Nie mozesz
sie do nich w zaden sposob zblizyc, ani nawet ich zobaczyc. Ale mozesz je slyszec jak
spiewaja podczas responsorium. Mowie wam: czad i full wypas.
.....- No i co? - zapytal Maly z przejeciem.
.....Pantarej przyjzal mu sie z ukosa, a Krobin powiedzial:
.....- No i nic. Siedzialem tam w kacie, zeby soba zbytnio nie zanieczyszczac
podnioslego wnetrza. I dopiero w polowie serwisu zaczelo do mnie docierac, ze cos
jest nie w porzadku. Przede wszystkim nawa nie byla pusta, co jak na te pore bylo
dosc niezwykle. Ale to dopiero po drugie. Bo po pierwsze i najwazniejsze nie bylo
kotary.
.....- Jezeli natychmiast nie zaczniesz znow oddychac to sie udusisz i umrzesz, -
powiedzial Pantarej.
.....Maly popatrzyl na niego z uraza.
.....- Czego znowu od ciebie chcieli? - zwrocil sie do Krobina.
.....Krobin machnal reka.
.....- Robia pulapke na slonia. Zapomnieli czy ma byc w polnocnej czy w poludniowej
czesci Stumilowego Lasu. Poza tym Malenstwo chcialo wiedziec czy moze na polowanie
zalozyc mini i pantofle z obcasami.
.....- I co im powidziales?
.....- Ze to wszystko jedno. Slonie i tak nie istnieja, a Krolik i tak wpadnie w
kazdy dol, obojetnie gdzie go wykopac. Zostawilem im kartke, ze wyszedlem i jestem
zajety, ale oni ja zle przeczytali. Sadzili, ze poszedlem gdzies za jakims jetykiem.
- Rozlozyl rece. - Czasami nie sa zbyt kumaci.
.....- To jeszcze nic, - powiedzial znienacka Pantarej. - Ci moi kiedys omal nie
wymordowali wszystkich czerwonoskorych na Wyspie. Bo sadzili ze zostalem przez nich
porwany. A potem, kiedy robilismy abordaz, ta mala kretynka podpalila lont zanim
zdazylismy sie zmyc z pokladu. Cud, ze nikomu niczego waznego nie urwalo. Mowilem jej
potem, ze miala przeciez poleciec przodem, znalezc prochownie i poczekac na sygnal,
ze juz po wszystkim i ze skaczemy do wody. A ona na to, ze sie starala zapamietac co
powiedzialem, ale jest przeciez za mala by sie w niej zmiescilo az tyle slow na raz.
.....- Ziemianie, - skwitowal to Maly. - Posiadalem kiedys niewielka planete. Tak
mala, ze gdyby zalegly sie na niej baobaby zupelnie by ja rozsadzily. Mowilem wiec
tej idiotce, zeby mnie ostrzegla jesli cos zauwazy. Nie moglem przeciez ciagle miec
oka na wszystko. Zreszta zawsze bylem w poblizu. Zwykle ogladalem zachod slonca, a
kiedy sie konczyl przesuwalem po prostu krzeslo i moglem ogladac wszystko od
poczatku. Ale z nia nie szlo sie dogadac. No i w koncu musialem sie stamtad
wyprowadzic.
.....- One juz takie sa, - podsumowal Krobin. - Mowilem wam o tym, - przypomnial.
.....- Tak, - przyznal Panterej. - Mowiles.
.....- Ale jak dotad tylko trzy albo cztery razy, - uzupelnil Maly. - Mozna bylo
wytrzymac.
.....- A w jaki sposob, - odbil pileczke Krobin, - zdolales panu sadowi Kozdupie
udowodnic, ze konto B nalezalo do pozwanej a nie do kogos innego?
.....- Kipawie, jesli juz. - Maly westchnal. - No coz. Wszedlem po prostu w stosunek
konfidencki z najszkodliwsza instytucja po tej stronie galaktyki.
.....- Izba Skarbowa, - domysli sie Krobin. - I nie bales sie, ze i ciebie przy
okazji przeswietla? A moze wyslales anonim?
.....- Nie czytaja juz anonimow, - oswiadczyl ze znastwem Pantarej.
.....- Tak w kazdym razie mowia, - zgodzil sie Maly. - Wiec na wszelki wypadek
podpisalem sie imieniem i nazwiskiem. I wyslalem list przez reprezentujaca mnie
kancelarie. Nawet dostalem odpowiedz. Mogliby mi skoczyc, - dodal. - Spoznili sie.
Teraz, zeby mnie nazywac podatnikiem, trzeba nosic korone.
.....- Zostales arystokrata, - pokiwal glowa Krobin.
.....- Niczym nie musialem zostawac, - powiedzial obojetnie Maly. - Jestem ksieciem.
.....Zamilklismy, przypominajac sobie nagle, ze faktycznie nim jest.
.....- A co bylo w liscie? - podjal po chwili Krobin.
.....- Prawda.
.....- To wszyscy rozumiemy, - zapewnil Pantarej. - A tak bez szczegolow?
.....Maly znowu westchnal.
.....- No wiec byc moze takze za jakas czesc tych moich pieniedzy kupila mieszkanie w
Starym Kraju. Nawet niedaleko naszej dawnej Alma Mater, tyle ze po drugiej stronie
Rakowic.
.....- No i co?
.....- No i nic. Wynajmowala je innym Ziemianom, oglaszajac sie z tym w Sieci.
Uzywala przy tym tego samego adresu mailowego. Izba napisala mi, ze dziekuje za
informacje, ale o zadnych wynikach dochodzenia fiskalnego mnie nie poinformuje bo nie
jestem strona. Wiec bym sie o niczym nie dowiedzial, gdyby to ona sama nie zaczela
tego streszczac panu sadowi Kozopycie. Na dowod jakim jestem zlym czlowiekiem, ze az
na nia donosze.
.....- Mowiles, ze nazywal sie Kipawa, - zaoponowal Krobin.
.....Maly zbyl go machieciem reki.
.....- Sad zapytal, po co to wszystko zrobilem. A ja na to, ze chodzilo mi o
potwierdzenie adresu mailowego pozwanej. I ze uzywa go ona do spraw
prawno-finansowych, takich na przyklad jak skladanie ofert w rozumieniu przepisow
kodeksu cywilnego, artykul szescdziesiaty szosty. A nie do zabawy. A wiec mail
uznajacy zasadnosc moich roszczen, pochodzacy z tego wlasnie i nalezacego do niej
samej konta, nalezy traktowac jako uznanie dlugu przez dluznika. Quod erat
demonstratum. I jeszcze, ze nie interesuja mnie podatkowe poczynania pozwanej. Ani
zadne inne.
.....- Tak mu powiedziales?
.....- Tak wlasnie. To bylo pierwsze kuku, ktore sama sobie zrobila.
.....- A moze ona jednak placila podatek od dochodu wyniklego z wynajmowania tego
mieszkania? - zastanowil sie Pantarej.
.....- Moze i placila, - wzruszyl ramionami Maly. - Ludzie robia czasami takie
rzeczy, ze nie uwierzylibyscie nawet widzac je na wlasne oczy.
.....- No, to juz ja wtedy miales.
.....- Jeszcze nie. Wtedy dopiero pan sad zarzadal udowodnienia, ze A i ze B.
Musialem wiec oplacic tego ich gminnego rzeczoznawce od przestepstw komputerowych.
Moze zreszta byl powiatowy. Tak, mowie wam: w tej zabitej dechami dziurze na
tarnowszczyznie, z ktorej ona pochodzi, powialo nagle wielkim swiatem.
.....- I wtedy ona zrobila sobie drugie kuku, - powiedzial Pantarej.
.....- Skad wiesz?
.....- Remote viewing, mate.
.....- No wiec, rzeczywiscie, - podjal Maly. - Na tej samej rozprawie, zeby uratowac
to co wlasnie przed chwila sama sobie zepsula, zaofereowala rozwiazanie polubowne. Ze
mianowicie odda pol kasy.
.....- Skoro juz sama przyznala, ze jednak ma cos do oddawania, ja bym poczekal na
calosc, - rzekl Krobin.
.....- To wlasnie powiedzialem panu sadowi Kozopale, - ucieszyl sie Maly. - I na tym
stanelo.
.....- Pieknie, - pochwali Pantarej. - Nie myslales moze by samemu zostac adwokatem?
.....- Nie mam czasu na robienie drugiej magisterki. Ale jezeli tez cos jej
pozyczyliscie, moge wam udzielic porady jak to teraz odzyskac.
.....Miedzy nami a sklepowa witryna naprzeciwko stala teraz limuzyna o podwyzszonym
dachu. Kilka innych zatrzymalo sie tuz za nia. A przed nia, przebierajac ze
zniecierpliwienia wszystkimi szesnastoma nogami, stal okryty kirem zaprzeg z czarnymi
kitami na lbach. Powozila istota o wlosach upietych pod cylindrem; miala bardzo
obcisle spodnie wpuszczone w bardzo wysokie buty.
.....- Biednego by tak nie chowali, - zacytowal Maly.
.....- Do rydwanu faraona przyrownam cie, przyjaciolko moja, - zacytowal cos zupelnie
innego Krobin.
.....- Tak wlasnie bylo, - przytaknal Pantarej. - Te nasze nowe laski staly tam
rzadkiem, jedna obok drugiej, ulizane jak robokopy z "Addicted to love" - tyle ze w
puentach i aksamitkach. No i zmniejszone do tych swoich czternastu czy pietnastu lat.
Staly w pozycji baletowej numer szesc, trzymajac sie za lokcie za plecami.
Powodowaly, ze zaraz za wejsciem do fortu istniala niewidzialna sciana. Po jej
zewnetrznej stronie ludzie rozmawiali wchodzac, ale gdy przekraczali jej linie
powietrze natychmiast przestawalo konduktowac akustyke.
.....W powietrzu wisiala absolutna pewnosc, ze za chwile bedzie mialo miejsce cos
calkowicie niewyobrazalnego. Zostanie odbyty jakis obrzed o charakterze inicjacyjnym.
Stanie sie cos bachicznego i artemidyjskiego zarazem. I ze beda ofiary, tak wsrod
uczestnikow jak i wsrod widzow. Cos zostanie z nimi zrobione i to cos bedzie mialo
apokaliptyczne konsekwencje. I widzialem ze swego miejsca, ze one, te nasze nowe
laski w wieku lat czternastu czy pietnastu, doskonale o tym wiedza.
.....I nie wiem dlaczego, ale nagle doznalem wrazenia, ze nawet wypust kaponiery, na
ktorej siedzialem, ma erekcje.
.....- Ja wiem dlaczego, - powiedzial Maly. - W tym wieku to zupelnie normalne.
.....Pantarej popatrzyl na niego i przez kilka sekund milczal nim odrzekl z
naciskiem: - Niczego jeszcze nie wiesz. Ja tez jeszcze wtedy niczego nie wiedzialem.
.....Znowu stala nad nami waiterka. Stala, jak zauwazylismy, w pozycji baletowej
numer szesc, ale z dlonmi zlozonymi na podolku. Stac tak musiala juz od pewnego
czasu, bo usmiechala sie tak, jakby mozna po niej oczekiwac gdyby tak wlasnie bylo.
.....- Mister Pan? - zapytala.
.....Patrzylismy za Pantarejem gdy szedl za nia w strone baru.
.....- Gdzies juz o tym czytalem, - przypomnial sobie Krobin. - Zdaje sie, ze
chodzilo o przywolywanie urodzaju w Sparcie czasow przed-klasycznych. Artemis Orthia,
albo Wyprostowana, to byla nazwa rzezbionego slupa, byc moze z gruszy, do ktorego
ofiare przywiazywano witkami wierzby i biczowano az do wystapienia reakcji
orgazmalnej. Ofiara uzyzniala ziemie ejakulatami i krwia. Nagroda byl tytul artemidy
i dwudziestosmiodniowy okres formalnego ubostwienia. Albo tytul herosa i
dwudziestoosmiodniowy urlop na zobaczenie sie z zona i wykonanie orki.
.....Maly popatrzyl na niego, ale nic nie powiedzial. Siedzielismy wiec w milczeniu.
Pantarej wrocil po niedlugiej chwili.
.....- O czym opowiadal? - zapytal wskazujac Krobina.
.....- O systemie naprzemiennej opieki na potomstwem, - wyjasnil Maly. - Trzy i pol
dnia tygodniowo zenskim, trzy i pol dnia tygodniowo meskim. Siewy, pokwitanie,
dojzewanie, defloracja, dozynki i tak dalej.
.....- Czego od ciebie chcieli? - przerwal mu Krobin.
.....- Drobiazg. - Pantarej machnal reka. - Znowu po ciemku zadeptali Krokodyla.
Przez cala noc podchodzili czerwonoskorych, ktorzy przez cala noc podchodzili
piratow. Ktorzy z kolei przez cala noc podchodzili ich. Tak jest przez caly czas.
Wszyscy sa ciagle niewyspani, bo gdy tylko zajdzie slonce na Wyspie zaczyna sie
gromadne lazenie.
.....- A Krokodyl?
.....- Zrobili mu reanimacje wioslem. Chyba mu nie zaszkodzila, ale byc moze
rozwalili przy tym budzik. Bede musial znowu skolowac nowy. - Pokrecil glowa. - Nie
do wiary ile zlomu moze sie zmiescic do takiego jednego gada. Do tej pory musi juz
chyba wazyc z tone, a mimo to dalej plywa!
.....Cala trojka pokrecilismy glowami.
.....- Tez kiedys plywalem, - powiedzial Krobin. - Wlasciwie nawet niezupelnie bylo
to plywanie.
.....Siedzialem po prostu w kacie obok poludnowej kolumny, pod nawisami baroku i
innych smieci z roznych epok, i patrzylem na te grupe w poblizu oltarza. Bylo jeszcze
bardzo wczesnie, ale juz na tyle jasno by nie dalo sie tego przeoczyc. To nie byli
przypadkowi ludzie. Zawsze mozesz wyodrebnic z tlumu grupe, po sposobie w jakim
wzgledem siebie siedza albo stoja. Po tym jak sie komunikuja na poziomie
pozawerbalnym: gestami, spojzeniami. Subtelnym nachyleniem glowy. To jedna z
pierwszych rzeczy, ktorej cie ucza. W pustej nawie nie mialem z tym najmniejszych
klopotow.
.....- Kto ucza? - zapytal Maly.
.....- Nie pamietam. To jedna z drugich rzeczy, ktorych cie ucza.
.....W kazdym razie mezczyzni byli w garniturach a kobiety w sukniach. Nie slubnych
ale raczej w takich w jakich sie idzie na cudzy slub. Bylem pewien, ze sie znaja i ze
przyszli tu razem. Ale to byla dopiero polowa sytuacji, bo nagle powzialem takie samo
podejzenie takze wobec ksiedza a nawet i ministranta. Choc oczywiscie w ich przypadku
bylo to duzo trudniej stwierdzic. Kiedy zachowujesz sie w ramach sztywnej konwencji,
na przyklad celebry, ukrycie jezyka ciala przychodzi ci duzo latwiej niz gdybys
probowal byc naturalnym. Udawanie, ze sie niczego nie udaje jest najtrudniejsza ze
sztuk. Nikt cie tego nigdy nie nauczy.
.....Ale to wszystko bylo po drugie, i moze wlasnie dlatego zauwazylem to najpierw.
Dopiero kiedy w koncu zdalem sobie sprawe, ze spiew podczas responsorium ma zupelnie
inne, nie tlumione przez kotare brzmienie, zrozumialem co naprawde jest nie tak.
.....Maly nie poruszal sie i mial zupelnie okragle oczy. Pantarej wskazal go
Krobinowi przy pomocy subtelnej komunikacji pozawerbalnej.
.....- No wiec wlasnie wtedy, - podjal Krobin bez mrugniecia, - zwrocilem uwage na
ten obraz na przeciwleglej scianie. Przedstawial rycerza w plytowej zbroi jadacego
konno i wiozacego przed soba na siodle zupelnie naga kobiete. Siedziala po damsku,
przodem do widza, z dlonmi na podolku, spuszczonymi oczyma i rozpuszczonymi wlosyma w
kolorze archetypicznego dziewictwa. Jechali przez ciemny las, a ja mialem moze z
dziesiec lat i bylem tym do glebi wstrzasniety. I nie zastanawialem sie gdzie
podziala ubranie, czy jej tak nie zimno albo czy sie nie wstydzi. Nawet dokad jada i
co tam beda robic. Frapowalo mnie wylacznie gdzie mogla, nie majac wszak kieszeni,
schowac ten otwieracz do konserw. I jak sobie ewentualnie poradzi bez niego.
.....Maly skrzywil sie, obrzucajac nas spojzeniem pelnym najglebszego zniechecenia.
Bez jednego slowa wstal i ruszyl w strone wlasnie idacej ku nam waiterki.
.....- Kosmici, - skwitowal Krobin, gdy oboje byli juz poza zasiegiem glosu.
.....- Nie lubie go, - przyznal Pantarej.
.....Krobin zadumal sie.
.....- Coz, - rozlozyl rece. - Schizofrenia tez nie wybiera.
.....- Ktos o normalnej potencji. - Pantarej uczynil wysilek aby zarechotac. - Alez
to pan Wolodyjowski! A skades sie tu wzial, Michale? Siedziales pod stolem, czy co? A
po co mialem siedziec? Stalem sobie zwyczajnie. Gdyz, jak wszyscy wiecie, jestem na
szczescie sredniego wzrostu.
.....- Mnie wybrala, - uslyszelismy nagle zza jego plecow.
.....W absolutnej ciszy Maly spokojnie usiadl na swoim miejscu. Jednoczesnie
popatrzylismy w kierunku, w ktorym sie przed chwila oddalil i niektorym z nas wydalo
sie, ze ciagle widza tam jego znikajace w polmroku plecy.
.....Krobin kopnal Pantareja pod stolem.
.....- Remote viewing? - zapytal polglosem.
.....- Nie, - odpowiedzial Maly. - Time warping.
.....W ogole na nas nie patrzyl.
.....- Czas jest zawsze liniowy, ale nie zawsze dla zewnetrznego obserwatora, -
uscislil. - Wszystko zalezy od punku odniesienia.
.....Przygladalismy sie mu, jak powoli siega po nasze szklanki i zaczyna dostawiac je
do zbalansowanej na srodku stolika piramidki: jedna na tym poziomie pod takim katem,
inna gdzie indziej i na kancie, a jeszcze inna na samym szczycie w stanie chwiejnej i
calkowicie niemozliwej rownowagi.
.....- Znalem kiedys jednego zewnetrznego obserwatora, - powiedzial jak zwykle
oczytany Krobin. - Pracowal w teatrze. Sprawowal urzad, ktorego funkcja polegala na
przydzielaniu miejsc na widowni. Teodora miala wowczas czternascie czy pietnascie lat
i jeszcze na swej drodze nie spotkala ani Justyniana, ktory jeszcze nie zostal
cesarzem, ani Belizariusza, ktory jeszcze nie zostal jego glownym rywalem. Poki co
wprawiala sie do swej przyszlej profesji bedac, mozna powiedziec, wnuczka Koryntu.
Mimo ze juz w pelni rowinieta, jako wciaz nieletniej przyslugiwal jej przywilej bycia
traktowana jak dziecko. W praktyce oznaczalo to, ze w lecie na przedstawienia wolno
jej bylo przychodzic boso i majac na sobie tylko przepaske na biodra i szeroki
kapelusz od slonca. Jej sztuka polegala na tym, ze w kluczowym momencie przepaska
rozwiazywala sie i gdzies gubila. Teodora, skromnie zaslaniajac sie kapeluszem i
skarzac na jakis dowcipnisiow, ktorzy jej ja mieli zerwac, glosno wzywala tego
urzednika aby jej pomogl odnalezc zgube. Doprowadzala go tym do rozpaczy. Aktorzy na
scenie mogli sobie wtedy wyglaszac co tylko chcieli. Mogli miec wiarygodne rozterki
moralne albo nawet przekonujaco umierac. Publicznosc byla zachwycona, ale akurat na
nich nikt nie zwracal najmniejszej uwagi.
.....- Tak wlasnie bylo, - potwierdzil Pantarej. - Tylko nawet jeszcze bardziej. Z
wyjatkiem mnie, bo ja widzialem wszystko a nie tylko to, co widzieli wszyscy inni.
Wiecie moze jakie sa rozmiary biustonoszy? - zapytal nagle.
.....Pospieszylismy z odpowiedziami, jeden z imperialna a drugi z metryczna.
.....- To na nic, - zdecydowal. - Zalozmy, ze po prostu jeden, dwa i trzy. Moze
jeszcze cztery, w nadzwyczajnych przypadkach.
.....No wiec, - ciagnal - te nasze nowe laski z podstawowki mialy po trzynascie czy
pietnascie lat i robily wszystko aby wygladc jak na to zaslugiwala okolicznosc. Widac
bylo ze musialy wlozyc w to wiele cwiczen i przygotowan. Ale akurat w tej jednej
sprawie nie bylo szalu; wszystkie razem, a bylo ich szesc czy siedem, moze moglyby
sie uskladac na pol. No, powiedzmy trzy czwarte.
.....Ale mialy puenty i leginsy. I byly w aksamitkach.
.....Biegly wiec gesiego, wysoko podnoszac kolana i obciagajac palce. Trzymaly sie z
tylu na lokcie, dumnie wypinajac te swoje kolektywne zero siedemdziesiat piec.
Konskie kupy majtaly sie za nimi jak prawdziwe ogony. W ciszy jeszcze bardziej
napietej, niz ta co panowala dotad, zrobily pelne okrazenie. Dzieki temu przez nikogo
procz mnie niezauwazony chlop w czapce-spuszczance mogl wczlapac w sam srodek
parkuru. Gdy zaczely drugie kolko wyciagnal z gumofilca bat i zaczal stopniowo
luzowac laze.
.....- I co? - zapytalismy.
.....- I nic, - powiedzial Pantarej. - Kiedy klusak poruszajac sie po spirali zrownal
sie z laskami konczacymi swoje drugie kolko, nie zmieniajac tempa po kolei znalazly
sie na kulbace, zrobily na niej pozycje i zeskoczyly po wewnetrznej, ustawiajac sie w
lawe. Ta w najdalszym koncu dotrzymywala mu kroku a ta na w samym srodku drobiac
puentami w piasku ciasno okrazala chlopa w fufajce, doskonale mieszczac mu sie przy
tym pod ramieniem. Potem powtorzyly to jeszcze trzy albo cztery razy, zmieniajac
pozycje z solowych na duety a potem tercety i tak dalej az do grupy. Cale kolko nie
bylo wieksze niz zasieg bata. Chlop trzymal go wysoko aby nikt o tym nie zapomnial.
.....No wiec to byl ten moment kiedy zrozumialem kim chcialbym zostac kiedy dorosne.
Wyobrazilem sobie, ze jestem juz duzy, mam konduktorskie wasy i stoje na srodku
kolka. W obu garsciach trzymam rekwizyty i przy ich pomocy przeprowadzam cos, co
scina tlum w kamien. A na koniec zbieram aplauz.
.....I tylko jednego nie moglem w tym wszystkim zrozumiec. Prawde mowiac nie rozumiem
tego nadal.
.....Zrobil pauze aby to w nas dobrze utkwilo.
.....- To bylby wspanialy numer, - ciagnal. - Orkiestra gralaby uroczysta pawane na
wejscie krola z elementami kankana. Laski mialyby czarne kity na glowach i srebrne
dzwoneczki przy puentach. Nosilyby leginsy z fredzalami na pecinach. Wysoko podnoszac
kolana wykonywalyby figury jak na paradzie kawalerii. Ja nosilbym bokobrody i bylbym
w amarantowym fraku. Na koncu bata mialbym wspaniala kokarde, a z drzewca zwisalby
dlugi posupelkowany rzemien. Bylbym slawny, uwielbiany i nieprzyzwoicie bogaty.
.....Znow zrobil pauze.
.....- Tylko na jaka cholere byl w tym wszystkim ten kon?
.....Milczelismy, rozmyslajac o bogactwie i slawie. Pantarej spogladal na nas z
tryumfem i wiedzielismy ze tej nocy na Wyspie nie bedzie zadnego podchodzenia.
Zamiast tego wszyscy - czerwonoskorzy, piraci i poddani wladcy much - beda zgodnie
wstrzymywac oddech, sledzac kolka zataczane przez miniaturowa lonze upleciona z nici
pajaka i poganiana przez bat z pojedynczego zdzbla trawy.
.....Krobin patrzyl gdzies ponad naszymi glowami, usmiechajac sie niewyraznie.
.....- Wiec to bylo to cos, co z toba wtedy zrobiono, - pokiwal glowa ze
zrozumieniem. - Tak. Cos takiego moze zmienic czlowieka.
.....- Moglo sie przytrafic kazdemu z nas, - odrzekl uprzejmie Pantarej.
.....- Kazdy jest woznica swojego losu, - potwierdzil sentencjonalnie Krobin.
.....- Uprzaz zwieksza bezpieczenstwo nie tylko na wysokosciach, - zalicytowal
Pantarej
.....- Praca powodem wypadkow przy pracy. - Maly powiedzial to tak matowo, ze znow
wszyscy na niego spojzelismy.
.....- W porzadku, - odezwal sie po chwili Krobin. - Wydus to w koncu. Czego od
ciebie chciala?
.....Malemu skonczyly sie puste szklanki do ustawiania, jego dlonie lezaly teraz
bezczynnie na krawedzi stolika.
.....- Chce zebym do niej wrocil, - powiedzial cicho.
.....- Oczywiscie, - zgodzil sie Pantarej. - Nie dosc, ze juz jej sie na pewno
skonczyly pieniadze, ktore ci ukradla trzy lata i osiem miesiecy temu, to jeszcze po
procesie musiala ci je oddac razem z kosztami sadowymi. Teraz jest wiec zadluzona u
kogos innego, moze u tego alfonsa z trzyosobowym lozkiem. Albo na miescie u jakiejs
chwilowki, ktora juz wlasne sklada pozew do pana sada Kopyzdry. Tak, niewatpliwie
powinienes natychmiast do niej wrocic. Najlepiej od razu z walizka banknotow. Ale
moze po prostu znowu zrob przelew. Zaoszczedzisz sobie klopotu. Nie bedziesz musial
dralowac na lotnisko, wystarczy tylko sie zalogowac i stracic.
.....Maly popatrzyl na niego jakby sie pukal w czolo.
.....- W porzadku, - rzekl Pantarej. - Wiec nie chodzi o te suke od procesu tylko o
te idiotke od baobabow. Jak ona cie tu wytropila? Myslalem, ze mielismy byle komu nie
dawac numeru do tej knajpy?
.....- Remote viewing, - podpowiedzial mu Krobin.
.....- Nie chodzi tylko o baobaby, - powiedzial w koncu Maly, ze wzrokiem wciaz
utkwionych w swych nieruchomych dloniach. - Znalazla zreszta kogos do tej sprawy; to
pewien krol z sasiedztwa. Tylko ze okazal sie pijakiem. Wiecie, z tych co to pija
zeby zapomniec jak sie wstydza tego, ze pija.
.....- O tym ci opowiadala? - spytalismy z niedowierzaniem.
.....- Tak. - Popatrzyl na nas i machnieciem zbyl nasze obiekcje. - To jej sposob na
wyrazenia tego, ze mnie potrzebuje. Ona taka jest. Unikalna. I efemeryczna. Nie
przetrwa jesli ktos sie o nia nie zatroszczy.
.....- Nie przetrwa ten, kto sie bedzie troszczyc o nia, - powiedzial twardo
Pantarej. - Zreszta, nie warto sie przywiazywac. Przy jednej dziurze zaden kot nie
wyzyje. Prawda, Krzysiu?
.....Krobin zignorowal zaczepke.
.....- Znajdz sobie inna roze, - powiedzial po prostu.
.....- W kazdym razie, - Pantarej tez nieco zlagodzil ton, - we wszechswiecie nie
brakuje niewielkich planet do zagospodarowania.
.....Maly zupelnie nie wygladal na przekonanego.
.....- Znalem kiedys jedna niewielka planete, - nawiazal zrecznie Krobin. - Wlasciwie
nie byla nawet planeta, choc w pewnym sensie stanowila cialo niebieskie.
.....Jak wspomnialem, nie bylo kotary. Gdy sie wreszcie odwrocilem - a sprobujcie sie
odwrocic w kosciele: czlowiek od razu wychodzi na wiesniaka, wiec choc moze to zrobic
w kazdej chwili, walczy tylko ze soba az do zupelnego zdretwienia karku - ale kiedy w
koncu to jednak zrobilem, zobaczylem je.
.....Byly tam, za krata, rzedami pochylone kazda za swoim klecznikiem. Mialy bardzo
do siebie podobne, skupione i nieco blade twarze. Niektorym widac bylo glebokie
cienie miedzy policzkami a podwijka. Nie wygladalo, by niezwyklosc sytuacji
zaprzatala je w jakimkolwiek stopniu. Spiewaly tego dnia, tak samo jak spiewaly
codziennie od zalozenia miasta. A nawet wczesniej, kiedy miasta jeszcze nie bylo, a
ich maly klasztor stal na Okole u podnoza Zamku. Wokol ich mikroskopijnego
sanktuarium powstawaly i upadaly monarchie, toczyly sie wojny lokalne i swiatowe,
panoszyly hordy barbarzyncow z Mongolii, niemcowni czy sowdepii - a one spiewaly
zawsze tak samo. I zawsze to samo, niezaleznie od chwilowych mod i fanaberii.
.....Ale jednak byl to zupelnie inny dzien, a w kazdym razie nie taki, jaki w ich
wspolnocie zdarza sie codziennie. Bo jedna z nich, ta ktora kleczala w samym srodku
pierwszego rzedu, nosila bialy kwef a nie czarny jak wszystkie pozostale. Dopiero
wtedy zrozumialem w czym tak naprawde uczestnicze i czemu grupa w nawie byla ubrana
odswietnie. I dlaczego ludzie ci wydawali sie byc pograzeni w nastroju, ktory na
skali znajduje sie dokladnie w polowie odleglosci miedzy weselem a zaloba.
.....- Mielismy sie usmiewac, - przypomnial Pantarej.
.....- I bedziecie. Mowilem przeciez, ze to smutna historia. Komedia rowna sie
tragedia plus czas, - pouczyl nas, niedoksztalconych. - A czasu od tamtego dnia
minelo wystarczajaco duzo.
.....- Trafilem kiedys w sam srodek jednej komedii, - odezwal sie Maly.
.....Patrzyl teraz w okno, przez cala szerokosc ulicy, na nasze odbicia w witrynie na
przeciwko. Zaczynalo juz szarzec i w sali zaswiecono lampy. Aureole zarowek nakladaly
sie na nasze twarze, rozmazujac rysy i nadajac im karnacji bardzo starego malowidla.
Wygladalismy jak trojka anominowych swietych, ktora do Wieczernika przyszla za
wczesnie i przy kuflu czeka teraz na reszte ferajny. Nie poznawano nas jednak. Nikt
do nas nie machal ani sie nam nie klanial.
.....- To bylo zaraz po tym jak sie znalazlem na Ziemi, - podjal Maly. - No, moze nie
tak zupelnie od razu.
.....Wiecie jak to jest: budzisz sie pewnego ranka i jacys duzi ludzie mowia ci,
zebys konczyl sniadanie bo pora juz do przedszkola. Potem dowiadujesz sie ze to twoi
rodzice i ze powinienes ich sluchac kiedy ci mowia, zebys sie w koncu nauczyl wiazac
sznurowki, bo nie mozesz sie przeciez ciagle spozniac do szkoly. Potem mija jeszcze
jakis czas i zanim sie obejzysz jestes juz na studiach. Potem je konczysz. -
Westchnal. - Bywalo romaicie. Raz lepiej, a raz tak sobie. Az w koncu znalazlem sie
tutaj.
.....Wykonal kolisty gest zamykajacy w sobie stolik, przy ktorym siedzielismy, caly
lokal ze stolikami podobnymi do naszego, a wreszcie i kraj, w ktorym tego rodzaju
lokale znalezc mozna na co trzecim rogu co drugiej ulicy.
.....Pokiwalismy glowami. Doskonale wiedzielismy jak to jest. Wszyscy trzej
przeszlismy przez dokladnie to samo.
.....Maly tez pokiwal glowa.
.....- Zanim sam sie przeprowadzilem, - podjal znow, - obserwowalem jak to sie
odbywalo z moimi znajomymi z roku. Byl taki czas, ze po prostu znikali. Jeden po
drugim. Pakowali sie i juz ich nie bylo. To bylo jak epidemia. Czasami ktorys z nich
przysylal potem jakas wiadomosc i w ten sposob infekcja roznosila sie coraz dalej.
.....Mniej wiecej w tym czasie byl w Starym Kraju pewien szopenfeldziarz. Bardzo sie
przyczynil do tego exodusu. Mozna powiedziec ze robil wszystko aby na miejscu nie
zostal nikt zywy. Przez pelne dwie kadencje chwalil sie po telewizorach, ze zrobi
druga Irlandie. Rzeczywiscie w koncu do tego doprowadzil. Byla to jedyna obietnica,
ktorej dotrzymal. Tylko ze przypadkiem wtedy oznaczalo to juz cos zupelnie innego. Bo
gdzies w miedzyczasie leperkuny daly sie urobic mandarynom z Brukseli i pewnego dnia
oddaly im cale swoje zloto. Zamienili sie na pieniadze: oddali wszystkie ktore mieli,
a w zamian otrzymali bezwartosciowe monetki z sylwetka kontynetu, gwiazdkami w okreg
i czyms tam jeszcze. Po prostu paciorki i perkal. To sie moglo skonczyc tylko w jeden
sposob.
.....Nie bylo mnie tam wtedy, ale slyszalem opowiesci o tym jak to sie odbylo. Z dnia
na dzien zniknely z rynku wszystkie oferty. Firmy zamykaly sie tak gesto, ze okragla
dobe slychac bylo niemilknacy trzask drzwi. W ciagu kilku tygodni populacja Dublina
spadla o polowe; w ruinach miasta zostali wylacznie tubylcy, ktorzy byli miejscowi i
dlatego nie mieli dokad wiac. Wzdluz i wszerz z krajobrazu wystawaly tylko ziemniaki
i barany - te ostatnie oczywiscie na dwuch nogach. Wloczac sie bez celu po pustych
ulicach skrobaly sie po glowach w zadziwieniu jak tez do tego wszystkiego moglo
dojsc.
.....Oczywiscie, jak to zwykle w takich razach, nie wszyscy stracili. Linie lotnicze
na przyklad mialy swoje zlote zniwa - w trzy miesiace sprzedali uciekinierom pol
miliona biletow w jedna strone. To samo spedytorzy, wyworzacy cale tiry mienia
przesiedlenczego. Faceci od przeprowadzek. Pawnbrokerzy. I zwykli zlodzieje: ci z
Dublina, ktorzy seriami wlamywali sie do opuszczonych mieszkan i ci z Brukseli,
ktorzy do tego wszystkiego doprowadzili.
.....Nie bylo mnie tam, na szczescie, ale przez otwarte okno obserwowalem jak ta
sasiednia wyspa tonie. Szczury uciekaly z niej we wszystkich kierunkach. Czesc z nich
probowala sie zahaczyc u nas, ale u nas tez bylo niewesolo. Czlowiek musial sie imac
czegokolwiek, co zdolal znalezc.
.....Sam siedzialem wtedy ze stadem szympansow przed trzydziestka. Przez caly dzien
musieli miec radio ryczace na full, w kolko te sama stacje nadajaca w kolko ten sam
program. Najnowsze super-takie-same-jak-poprzednio przeboje, super najnowsze reklamy
ktorych jeszcze nie slyszeliscie od czterdziestu ostatnich sekund. I niusy o tym co
najwazniejsze na swiecie: kto komu co pokazal i kto niezwykle wprost slawny o tym czy
o owym sadzi. Byli duzymi gowniarzami, ktorym ktos popsul mozgi jeszcze zanim mieli
szanse zeby sie zaczac rozwijac. Przez ich biurka przechodzily rysunki wartosci
milionow, w nieruchomosciach i inwestycjach, a oni zachowywali sie jak idelany target
dla najglupszych seriali. W dodatku szefem tego interesu byl naturalizowny pakistan z
przerostem ego i pokoleniami plemiennego dziedzictwa we krwii. Kiedy juz ci placil,
nalezales do niego; miales obowiazek smiac sie z jego dowcipow, patrzec jak mowi i
sluchac jak je. Byla to najgorsza robota jaka kiedyklwiek mialem.
.....Naswietlam wam te kwestie, abyscie nie sadzili ze chocby zlamany pens przyszedl
mi wtedy latwo.
.....- Rozumiemy, - zapewnil Pantarej.
.....- No wiec, - Maly znow zapatrzyl sie za okno, - niektore z tych uciekajacych
szczurow okazaly sie znajome. Na przyklad z uczelni.
.....- Po ilu latach ja wtedy znowu zobaczyles? - spytal rzeczowo Krobin.
.....- Dwunastu, - odpowiedzial Maly, a Krobin syknal jakby go cos uparzylo.
.....- Tak, - przyznal Maly. - Ale pewien rodzaj sentymentu latwo nie umiera. Zas
cellulit ma okazjonalna zdolnosc do bycia zupelnie niewidzialnym.
.....- Feromony, - domyslil sie Pantarej.
.....- Tak, - przyznal znow Maly. - To byl atak chemiczny.
.....- Ale mowiles, ze pan sad Kozinawoz nie uwierzyl w trzymiesieczny konkubinat.
.....Maly rozlozyl rece.
.....- Czyz jestem strozem wiary brata mego? Poza tym, - dodal, - on sie chyba jednak
nazywal po prostu Mierzwa. Bez zadnych koz.
.....- Krotko mowiac, - zreasumowal Krobin, - mimo ze samemu bedac w recesji,
poratowales ja w potrzebie. Byla to sprawa czysto kolezenska. Nawet jesli kolezanka
nieco ci pomogla podjac te decyzje. Bardzo sie starala?
.....- Zrobila co bylo w jej mocy.
.....Krobin ze zrozumieniem pokiwal glowa.
.....- Starosc nie radosc, - powiedzial. - A co na to wszystko ten alfons?
.....- Moim zdaniem to on ja do ciebie przyslal, - oswiadczyl Pantarej. - W tej calej
Irlandii ziemia usuwala im sie juz spod nog, wiec powiedzial do niej: wracam do
Starego Kraju przygotowac miekkie ladowanie. A ty, szparka, dygaj tymczasem do tego
klyjenta, tego naszego dawnego znajomego z roku co to teraz mieszka w sasiednim
krolestwie, i skoluj nam od niego na rozruch. Tylko spraw sie dobrze, mewka, zebym
nie musial brac sznura od zelazka. A kiedy juz mu te twoje pieniadze przywiozla
powiedzial: podpisywalas mu jakis papier? No to o co chodzi? Pobajeruj go sobie
jeszcze troche, a potem buzia w kuban. Bo lanie.
.....- Bardzo realistycznie, - pochwalil Maly. - Nie myslales moze by zostac
gwarologiem?
.....- Nie mam kalend popsztalac nastepnej masterki. Gitujesz, malolat?
.....- Gituje.
.....Krobin wykonal gest balansowania ramion wagi.
.....- Jezeli tak sie sprawy mialy, - zastanowil sie, - to w okresleniu 'glupia suka'
nalezaloby bardziej zaakcentowac przymiotnik kosztem rzeczownika. Ale moglo byc
odwrotnie i to ona byla, by tak rzec, osobowoscia sprawcza tego duetu.
.....- Sznuruj, wafel, na chawire, - zobrazowal te wersje Pantarej. - A ja tu jeszcze
na odlot obkitram puzona. I jakby co to swiecisz za mnie na spytce.
.....- No i swiecil, - przytaknal Maly. - Tylko ze pilat nie kupil kitu. Zreszta nie
ma sie co dziwic; nie jest latwo przekonywujaco zeznawac o czyms, czego sie nie
widzialo na oczy. Ale najzabawniejsze jest cos zupelnie innego. Nawet gdyby jakos
udowodnila ten swoj kombinat nic by jej to nie dalo. W kombinatach z definicji nie ma
wspolnoty majatkowej, wiec kazda wzajemna pozyczka dalej jest pozyczka. Od poczatku
bronila niewlasciwych pozycji. I przez caly proces zadne z nich tego nie zauwazylo.
.....- Bravo, mon general! - Krobin udal, ze klaszcze dystyngowanie. - Tak sie
wygrywa biwy.
.....- Jednakze, - zastrzegl Maly, - pozostal pewien niedosyt.
.....- Wygrales. Odzyskales. Zabawiles sie. Przerobiles ich wszystkich na szaro, -
wyliczyl na palcach Pantarej. - Jeszcze ci malo?
.....- Jest to juz jednak mimo wszystko definitywny koniec znajomosci, - wyjasnil
Maly. - Do tej pory w pewnym sensie ciagle jeszcze korespondowalismy, nawet jesli za
posrednictwem pana sada Koziokupy, czy jak mu tam ostatecznie bylo. Poza tym mogla
przeciez jeszcze apelowac, zeby moc poniesc koszty przegranej takze i w drugiej
instacji. Mogla prosic o rozlozenie na raty; placilalby wtedy przez iles-tam-dziesiat
miesiecy i bolaloby to ja za kazdym razem. Moglaby sprobowac sie migac od placenia i
wtedy ja moglbym uruchomic egzekucje komornicza. W ostatecznosci moglaby rozpaczac i
spazmowac. Albo prosic mnie o umozenie dlugu, nalepiej od razu na czworakach i ze
szpicruta w zebach. Ale ona zamiast tego wszystkiego po prostu zrobila przelew. Od
razu na cala sume. Po tylu latach moglem oczekiwac czegos wiecej, czyz nie?
.....Pantarej pokiwal glowa.
.....- Postapila nad wyraz malostkowo, - przyznal. - Pozbawila cie elementarnej
satysfakcji z wygranej. Wysoki sadzie, wnosze o przesuniecie akcentu z powrotem na
rzeczownik.
.....- Znalem kiedys jednego rzeczownika, - powiedzial Krobin. - Do samego konca byl
bardzo rzeczowy.
.....To wlasnie on, ksiadz, pod koniec nabozenstwa dal znak tym z nawy. A wtedy oni,
ci zalobni weselnicy, wstali i gesiego ruszyli w strone kraty. Mniszki rowniez
podniosly sie ze swych klecznikow by wianuszkiem otoczyc te jedna na samym srodku. A
kiedy juz wszyscy sie tam znalezli, takze i ja wyszedlem z mego konta i cichutko
dolaczylem do konca kolejki. Bo widzicie, tych z nawy, wliczajac ksiedza i
ministranta, bylo dziesiecioro albo pietnascioro. A ona byla tylko jedna. Ogonek
uformowal sie wiec niejako samoistnie.
.....Mozliwe, ze kiedys ta wlasnie mniszka zostanie przeorysza i jej osobisty
dzienniczek trafi do kroniki klasztoru. Przyszli historycy studiujac go za tysiac
lat, snuc beda teorie kim byl ten nikomu nieznany gosc, z ktorym ona, w ostatnim dniu
swego nowicjatu, sciskala sie w kosciele na oczach krewnych, wspolsiostr oraz kaplana
w szatach liturgicznych. Jakas tajemnica rodzinna czy moze romansowa z mlodych lat?
Nielegitymizowany kuzyn czy brat? A moze cos zupelnie innego, bo w koncu czyz
zachowaja sie jakies swiadectwa ze widzial mnie ktokolwiek poza nia? Ktoz moze
wiedziec, z ktorej strony i pod jaka postacia nadejsc moze objawienie? Jej zawsze nad
nia czuwajacy aniol stroz zamanifestowal sie oto w tym kluczowym momencie by jej
pogratulowac i, obejmujac ja przez krate, szepnac do ucha: jestem z ciebie dumny. Z
pewnoscia ona sama do konca zycia bedzie sie nad tym zastanawiac. Choc moze takze z
pewnym rodzajem niepokoju czy przy okazji nie doszlo aby do jakiegos naruszenia
reguly. A moze nawet cudzolostwa.
.....Nie ma sie z czego chichrac, - zgromil nas, profanow. - Kiedy sie jest mniszka w
zakonie kontemplacyjnym byle co moze byc cudzolowstem. Juz sama wiedza, ze w ogole
istnieje cos takiego jak cudzolostwo moze byc powaznym ryzykiem wystapienia
cudzolostwa. Albo choc ryzykiem wystapienia takiego ryzyka.
.....W kazdym razie, kiedy w koncu przyszla moja kolej, czulem, ze postapilem
slusznie. W przeciwnym razie bylbym przeciez jedynym obecnym, ktory by w tym nie
uczestniczyl. A kiedy kotara zostala na powrot zasunieta, nikt mnie stamtad nie
wyrzucil, ani nawet zle na mnie nie spojzal. Cala grupa, razem z ksiedzem i
ministrantem po prostu wyszla. Bylem ostatnim, ktory ich - i ja - widzial razem.
.....- Ladne, - ocenil Maly.
.....- To jeszcze nie koniec.
.....Krobin z namaszczeniem wyczekal pare sekund
.....- Jezeli mysleliscie kiedys, - ciagnal, - ze wstapienie do zakonu
konteplacyjnego jest rzecza latwa to mozecie o tym zapomniec. Jest na tej planecie
kilka mniej wymagajacych profesji. Mozna na przyklad byc minerem, albo pracowac w
kopalni. Albo pracowac w kopalni na polu minowym.
.....Sam nowicjat moze trwac i pietnascie lat a nigdy krocej niz szesc czy siedem.
Przez ten czas mozesz opuscic mury kiedy tylko zechcesz, ale tez w kazdej chwili
mozesz uslyszec, ze jednak nie jestes wlasciwa osoba. To nie jest jak proba, ktora ma
cie sprawdzic czy wytrzymasz, tylko jak test ktory ma ocenic czy sie nadajesz. I ona
musiala przez ten test przejsc. Tego wlasnie dnia sie zakonczyl. Ci ludzie, jej
rodzina i krewni, przyszli wiec aby sie z nia pozegnac. To byl pogrzeb. Niewykluczone
ze przynajmniej niektorzy z nich tak na to patrzyli.
.....I to samo dotyczylo mnie. Bo my - ja i ona - nigdy sie juz wiecej nie spotkamy.
Ani nawet nie bedziemy mogli porozmawic. Cokolwiek sie od tego dnia az do konca
swiata, na tym globie lub gdziekolwiek indziej, wydarzy albo nie, to cos zastanie nas
osobno. Jakikolwiek efekt tej naszej - przyznaje: dosc pobieznej - znajomosci
nastapil albo nie nastapil, nigdy sie o tym nie dowiem.
.....- Miales racje, - powiedzial Pantarej. - To bylo smieszne.
.....Maly znow spogladal w okno.
.....- Ktoz moze wiedziec, - powtorzyl.
.....Potem spojzal na nas i pojelismy, ze to bylo pozegnanie.
.....- Ja tez juz musze leciec, - powiedzial wtedy Pantarej.
.....- Uwazaj na odzutowce.
.....- Te lamagi nie widza nawet latajacych talerzy. Jak mieliby zobaczyc mnie?
.....- Czasami widza, - zapewnil go Maly. - Ale sie tym nie chwala. Od takiego czegos
mozna stracic licencje. Widujesz cos czego nie ma - nie nadajesz sie na pilota.
Proste?
.....- Proste, - potwierdzil Krobin.
.....Odwrocil sie ku naszym odbiciom w witrynie na przeciwko. Stalismy tam wszyscy
trzej, zbierajac z krzesel nasze kurtki. Krobin skinal i zobaczyl jak pozostale dwa
odbicia odwzajemniaja gest.
.....A po chwili juz ich nie bylo.
.....Polozyl na stole kilka banknotow z podobizna Krolowej, przystawil je jedna z
pustych szklanek i wyszedl. Zmierzchalo juz a musial jeszcze zlapac ostatni wieczorny
autobus do Stumilowego Lasu.
.....
.....
.....
.....------
.....Zmrogg
.....www.z-u-i-u-z.tumblr.com/archive
.....
.....
.....Wystapili:
.....----------
.....
.....Krobin (Christopher Robin) - Krzys
.....Pantarej (Mr. Pan) - Piotrus Pan
.....Maly - Maly Ksiaze
.....
.....W pozostalych rolach:
.....
.....Waiterka z pubu "The Fir Tree" w Cowley.
.....
.....Uwazny czytelnik w osobach wspomnianych w opowiesci o procesie moze rozpoznac
niektore postacie z "Rzeznika spod Brzeska". Zwlaszcza Panczowilje, najstarsza corke
padrona Jambrozego Jantosza, oraz jego dwuch gosci: tego pierwszego i Tego Drugiego.
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....
.....Po napisach
.....-----------
.....
.....- czyli scena, ktora sie nie zmiescila -
.....
.....
.....Maly opowiada o pewnym epizodzie, rzucajacym nieco wiecej swiatla na osobnika
nazywanego przezen alfonsem:
.....
.....- Jezeli to on jej doradzal na moim procesie to nie dziwie sie ze przerznela.
Ten gosc mial ogolna tendencje do powodowania klopotow wszedzie gdzie sie zjawil.
Oczywiscie nigdy wlasnych. Zawsze dotyczyly one kogo innego. Byc moze po prostu tym
razem przyszla kolej na nia.
.....Poniewaz oboje byli przyjezdni, on hanys a ona z tej swojej miescinki na
tarnowszczyznie, w czasie studiow mieszkali na stancji. Ale nigdy razem. Jak sie
zdaje, na dosc wczesnym etapie znajomosci doszli do wniosku, ze na dluzsza mete nie
byliby w stanie ze soba wytrzymac. Przeszli wiec na rozsadne dozowanie zycia we
dwoje. Byl to i tak hardcore, przynajmniej w opinii tych, z ktorymi kiedys przez
pierwszych kilka miesiecy studiow, dzielila zenski skladzik w akademiku. Twierdzily,
ze z nia nie dawalo sie wytrzymac ani sekndy. Z pewnoscia przesadzaly, sadzilem
wowczas. Nie nalezy, uznalem, niedoceniac elementu wzajemnych damskich animozji,
wynikajacych z konkurowania o wzgledy potencjalnych przyszlych mezow i kochankow.
Bylem, jak widzicie, bardzo skromnym czlowiekiem. Wszyscy bylismy skromi. Jak to na
studiach.
.....W kazdym razie, mieszkali zawsze osobno i na ktoryms tam roku wypadlo jej
wynajmowac pokoj opodal wowczas jeszcze istniejacego Solvayu. Ulica nazywala sie
Fredry, a dom mial numer osiemdziesiat trzy i byl caly podzielony na pokoje, bo jego
wlascicielka zyla ze studentow. W dniu wyprowadzki doszlo jednak do jakiegos
nieporozumienia na tle finansowym i ozezlona landlordka zasekwestrowala suce drukarke
- zwykla plujke A4 na elpecie, ale w tamtych czasach tego rodzaju gadzety kosztowaly
majatek. Suka zadzwonila wiec po swego alfonsa. Ten zas zaraz po przyjedzie zadzwonil
na policje. Policja, o dziwo, przyjechala.
.....Byly to czasy kiedy Stary Kraj nie byl jeszcze panstwem istniejacym tylko
teoretycznie, jak to onegdaj przy osmiorniczkach wychlapal jeden byly minister z
bylego rzadu bylego premiera od bylej drugiej Irlandii. Krotko mowiac kraj drugiego
swiata, ale jeszcze nie - slowami owego ministra - chuj, dupa i kamieni kupa. Wiec
policja przewaznie przyjezdzala.
.....Policjanci, jak to zwykle oni, rozeznali sytuacje kierujac sie na zrodlo
decybeli. Zywo gestykulujaca jedna reka (bo w drugiej ciagle trzymala drukarke)
wlascicielka stala sie tym samym glowna podejzana zajscia. Ich pierwsze pytanie nie
dotyczylo jednak tego o co chodzi, ani kto komu i co jest winien, tylko czy ci
wszyscy mieszkajacy u niej ludzie maja pod tym adresem tymczasowe zameldowanie. Byly
to czasy kiedy wukalstwo (firma WKU, filia w kazdym miescie) ciagle jeszcze robilo
okazjonalne naloty na przybytki kwaterujace studentow, albo rozne indywidua, ktore
tylko twierdzily, ze sa studentami. Prawdopodobnie nastepne, bardzo w tej sytuacji
pomocnicze, pytanie mialo spenetrowac czy gospodyni swoj proceder zglosila gdzie
trzeba i czy gdzie trzeba ile trzeba za to odprowadza jak trzeba. Oraz jak to moze
udowodnic.
.....Ale do zadania tych pozostalych pytan nie doszlo. Doszlo za to do pouczenia
ciagle wrzeszczacej baby, ze jej dom prawdopodobnie nie spelnia wymogow
sanitarno-epidemiologicznych oraz przeciwpozarowych jakie stawia sie jednostom
zbiorowego czasowego zamieszkania - zupelnie jakby akademiki takie normy spelnialy. I
ze w zwiazku z tym wszyscy, ktorzy w domu baby nie sa nia sama albo jej najblizsza
rodzina, maja w tej minucie wypierdalac. Czego baba lepiej zeby osobiscie
dopilnowala, o ile nie chce miec klopotow wiekszych niz na to zasluguje. Byla godzina
dwudziesta pierwsza albo druga, srodek tygodnia, listopad i wlasnie jakby lekko
mzylo.
.....Tymczasem suka przeniosla swa cenna drukarke A4 po elpecie z chodnika, gdzie ja
postawila baba, na tylne siedzenie alfonsowego cinquecento, sama siadla z przodu,
naprzeciw przyklejonego do deski rodzielczej kompasu, i oboje odjechali.
.....Przypuszczalnie wiekszosc jej bylych wspollokatorow nie studiowala na
Polibudzie, a w kazdym razie nie na tym samym co ona wydziale, poniewaz ani nazajutrz
na zajeciach ani w ogole potem nie doszlo na tej uczelni do morderstwa, ani nawet do
solidnego sklepania komus maski. Ale, jako sie rzeklo, byly to zuplenie inne czasy.
.....
.....
.....


Tylko na WirtualneMedia.pl

Zaloguj się

Logowanie

Nie masz konta?                Zarejestruj się!

Nie pamiętasz hasła?       Odzyskaj hasło!

Galeria

PR NEWS