Kamil Durczok nie trafi do aresztu w związku z zarzutami dot. weksli bankowych
Sąd Rejonowy Katowice-Wschód wniosek o aresztowanie na trzy miesiące Kamila Durczoka, któremu katowicka prokuratura zarzuca m.in. sfałszowanie weksli i poświadczeń dotyczących kredytu bankowego na 2,9 mln zł. Prokuratura zamierza złożyć zażalenie na tę decyzję.
O decyzji sądu w tej sprawie poinformowała w środę rano prokuratur Agnieszka Wichary, rzeczniczka Prokuratury Regionalnej w Katowicach. Zaznaczyła, że sąd nie zastosował też żadnego innego środka zapobiegawczego wobec Kamila Durczoka: poręczenia majątkowego ani zakazu opuszczania kraju.
Decyzja sądu nie jest ostateczna, prokuratura zamierza złożyć zażalenie na nią do sądu wyższej instancji.
Wichary tłumaczyła, że prokuratura zawnioskowała o aresztowanie Durczoka z uwagi na treści jego wyjaśnień, które wymagają zweryfikowania, oraz na to, jak wysoka kara grozi mu za zarzucane czyny.
Sąd Rejonowy Katowice-Wschód na razie nie przedstawił pisemnego uzasadnienia podjętej decyzji, zgodnie z przepisami ma na to siedem dni. Poinformował jedynie, że postanowienie wydano o godz. 1:10 w nocy z wtorku na środę.
Natomiast mecenas Karol Rużyło, adwokat Kamila Durczoka, przekazał, że dziennikarz został już zwolniony przez policję. Podkreślił, że Durczok zgadza się na publikację jego pełnego imienia i wizerunku w związku z tą sprawą.
Karol Rużyło i drugi prawnik Durczoka Michał Ciupa stwierdzili w oświadczeniu, że decyzję sądu odebrali z szacunkiem i zadowoleniem. - Jedynym, co chcemy podkreślić, jest okoliczność, że sprawa ma o wiele bardziej złożony charakter niż przekaz wynikający z dotychczasowych doniesień medialnych, co dostrzegł i podkreślił Sąd orzekający w przedmiocie wniosku o zastosowanie tymczasowego aresztowania - napisali.
Nie skomentowali treści materiału dowodowego, który zebrała prokuratura, ani nie ujawnili, jak do postawionych mu zarzutów odniósł się Kamil Durczok. - Chcemy wyraźnie zaznaczyć, że nasz Klient złożył obszerne i szczegółowe wyjaśnienia oraz deklaruje gotowość odniesienia się do wszelkich pozostałych, istotnych okoliczności sprawy oraz aktywnego udziału we wszystkich czynnościach postępowania - stwierdzili.
Weksle #Durczok.a. Sąd podjął decyzję w sprawie aresztuhttps://t.co/wizNNrIoWS #wieszwięcej pic.twitter.com/52XYXRsoah
— portal tvp.info 🇵🇱 (@tvp_info) December 4, 2019
W poniedziałek po południu Kamil Durczok został zatrzymany i doprowadzony przez Centralne Biuro Śledcze Policji do siedziby katowickiej prokuratury. Agnieszka Wichary informowała, że wieczorem śledczy prowadzili czynności z udziałem dziennikarza.
- Czynności te mają na celu przedstawienie mu zarzutu związanego z podrobieniem weksla i dokumentów towarzyszących zabezpieczeniu kredytu hipotecznego na blisko 3 mln zł, który został zawarty w sierpniu 2008 r. Po wykonaniu czynności z udziałem podejrzanego prokurator podejmie dalsze decyzje, co do ewentualnego zastosowania środków zapobiegawczych - opisała.
Postępowanie w tej sprawie Prokuratura Regionalna w Katowicach prowadzi od lipca br. po zawiadomieniu o podejrzeniu popełnienia przestępstwa złożonym przez pełnomocników Marianny Dufek, byłej żony Kamila Durczoka. Chodzi o weksle złożone przez Durczoka w 2008 roku jako zabezpieczenie kredytu na zakup nieruchomości. Jeden z nich opiewa na 2,03 mln franków szwajcarskich, a drugi na ponad 300 tys. zł. W dokumentach dziennikarz zobowiązał się, że w razie niespłacania kredytu 5 lipca 2019 roku uiści na rzecz banku całą wskazaną kwotę. Jako poręczająca wskazana została Mariannę Dufek, na obu dokumentach jest jej podpis.
W lipcu bank na podstawie weksla skierował do Dufek wezwanie do zapłaty. Wtedy kobieta złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, a w zeznaniach podkreśliła, że nie była obecna przy sporządzaniu weksli i nie podpisywała ich, a przed otrzymaniem pisma z banku nie wiedziała w ogóle, że te dokumenty zostały wystawione.
Durczok miał przyznać się do części zarzutów
Kamil Durczok został zatrzymany krótko po tym, jak prokuratura dostała opinię biegłego dotyczącą weksla na 2 mln franków szwajcarskich. W przypadku drugiego weksla śledczy nie mają obecnie materiału dowodowego pozwalającego postawić zarzuty.
We wtorek po południu Wirtualna Polska i SE.pl podały, że Kamil Durczok przyznał się do podrobienia podpisu na wekslu z sierpnia 2008 roku, a także sfałszowania innych dokumentów związanych z wekslem, m.in. deklaracji wekslowej i oświadczenia o podaniu się egzekucji bankowej. Natomiast nie przyznał się do oszustwa w kwocie 2,9 mln zł na szkodę banku, który udzielił mu kredytu.
Zgodnie z art. 310 par. 1 Kodeksu karnego porobienie podpisu „podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze 25 lat pozbawienia wolności”.
Prokuratura nie potwierdza oficjalnie tych doniesień. Agnieszka Wichary wyjaśniła we wtorek po południu, że przyczyną jest dobro prowadzonego postępowania.
Zapowiedziała, że prokurator jeszcze we wtorek skieruje do Sądu Rejonowego Katowice-Wschód wniosek o tymczasowe aresztowanie Durczoka. - Z uwagi na treść wyjaśnień, które zdaniem prokuratora wymagają zweryfikowania, a również z uwagi na grożąca surową karę za czyn zarzucany podejrzanemu, który stanowi samoistną przesłankę do stosowania środków zapobiegawczych - uzasadniła Wichary.
W lipcu Durczok jechał po pijanemu, ma zarzuty
26 lipca Kamil Durczok spowodował kolizję na autostradzie A1 w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego. Był pijany, w wydychanym powietrzu miał 2,6 promila alkoholu, a we krwi miał śladową ilość substancji psychotropowych.
Dziennikarz został zatrzymany przez policję usłyszał dwa zarzuty: prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości oraz wywołania bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Po wytrzeźwieniu został przesłuchany przez prokuratora, przyznał się tylko do jazdy po pijanemu.
Sądy obu instancji oddaliły wniosek prokuratury o tymczasowe aresztowanie Durczoka. Wyznaczono inne środki zapobiegawcze wobec dziennikarza: poręczenie majątkowe (Sąd Apelacyjny podwyższył je z 15 do 100 tys. zł), dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju.
>>> Praca.Wirtualnemedia.pl - tysiące ogłoszeń z mediów i marketingu
Trzy dni kolizji, zaraz po posiedzeniu sądu pierwszej instancji rozpatrującego wniosek o jego tymczasowe aresztowanie, Kamil Durczok wygłosił krótkie oświadczenie, zezwalając na publikację w mediach swojego wizerunku w kontekście sprawy.
- Bardzo, bardzo wszystkich przepraszam. Wszystkich, którzy we mnie wierzyli i mi ufali. To są dla mnie bardzo trudne dni. Mam pełną świadomość, że to, co się wydarzyło, jest karygodne. Ani przez moment nie zaprzeczałem faktom , które zgromadziła policja i prokuratura - stwierdził. - Pozostaje mi przeprosić widzów, internautów, czytelników. Przede wszystkim chciałbym przeprosić moich najbliższych, bo zostali narażeni na infamię, cierpienia, na które w najmniejszym stopniu nie zasłużyli - dodał.
Według ustaleń „Super Expressu” w czasie przesłuchania w prokuraturze Durczok poinformował, że wracał samochodem z Władysławowa, gdzie przez cztery dni pili z bratem różne alkohole. Zaraz przed wyjazdem wypił jeszcze dwa piwa.
Podał też powody kilkudniowego pijaństwa: długi spór sądowy z tygodnikiem „Wprost”, trudny rozwód z żoną oraz problemy zdrowotne, wskutek których w połowie lipca przez kilka dni miał być hospitalizowany, ponadto brał leki na serce. - Szukałem rozluźnienia w alkoholu. Całe moje życie legło w gruzach. Moja psychika jest w rozsypce - powiedział Durczok. Przyznał, że zdaje sobie sprawę z konsekwencji jazdy po pijanemu. - To mój największy błąd, bardzo mi wstyd. Jestem świadomy końca kariery - stwierdził.
Durczok wygrał i przegrał z „Wprost” w sądzie, zamknął Silesion.pl
Procesy sądowe Kamila Durczoka z „Wprost” (wydawanym przez PMPG Polskie Media) dotyczą publikacji tygodnika z lutego 2015 roku. W kilku tekstach zarzucono Durczokowi mobbingowanie i molestowanie podlegających mu pracowników „Faktów” (głównie kobiet), powołując się na anonimowych informatorów. W jednym artykule opisano pobyt dziennikarza w mieszkaniu znajomej, w którym interweniowała policja, a na zdjęciach pokazano jego rzeczy osobiste.
Po publikacji pierwszego z tych tekstów TVN powołał komisję wewnętrzną, która po rozmowach z wieloma pracownikami ustaliła, że w redakcji „Faktów” były trzy przypadki stosowania mobbingu i molestowania. Nie wskazano, że sprawcą był Kamil Durczok, ale jednocześnie za porozumieniem stron rozwiązano z nim umowę, a poszkodowanym zapłacono rekompensatę.
Durczok w pozwie przeciw wydawcy i dziennikarzom „Wprost” domagał się przeprosin i 2 mln zł odszkodowania. W procesie jako świadkowie zeznawało wielu obecnych i byłych pracowników TVN, m.in. dziennikarze oraz Adam Pieczyński, członek zarządu firmy kierujący pionem informacyjnym.
W maju ub.r. Sąd Okręgowy w Warszawie w całości oddalił pozew Duczoka „Wprost” poinformował o tym w artykule promowanym na okładce, zaznaczając, że w trakcie procesu była pracownica TVN potwierdziła, że dziennikarz proponował jej seks, przy czym użył nieco innych słów niż te zacytowane w artykule tygodnika. - Sąd dał jej wiarę, bo uznał (na podstawie raportu komisji TVN oraz zeznań innych świadków), że Durczok w podobnie niestosowny sposób zachowywał się także wobec innych pracownic - zaznaczono w tygodniku.
Kamil Durczok wygrał natomiast proces dotyczący artykułu o pobycie w mieszkaniu znajomej. W pozwie domagał się publikacji przeprosin na okładce tygodnika i trzech kolejnych stronach „Wprost” oraz 7 mln zł zadośćuczynienia. W maju 2016 roku Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł o zamieszczeniu przeprosin we wskazanej formie i zapłacie 500 tys. zł. Wydawca tygodnika złożył apelację, a sąd drugiej instancji w kwietniu ub.r. utrzymał wyrok w zakresie przeprosin, obniżając kwotę zadośćuczynienia do 150 tys. zł.
W lutym br. „Wprost” zamieścił przeprosiny w zasądzonej formie. Przy czym tygodnik ukazał się z podwójną pierwszą stroną, na drugiej zamiast przeprosin pojawiło się pytanie do Durczoka: „Sąd ustalił: Molestował! Dlaczego nie przeprasza ofiar?”.
- Tak się kończą kłamstwa i oszczerstwa. Oczywiście WPROST już wyje i tłumaczy, że przeprasza ale nie przeprasza, bo inny proces wygrał. Niczego nie wygrał! - skomentował to Kamil Durczok na Twitterze. - Więcej: to smutna wiadomość - Wprost nie rozróżnia wyroku prawomocnego od nieprawomocnego. Ale ich musi boleć - dodał.
W TVN Kamil Durczok pracował w latach 2006-2015, wcześniej przez 13 lat był związany z Telewizją Polską. W obu firmach prowadził najważniejsze programy informacyjne i niektóre publicystyczne, w TVN był dodatkowo szefem „Faktów”.
Po rozstaniu z tym nadawcą i upływie 1,5-rocznej okresu zakazu konkurencji Durczok uruchomił swój serwis internetowy Silesion.pl dotyczący głównie regionu śląskiego. Początkowo w redakcji pracowało ponad 20 osób, zapowiadano relacje z wykorzystaniem dronów. Na początku kwietnia br. serwis przestał być aktualizowany, a pod koniec miesiąca definitywnie zniknął z sieci. Eksperci z branży internetowej komentowali dla Wirtualnemedia.pl, że prawdopodobnie przy sporych kosztach bieżących nie osiągał odpowiednich wpływów reklamowych, bo nie przyciągnął internautów na stałe ciekawymi treściami.
Od zamknięcia Silesion.pl Kamil Durczok jest nieaktywny w mediach społecznościowych, wcześniej regularnie komentował wydarzenia polityczne i zamieszczał treści z życia prywatnego.
Dołącz do dyskusji: Kamil Durczok nie trafi do aresztu w związku z zarzutami dot. weksli bankowych
Się walczyło się ma .
Najsztub też walczył.I ta walka się opłaciła .
Kto nie podrobił podpisu niech pierwszy rzuci !