SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Media starają się o wjazd do strefy przygranicznej. „Przypomina organizację wycieczek dla turystów w ramach safari”

W piątek ma ruszyć rządowe centrum medialne dla dziennikarzy niedaleko granicy z Białorusią. - Władza będzie pokazywała to, co chce pokazać, a nie to, o co w tej robocie chodzi - mówi Bartłomiej Bublewicz z Onetu. Jak dodaje, dziennikarze po strefie przygranicznej będą mogli poruszać się wyłącznie w asyście funkcjonariuszy Straży Granicznej.

We wsi Popławce położonej między Sokółką i Kuźnicą (Podlaskie) w piątek 3 grudnia zacznie działać centrum prasowe dla mediów relacjonujących sytuację na polsko-białoruskiej granicy.

Straż Graniczna opublikowała także zasady obecności mediów w pasie przygranicznym z Białorusią, na którym wprowadzono zakaz przebywania niezamieszkałych tam osób - termin i miejsce wizyty będzie wyznaczał miejscowy komendant Straży Granicznej.

We wtorek Sejm odrzucił wszystkie osiem poprawek wniesionych przez Senat do nowelizacji Ustawy o ochronie granicy państwowej.

Kto oceni poglądy redakcji

- Zmienia się niewiele - przyznaje dziennikarz Onetu Bartłomiej Bublewicz. We wrześniu wraz ze swoim operatorem dostał zarzuty w związku z relacją z objętego stanem wyjątkowym Usnarza Górnego. - Stan wyjątkowy, ograniczający dziennikarzom prawo dostępu do granicy i danego terytorium był niekonstytucyjny, ale i teraz są wątpliwości, czy rozporządzenie ministra Kamińskiego jest konstytucyjne, skoro zostało ogłoszone przed wejściem w życie ustawy podpisanej przez prezydenta – zwraca uwagę reporter.

Jak zaznacza, sam pracuje przy granicy opierając się na opiniach konstytucjonalistów i rzecznika praw obywatelskich (oraz jego kasacji). - W poczuciu, że dziennikarze powinni tam być i są tam zgodnie z przepisami - podkreśla Bublewicz.

Dziennikarz Onetu przyznaje, że tuż przed naszą rozmową o nowe zasady pytał rzeczniczkę Straży Granicznej Annę Michalską. - Akredytacje prawdopodobnie będą jednodniowe i dana redakcja czy grupa dziennikarzy będzie mogła poruszać się po określonej części strefy tylko w asyście funkcjonariuszy Straży Granicznej. Gdybyśmy chcieli rozmawiać z mieszkańcami, możemy na krótki czas, około pół godziny, oddalić się w obrębie jednej miejscowości, za którą odpowiada dana placówka Straży Granicznej i później znów zameldować się - mówi Bublewicz.

- Takie ruchy są absurdalne, jeśli chodzi o wolność dziennikarską. Władza będzie pokazywała to, co chce pokazać, a nie to, o co w tej robocie chodzi - ocenia reporter. - Wątpliwości budzi także zapowiedź, że Straż Graniczna w doborze dziennikarzy i redakcji będzie dbała o pluralizm mediów na granicy. Jak to ma być weryfikowane i kto będzie ciałem decydującym o tym, która redakcja jaki rzekomo światopogląd reprezentuje? Sam ten fakt mówi dużo o podejściu do dziennikarzy i o tym, jak media są postrzegane przez władze - uważa Bublewicz.

Jak ocenia sam pomysł powołania centrum medialnego? - Obecnie planujemy reporterski wyjazd do Iraku, Kurdystanu i Turcji, podsumowujący kryzys imigracyjny. Ale koledzy będą pewnie korzystać z centrum, żeby sprawdzić, jak to wygląda w praktyce. Jeżeli uznamy, że to, co Straż Graniczna i służby państwowe chcą nam pokazać, jest niewystarczające z dziennikarskiego punktu widzenia, będziemy pokazywać strefę zamkniętą w inny sposób - mówi Bublewicz.

„Wygląda to skromniutko”

Michał Dzienyński z Radia Zet w środę oglądał centrum z zewnątrz, zdjęcia zamieścił na Twitterze.

- Wiadomo, że będą tam mogły przebywać tylko zorganizowane grupy. Zobaczymy, co rząd będzie nam chciał pokazać – mówi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl. Jak opowiada, centrum to jednopiętrowy kontener o powierzchni ok. 250 metrów kwadratowych. - Na razie wygląda to skromniutko. Ale zobaczymy, czy to tylko pokazówka, czy przyniesie jakiś efekt. Mają tu odbywać się briefingi, spotkania z gośćmi, jest miejsce do pracy, parking. Centrum znajduje się siedem kilometrów od strefy, a dziesięć od samej granicy – dodaje Dzienyński.

- Chcielibyśmy uzyskać akredytacje, by móc wjechać do strefy przygranicznej. Uważam, że Centrum Medialne to bardzo dobry pomysł, we wschodniej Polsce pracuje nawet kilkuset dziennikarzy - mówi natomiast Katarzyna Kozłowska, redaktorka naczelna „Faktu”. - Wszystko to jednak nie zmienia mojej oceny co do sprawy najważniejszej: dziennikarze powinni być przez rząd dopuszczeni do pracy w obszarze przygranicznym i móc relacjonować wydarzenia w sposób całkowicie niezależny - podkreśla.

Jak na safari

Na nowelizacji suchej nitki nie zostawia wicenaczelny „Gazety Wyborczej”, odpowiedzialny za jej dział krajowy, Roman Imielski. -  Pomysł z ośrodkiem dla dziennikarzy, z którego mieliby przyglądać się temu, co dzieje się na granicy, przypomina organizację wycieczek dla turystów w ramach safari w Afryce. Absolutnie bzdurny pomysł – uważa.

Jasne jest, zdaniem Imielskiego, że celem rządu jest niedopuszczenie dziennikarzy do granicy. - Albo takie ich selekcjonowanie, żeby znaleźli się tam tylko dziennikarze prorządowi lub z mediów mniej krytycznych wobec obecnej władzy. Cała ustawa, a nawet tryb jej wprowadzania – tak zwany pilny – są absolutnie niekonstytucyjne. To zamach na konstytucyjne przepisy mówiące o dostępie obywateli do rzetelnej informacji – zaznacza wicenaczelny „Wyborczej”.

Imielski dodaje, że „Wyborcza” oczywiście wyśle zgłoszenia o akredytacje. - Ale cały przepis związany z nowelizacją jest skonstruowany tylko po to, by dziennikarze nie mieli wolnego dostępu do granicy – zaznacza.

Skandalem dziennikarz nazywa przepisy, by o dostępie dziennikarzy decydował komendant Straży Granicznej. - Tam nie ma stanu wyjątkowego, on właśnie znika. Nie ma też innych przepisów, które mogłyby w tak szeroki sposób ograniczać prawa obywatelskie. Nie tylko dziennikarzy, ale obywateli naszego kraju – podkreśla Imielski. I dodaje, że granica musi być strzeżona. - Ale nie może się to odbywać kosztem wprowadzania niekonstytucyjnych przepisów, które są zamachem na wolności obywatelskie – ocenia.

- Wielu moich bardziej doświadczonych kolegów było na wojnach, które w ostatnim trzydziestoleciu toczyły się na całym świecie. Nigdzie nie spotkali się z takimi ograniczeniami – mówi Imielski. - Argument, że wszystko ze względu na bezpieczeństwo dziennikarzy jest idiotyczny. To kłamstwo. Cel jest jeden: żeby wolne media i obywatele, którzy chcą rzetelnej informacji, nie wiedzieli, co tam dzieje się naprawdę. Ale sytuacja robi się dla rządu trudniejsza, bo konflikt będzie przygasał. A w sytuacji pandemii, inflacji, rządowi na rękę jest sprawa, w której przynajmniej duża część obywateli go popiera. Gdyby okazało się, że na granicy nie jest tak źle, jak twierdzi władza, wytrącilibyśmy z jej rąk ten argument - dodaje Imielski.

Straż Graniczna podała zasady wizyt dziennikarzy w strefie przygranicznej

Wcześniej Straż Graniczna opublikowała zasady obecności mediów w pasie przygranicznym z Białorusią. Termin i miejsce wizyty wyznaczy miejscowy komendant SG, a propozycje w tym zakresie zgłaszać będą dziennikarze. W wizycie może wziąć udział jeden dziennikarz (w przypadku TV również operator) lub fotoreporter redakcji.

Zgłoszenie na adres mailowy akredytacje.kg@strazgraniczna.pl powinno zawierać imię i nazwisko, PESEL (w przypadku braku - informacje o obywatelstwie i numer paszportu), numer telefonu, zaświadczenie z redakcji o współpracy, proponowany termin i miejsce (placówkę Straży Granicznej) wizyty, zgodę na procedurę weryfikacji, a także oświadczenia o świadomości zagrożeń związanych z udziałem w wizycie oraz o zgodzie na przetwarzanie danych osobowych na potrzeby organizacji wizyty przez Straż Graniczną.

SG zaznaczyła, że warunkiem uczestniczenia w wizycie jest przejście szkolenia organizowanego bezpośrednio przed rozpoczęciem wizyty. "Warunki do organizowania wizyty zapewnia SG. Straż Graniczna ustala termin trwania wizyty oraz szczegóły trasy, jaką przemieszczają się uczestnicy wizyty w pasie granicznym - biorąc pod uwagę sytuację na granicy i bezpieczeństwo uczestników" - czytamy na stronie SG.

Transport uczestnikom wizyty zapewniać będzie Straż Graniczna przy współpracy z Wojskiem Polskim i innymi służbami mundurowymi.

Po wygaśnięciu stanu wyjątkowego rozporządzenia szefa MSWiA

Od środy do 1 marca przy granicy z Białorusią obowiązuje zakaz przebywania, z którego wyłączeni są m.in. mieszkańcy czy miejscowi przedsiębiorcy. Zgodnie z nowelizacją, która umożliwiła wprowadzenie tego zakazu, na czas określony i na określonych zasadach komendant placówki SG będzie mógł zezwolić na przebywanie na tym obszarze również innych osób, w szczególności dziennikarzy.

Zakaz, na mocy rozporządzeń ministra spraw wewnętrznych i administracji, wprowadzono w 183 miejscowościach w województwach podlaskim i lubelskim przylegających do granicy z Białorusią.

Wcześniej na tym samym obszarze, od 2 września przez 90 dni, obowiązywał stan wyjątkowy.

Dołącz do dyskusji: Media starają się o wjazd do strefy przygranicznej. „Przypomina organizację wycieczek dla turystów w ramach safari”

18 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Xxx
"Władza będzie pokazywała to, co chce pokazać"
To i tak lepiej niż pokazywać cos, co nie istnieje i co wymysliliscie - do czego nas przyzwyczailiście: kot z Afganistanu, hipertriatlonista z Iraku, dwudziestoletnie noworodki i ich matki z brodami
0 0
odpowiedź
User
BiletySprzedawać
Wojsko powinno sprzedawać bilety. Rzucają się ci dziennikarze jakby nowego Iphone do sklepu rzucili. Skoro redakcje chcą na tym zarabiać taki wstęp tam powinien kosztować co najmniej 10 tyś zł. A nie jadą... Białoruś i nasze wojsko zapewnia im tematy a oni to za darmo dostają.

Oczywiście wszyscy dziennikarze powinni mieć aktualne testy na koronawirusa, jak w przypadku wjazdu do Portugalii, która nie uznaje szczepień. Nie można sobie pozwolić by ta banda pozarażała ludzi tam mieszkających. A wiadomo jaka jest ta "wykształcona warszawfka". Zaraz przywiezie jakieś choróbska. Wszy, grzyb i korona.
0 0
odpowiedź
User
Razik
Teraz to dopiero nbeda historie nie 6 dni w rzece ale co najmniej 30 ha ha ha
0 0
odpowiedź