„Korona królów” to biedna produkcja z męczącą grą aktorską i słabymi dialogami. Ale dobrze, że powstaje (opinie)
Poproszeni przez Wirtualnemedia.pl o ocenę dziennikarze wskazują, że nowy serial TVP1 „Korona królów” jest pełen błędów merytorycznych, luk fabularnych i wad castingowych, ale jak na telenowelę historyczną dobrze wypełnia swoją rolę - daje widzowi rozrywkę i przybliża mu średniowieczną epokę. Oceniają Jacek Prusinowski, Marcin Makowski, Igor Sokołowski, Janusz Schwertner i Łukasz Zboralski.
„Korona królów” opowiada o kulisach władzy Kazimierza Wielkiego (w tej roli Mateusz Król), króla Polski w latach 1333-1370, ostatniego władcy z dynastii Piastów. Akcja serialu zacznie się na łożu śmierci Władysława Łokietka (Wiesław Wójcik), ojca Kazimierza.
W obsadzie produkcji znajdują się także m.in. Halina Łabonarska (jako Królowa Jadwiga), Marta Bryła (Aldona), Paulina Lasota, Piotr Gawron-Jedlikowski, Marcin Rogacewicz, Wojciech Żołądkowicz, Ireneusz Pastuszak, Andrzej Popiel, Anna Grycewicz, Katarzyna Czapla, Tomasz Sapryk, Jan Wieczorkowski, Robert Gonera i Andrzej Deskur
Opiekę literacką nad „Koroną królów” sprawuje Ilona Łepkowska. Reżyserią zajmuje się Wojciech Pacyna, a operatorem jest Krzysztof Pakulski. Scenografię stworzył Andrzej Haliński, a kostiumy zaprojektowała Elżbieta Radke. Dekoratorem wnętrz na planie zdjęciowym jest Teresa Gruber. Zdjęcia do serialu trwają od lipca ub.r.
Dwa pilotowe odcinki TVP1 wyemitowała 1 stycznia br. o godz. 18.30 i 19.00. W kolejne dni - od poniedziałku do czwartku - widzowie Jedynki będą oglądać „Koronę królów” o 18.30. Z danych udostępnionych portalowi Wirtualnemedia.pl przez nadawcę wynika, że ich średnia oglądalność wyniosła 4,16 mln widzów. Pierwszy z nich miał 4,19 mln oglądających, a drugi - 4,15 mln osób. W szczytowych momentach widownia sięgała około 4,40 mln osób (końcówka 1 i 2 odcinka).
Poproszeni przez Wirtualnemedia.pl o ocenę dziennikarze wskazują, że serial jest pełen błędów merytorycznych, luk fabularnych i wad castingowych, ale jak na reprezentowany przez siebie gatunek (telenowela historyczna) dobrze wypełnia swoją rolę - daje rozrywkę widzowi w popołudniowym paśmie i popularyzuje historię, przybliżając wiedzę o Średniowieczu.
WIRTUALNEMEDIA.PL | Marcin Makowski |
Igor Sokołowski |
Janusz Schwertner |
Łukasz Zboralski |
Scenariusz | 6 | 7 | 3 | 6 |
Dialogi | 5 | 1 | 3 | 4 |
Wątki, spiski, manipulacje | 5 | 7 | 3 | 7 |
Casting do serialu | 4 | 5 | 8 | 9 |
Gra aktorska | 4 | 3 | 7 | 5 |
Scenografia | 4 | 5 | 5 | 5 |
Prawda historyczna | 4 | 8 | 7 | 4 |
Pora emisji | 9 | 10 | 9 | 9 |
Czołówka i soundtrack | 6 | 9 | 2 | 5 |
Komercyjne powodzenie serialu | 5 | 8 | 10 | 9 |
ŚREDNIA OCEN | 5,2 | 6,3 | 5,7 | 6,3 |
5,9 / 10 |
- To nie jest dobry serial. Nie tyle skromny, co biedny, w dodatku poza nielicznymi wyjątkami (Halina Łabonarska jako Jadwiga) gra aktorska zdecydowanie nie porywa, a chwilami (Władysław) nawet bardzo męczy - ocenia Jacek Prusinowski, reporter polityczny w Radiu Eska, Wawa i VOX FM oraz prowadzący "Sedno sprawy" w Radiu Plus. - Zdaję sobie sprawę, że w TVP bywały pewnie gorsze produkcje, ale żadnej z nich władze telewizji tak bardzo nie chwaliły i nie promowały, stąd nie było też podobnej krytyki - dodaje.
Jacek Prusinowski wskazuje, że „Korona królów” mimo historycznej fabuły cały czas pozostaje telenowelą. - W tej sytuacji na wyprodukowanie odcinka nie ma ani zbyt wiele czasu, ani pieniędzy. Dobrze, że pierwszy od wielu lat serial historyczny powstał i oby stawał się coraz lepszy, TVP mogła robić przecież kolejną współczesną telenowelę za podobne pieniądze i nikt nie miałby szczególnych pretensji - zwraca uwagę dziennikarz.
„Korona królów” może się spodobać tym, których wciągną wątki obyczajowe
Dziennikarz Marcin Makowski, związany m.in. z tygodnikiem „Do Rzeczy”, a z wykształcenia historyk i filozof, podkreśla, że trudno jest oceniać serial po dwóch odcinkach, choć logika branży telewizyjnej zakłada, że w pilocie daje się to, co ma się najlepszego.
- Jeśli tak było w przypadku „Korony królów”, niestety efekt był odwrotny od zamierzonego. Jakość wykonania, braki fabularne, kiepska scenografia i zła gra aktorska na starcie marnują potencjał świetnego skądinąd pomysłu. Rozumiem, że twórcy „Korony” nie chcieli i nie mogli się ścigać z „Grą o tron”, a budżet produkcji nawet nie zbliżył się do seriali Netflixa albo HBO. Tylko czy w takim razie w opowiadaniu o polskiej historii jesteśmy skazani na alternatywę „wszystko, albo nic”? Albo mamy setki milionów na megaprodukcję, albo wypuszczamy półprodukt? - zastanawia się Marcin Makowski. - Potencjał polskich scenarzystów, możliwość nadrabiania grą aktorską, dialogami i pomysłem, to rzeczy, których na początku „Koronie królów” wyraźnie brakuje - ocenia.
Jego zdaniem, odtwórcy głównych ról w większości nie przekonują, ich otoczenie wygląda sztucznie, a ubrania są zbyt sterylnie. Publicysta zwraca także uwagę na to, że mało scen dzieje się poza zamkiem, a wiele w nich kręcono w tych samych pomieszczeniach i korytarzach, tylko w zmienionym kadrowaniu. - Takie sportretowanie polskiej monarchii wprawia w klaustrofobię - na dworze jednego z największych władców tamtych czasów jest ciasno, a grono zaufanych stanowi kilka lub kilkanaście osób - wylicza.
- Mimo wszystko daję „Koronie” kredyt zaufania i zakładam, że może się podobać widzom, którzy wciągną się w wątki obyczajowe. Jeśli przy okazji dowiedzą się czegoś ogólnego o polskiej historii, tym lepiej. Niestety jeśli ktoś chce szukać w telenoweli realizmu i wiedzy specjalistycznej, wiele razy się zawiedzie. Jedna z pierwszych scen produkcji to modlitwa „Zdrowaś Maryjo”, której nie znano na dworze Piastów, ponieważ wtedy nie istniała. Również zamek, który ma udawać Kraków to odrestaurowane niedawno Bobolice, które Kazimierz Wielki wybudował już po śmierci Władysława Łokietka. Sztuczne wydają się również odległe przeskoki czasowe, pomijanie istotnych wątków w historii Polski, takich jak choćby bitwy z Krzyżakami. Szczerze, wolałbym zobaczyć 10 dobrze nakręconych i dobrze zagranych odcinków serialu, niż kilkadziesiąt dosyć przeciętnej telenoweli. Lepiej mniej, ale lepiej - zaznacza Makowski.
Zaangażowanie nieogranych aktorów - na plus, drewniane dialogi - na minus
W podobnym tonie o serialu wypowiada się dziennikarz i prezenter Igor Sokołowski, który przypomina, kto sprawuje opiekę literacką nad tym projektem serialowym. - Ilona Łepkowska niewątpliwie jest znakomitym fachowcem, ale pamiętajmy, że pracowała na zastanym scenariuszu, poproszona przez prezesa Kurskiego do - jak sama opowiadała w rozmowie z Wojtkiem Krzyżaniakiem - gaszenia pożaru. Co udało jej się zbudować na zgliszczach? Poczekajmy - tonuje. - Z dialogami mam kłopot. Mniej razi współczesna polszczyzna, bardziej toporność napisanych scen. Drewniane to jest do bólu - dodaje Sokołowski.
Przed każdym odcinkiem telenoweli pokazywana jest plansza z opisem sytuacji historycznej, na tle której dzieje się akcja. Opis czyta lektor. Jest to skomplikowany, chwilami dość wyspecjalizowany język.
- Rys historyczny przedstawiony na początku każdego odcinka jest ryzykowny. Dużo treści, szybko czytanej przez lektora, dla widzów o niezbyt dokładnej wiedzy historycznej będzie kompletnie niezrozumiały. Wiem, że trudno w serialu opowiedzieć o wszystkich wydarzeniach z przełomu panowania obu królów, jednak czytelniejsze byłoby skupienie się na wybranych, najważniejszych, nie zaś - sygnalizować wojnę z Krzyżakami, by potem do niej nie wrócić - podkreśla.
Dziennikarz nawiązuje do drugiego odcinka „Korony”, w którym akcję przesunięto o siedem lat do przodu. Pomimo, że w opisie tła wydarzeń lektor wspomina, iż „Zakon Krzyżacki toczy wojnę z Polską”, a Łokietek zwyciężył pod Płowcami, ale stracił Kujawy i Ziemię Dobrzyńską, to w odcinku nie pojawia się ani jedna scena wojenna lub nawet sugestia, że trwa wojna, w której giną ludzie.
- Podoba mi się, że do serialu nie zaangażowano aktorów, którzy występują w dziesiątkach innych produkcji. Niemniej jednak - znów z zastrzeżeniem, że rozmawiamy po dwóch pierwszych odcinkach - mam wrażenie, że można było znaleźć nieco bardziej charakterystyczne i, mimo wszystko, bardziej doświadczone osoby - tłumaczy Igor Sokołowski.
„Korona królów” znajdzie swoich widzów, którzy nie znają „The Crown” i „Dynastii Tudorów”
Jako serial, który może mieć duży potencjał ocenia „Koronę królów” Łukasz Zboralski, szef portalu Brd24.pl oraz sekretarz tygodnika „Do Rzeczy”. - Dialogi trudno mi na razie ocenić, ale gra aktorska jest nierówna, rozczarował mnie zwłaszcza filmowy król Łokietek. Nie po to powstaje telenowela historyczna, by drobiazgowo odzwierciedlać historyczne fakty. Nie rozumiem zatem takich zarzutów stawianych tej produkcji, bo można by je czynić również np. Janowi Matejce. Dość duże początkowe skoki czasowe mogą trochę utrudniać oglądanie, ale chyba opowieść nie straciła płynności - opisuje Łukasz Zboralski.
- Największym nieporozumieniem jest chyba oczekiwanie, że TVP mogło wyprodukować coś na miarę wielkobudżetowych seriali Netfliksa. Ale też nie o same pieniądze tu chodzi. Jeśli miała być to telenowela na miarę „Wspaniałego stulecia” to widz, do którego jest to skierowane, raczej nie poczuł się rozczarowany - dodaje.
Niezbyt wysoki budżet - również zdaniem Igora Sokołowskiego - nie przeszkodzi w odbiorze telenoweli przez mniej wymagających widzów, którzy wcześniej nie śledzili „Dynastii Tudorów”, „Filarów ziemi”, „Last Kingdom”, „Victorii”, „Białej królowej” czy „The Crown”. - Wiem, że twórcy serialu odżegnywali się od porównań z takimi produkcjami, niemniej jednak najbardziej żałuję, że - choć wierzę, że nad Wisłą „Korona królów” znajdzie odbiorców - nie będziemy mogli pochwalić się serialem za granicą, a przecież nasza historia w niczym nie ustępuję tej brytyjskiej, a nawet w wielu miejscach jest dużo bardziej interesująca - prognozuje Sokołowski.
Janusz Schwertner dodaje, że prezes TVP Jacek Kurski podaje na bieżąco na Twitterze rekordowe wyniki oglądalności „Korony królów”. - Cóż, wierzę, że ta produkcja to wielki sukces - zwłaszcza gdy oglądalność mierzy sam Kurski. Prezesowi dedykuję jednak słowa mojego mistrza Krzysztofa Kieślowskiego, który pewnie dziś obrywałby od władzy podobnie jak Stuhr, Holland czy Wajda. Zapytano go kiedyś, czy odczuwa kompleks Juliusza Machulskiego. „Kompleks?”, dziwił się Kieślowski. Dziennikarz doprecyzował, że chodzi o poczucie niższości reżysera niszowego w stosunku do takiego, którego filmy wypełniają sale co do krzesełka. „Ah, czyli ma pan na myśli coś w rodzaju kompleksu Ingmara Bergmana wobec Stevena Spielberga? Nie, nie czuję nic takiego”, odparł mistrz - przytacza Schwertner. - Ja wiem, że dziś wszystko musi być grzecznie, patriotycznie i narodowo. Nie przeszkadza mi to, przy tak bogatej historii, jaką mamy, dostrzegam w tym nawet całkiem sporą szansę. Ale jeśli Jacek Kurski zaraz zatweetuje, że przecież „Koronę królów” obejrzało 4 miliony widzów i to czyni serial dobrym, to wypomnę mu, że niegdyś „50 twarzy Greya”, tylko w Polsce, obejrzało prawie milion osób - w ciągu ledwie jednego weekendu.
Dołącz do dyskusji: „Korona królów” to biedna produkcja z męczącą grą aktorską i słabymi dialogami. Ale dobrze, że powstaje (opinie)
Większość tych młodzieńców nie skończyła 40stki, a jedyne czym się zajmowali w życiu to naigrywanie się z Kaczyńskiego. Ze z kotem nie z kobietą. Że "za niski" , że "za gruby" , że "za stary" , że "za brzydki" :/
Co do powiedzenia ma pan Janusz z Onetu, ten z trudnym nazwiskiem, którego "dziennikarstwo" sprowadza się do tekstów na podstawie wyszukan z Google a częściej relacjonowania czyichs postów na Twitterze. No to są jaja jakieś.
Jakie on ma pojęcie na temat kina historycznego?
Albo Igor Sokołowski? To jest ten prezenter z Tvn24? Dawno nie oglądałem, ale z tamtych czasów z tej roli go pamiętam.
Dajcie jeszcze Maję z ogrodu.
Niestety, w trzecim odcinku powiew absurdu zaczął ustępować znużeniu miernotą dialogów. Ale dialog o wyżywieniu umierającego króla w poście, w nsdal wymiata absurdalnością i sprzecznością z doktryną Kościoła o postach (śmiertelnie chorego post nie dotyczy-niezmiennie od wieków).
O ile paździerz śmieszył do łez na początku, to po 3 odcinkach zaczyna lekko irytować. Żart też potrafi się nudzić.
Ps. Czy dobrze, że powstał? Odpowiadał na potrzebę serialu historycznego/kostiumowego zaspokajaną tylko przez HBO, Netflix i średnią próbę Belle Epoque.
Niestety, w warstwie charakteryzacji i scenografii, powiela błędy Belle Epoque - tylko karykaturalnie powiększone. Jest sterylnie czysto i skrajnie nienaturalnie.
A co najgorsze postacie są papierowe. Film próbuje mówić o historii, zamiast opowiadać o historii postaci.
Dialogi? "Trudne sprawy" w wersji kościelnej.