„Gazeta Wyborcza” z kontrowersyjnymi zdjęciami z akcji ratunkowej. „To pokazuje, co redakcja myśli o czytelnikach”
Bydgoska mutacja „Gazety Wyborczej” (Agora) zamieściła przy tekście o mężczyźnie, który dokonał samospalenia, serię fotografii z akcji ratunkowej, które eksponują na pierwszym planie płomienie. - Zdjęcia zostały tak dobrane, by nie epatować tragedią - przekonuje Agora. - Na końcu tego łańcucha zawsze są pieniądze i chęć wygrania z konkurencją - mówi nam prof. Jacek Dąbała.
Tragedię młodego mężczyzny z miejscowości Strzelno w województwie kujawsko-pomorskim, który pod koniec kwietnia dokonał samospalenia na rynku miejskim, opisało wiele mediów. Wydawca serwisu Bydgoszcz.wyborcza.pl posłużył się zdjęciami – screenami z youtube’owego nagrania pokazującego akcję ratunkową w wykonaniu przejeżdżających właśnie przez miasto motocyklistów. Na portalu zamieszczono serię pięciu takich samych zdjęć, układających się w tzw. fotostory. Na pierwszym planie widać zdjęcie buchających płomieni (choć bez szczegółów), na drugim - krzątających się mężczyzn, przeprowadzających akcję ratunkową. W mediach społecznościowych redakcja przysłoniła zdjęcie swoim logiem, jednak na stronie brak jakichkolwiek przysłon czy filtrów. Na fotografii nie widać płonącego ciała; redakcja utrzymuje, że na fotosach nie ma ofiary samospalenia. Jednak płomienie sugerują, że trafiliśmy w sam środek tragedii. Dobór zdjęć krytykują internauci.
Agora: tekst pokazywał akcję ratunkową
Podobne zdjęcia zamieściła też bydgoska TVP3, jednak nie są one aż tak wyraźne, jak te z "GW". Zapytaliśmy Agorę, co stało za decyzją redaktorów i wydawców o publikacji tych fotografii.
- Artykuł bydgoskiej „Wyborczej" na temat wydarzenia w Strzelnie przede wszystkim relacjonował podjętą przez grupę motocyklistów akcję ratunkową. To właśnie pokazują zdjęcia, które zostały tak dobrane, by nie epatować tragedią, bez zbliżeń i szczegółów – przekazało nam biuro prasowe wydawcy.
Dodatkowo, jak informuje Agora, tekst dotyczący zajścia zawiera informacje od lokalnej policji, wstępnie wyjaśniające przyczyny tragedii i przypominające o możliwości skorzystania ze specjalistycznej pomocy m.in. psychologa i telefonu zaufania w razie wszelkich kłopotów. - O sytuacji ze Strzelna napisały też inne redakcje, swoje materiały ilustrując różnymi, innymi niż „Wyborcza" ujęciami - m.in. TVP Bydgoszcz na facebookowym profilu i SE.pl – przyznaje Agora.
Prof. Kreft: bezradność dziennikarska
Zdjęcia pokazaliśmy medioznawcom. Prof. Jan Kreft z Politechniki Gdańskiej ocenia, że przy publikacji tak niejednoznacznych zdjęć redakcji „zabrakło wyobraźni, taktu i dziennikarskiego wyrafinowania”: - Nie jestem zaskoczony tą decyzją (o publikacji – przyp. jk). Tam, gdzie rozpoczyna się epatowanie śmiercią i grozą, tam zaczyna się bezradność dziennikarska Jeszcze raz potwierdza się, że postępująca tabloidyzacja w tym przypadku to stan umysłu, a nie tylko stylistyka wypowiedzi.
Zdaniem naszego rozmówcy, jest jednak to problem ogólniejszy i nie dotyczy wyłącznie "Gazety Wyborczej". - Nie brakuje badań, z których wynika, że rzeczywistość w polskich mediach to świat, w którym opresja z skrajnej postaci jest przynajmniej dziesięć razy częściej obecna niż w rzeczywistości – uzupełnia prof. Kreft.
Prof. Dąbała: nasila się efekt znieczulicy
Prof. Jacek Dąbała, medioznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego, naświetla sprawę pod innym kątem. W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl podkreśla, że mamy do czynienia z szerszym zjawiskiem: - Po prostu problem granic wrażliwości i przyzwoitości znika, ponieważ od lat nasila się efekt internetowej znieczulicy u odbiorców i nadawców medialnych. Taki ma skutek przyzwyczajenie do oglądania lub samej możliwości oglądania prawie każdego dramatu w sieci. Do tego dochodzi charakterystyczna dla wielu ludzi potrzeba podglądactwa. Mocne obrazy są odbierane bez wysiłku, niemalże filmowo.
Zdaniem naszego rozmówcy trzeba jeszcze pamiętać o tym, że największe zainteresowanie zawsze wzbudza sprawdzona dramaturgia "seksu i zbrodni". - Mówiąc w uproszczeniu, bo prymitywne emocje łatwo konsumować. A na końcu tego łańcucha zawsze są pieniądze, rynek komercyjny, chęć zwrócenia uwagi i wygrania z konkurencją. Dlatego dla wielu ludzi pokazywanie i oglądanie takich zdjęć staje się medialną normą – kończy prof. Dąbała.
Mocne zdjęcia - tak, ale z uzasadnieniem
„Gazeta Wyborcza” nie stroni od pokazywania drastycznych zdjęć, ale z reguły ma ku temu ważne powody. Tak było np. na początku kwietnia br., gdy dziennik na pierwszej stronie publikował nieretuszowane fotosy ofiar masakry w Buczy.
Na nasze pytanie, co usprawiedliwia podobne publikacje, Bartosz Wieliński, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, mówił wówczas, że zdjęcia takie pokazują „przerażające zbrodnie popełnione przez Rosjan”. - Wybraliśmy fotografię, która nie epatuje przemocą, bez zbliżeń ciał ofiar czy ich twarzy, nie pokazującą obrażeń. Widać na nim ulicę w Buczy, tak, jak ją zobaczyli wyzwalający miejscowość Ukraińcy. Ciała na ulicy to element tragicznej rzeczywistości w okupowanej Ukrainie. Zadaniem dziennikarzy jest ją pokazywać – przekonywał. Podobne fotografie z Buczy publikowały także wówczas światowe media.
Według danych PBC w czwartym kwartale ub.r. średnie rozpowszechnianie płatne razem „Gazety Wyborczej” w tradycyjnej formie (w większości papierowej) wynosiło 56 975 egz., o 13,24 proc. mniej niż rok wcześniej. Z kolei na koniec ub.r. z subskrypcji cyfrowej „Gazety Wyborczej” na koniec ub.r. korzystało już 286 tys. użytkowników, wobec 262,2 tys. na koniec września ub.r.
Dołącz do dyskusji: „Gazeta Wyborcza” z kontrowersyjnymi zdjęciami z akcji ratunkowej. „To pokazuje, co redakcja myśli o czytelnikach”
Co innego gdyby było zbliżenie na twarz.
Aha, czyli zdjęcie bliskiej osoby, która się pali, nawet bez zbliżenia twarzy, nie zrobiłby na tobie wrażenia? Gazetka może sobie puszczać takie fotki i nie ma problemu, jak rozumiem?