„Goło i wesoło” czyli powrót do Sheffield. Recenzja serialowej nowości Disney+
Film „Goło i wesoło” w reżyserii Petera Cattaneo był wielkim hitem roku 1997, także w Polsce. Historia byłych hutników szukających nowej pracy i możliwości zarobku spodobała się widowni, ponieważ pokazywała słodko-gorzkie życie w miasteczku bez perspektyw, które dla bohaterów było jedynym domem, jaki znali. I nie zamierzali się z niego wyprowadzać. Po latach wracamy, żeby sprawdzić jak potoczyły się ich losy.
Na fali licznych powrotów, doczekaliśmy się serialowej kontynuacji filmu „Goło i wesoło”. Nie jest to nowy pomysł. Wystarczy wspomnieć seriale tj. „Fargo”, „Cztery wesela i pogrzeb”, „Bates Motel”, „Hannibala” i „Wywiad z wampirem”. Nie wszystkie okazały się sukcesem i tak też może być w przypadku nowej produkcji Disneya. Nie jest to projekt nieudany, ale skierowany przede wszystkim do fanów filmu. Dla widzów nieznających historii bohaterów może być kolejnym dramatem obyczajowym pomieszanym z komedią, jakich wiele.
Dawno temu, w 1997 roku
Siłą filmu było pokazywanie prawdziwych realiów życia klasy robotniczej w angielskim miasteczku. Gdy bohaterowie tracą pracę, wiedzą, że znalezienie kolejnej będzie wyzwaniem. Mieszkając na zawodowej pustyni, z której każdy najchętniej by uciekł, ale nie oni, Gaz, Dave i reszta postanawiają wycisnąć, ile się da. Zainspirowani występem Chippendalesów, decydują się wystąpić w pokazie tańca erotycznego w lokalnym klubie.
Paradoksalnie, obraz Petera Cattaneo wcale nie skupiał się na szokowaniu męską golizną, wykorzystywał tylko małą kontrowersję do tego, żeby opowiedzieć o życiu angielskiej klasy robotniczej w czasach po rządach Margaret Thatcher. W końcu to jej bohaterowie „zawdzięczają” likwidację wielkich zakładów produkcyjnych i masową utratę miejsc pracy. Świat po epoce taczeryzmu dla klas nieuprzywilejowanych był okresem depresji i braku perspektyw, co wyraźnie widzieliśmy w filmie „Goło i wesoło”.
Teraźniejszość w serialu
Serial pokazuje, jak wygląda życie bohaterów ponad ćwierć wieku później i czy pokaz striptizu otworzył im drogę do kariery. Oczywiście tak się nie stało i był to jednorazowy event, a później każdy wrócił do swojego zwykłego życia. Po latach Gaz (Robert Carlyle) dalej jest tak samo nieodpowiedzialny i bezradny jak wcześniej, Dave (Mark Addy) pracuje w szkole jako woźny, a jego żona Jean (Lesley Sharp) jest tam dyrektorką, więc większość czasu spędza jako jej podwładny, z kolei Lomper (Steve Huison) i Dennis (Paul Clayton) prowadzą razem bistro. Spotykamy tam Horse’a (Paul Barber), którego czeka w najbliższej przyszłości duże wyzwanie logistyczne.
Niewiele się zmieniło poza tym, że „lokalni Chippendalesi” są starsi, zmęczeni i zrezygnowani. Gaz ma dzieci, które starają się nie spędzać z nim zbyt wiele czasu. Ma także wnuka z niepełnosprawnością ruchową. Chciałby kupić mu nowoczesny wózek, ale nie wie, jak się za to zabrać. Jak zwykle jest chodzącym chaosem i improwizacją.
Śmiech przez łzy
Serial przeplata rejestry komediowe z dramatycznymi i czyni to w udany sposób, ale nie ma już tej siły rażenia, co film, który był wielką niespodzianką i strzałem w dziesiątkę. Pokazywał zwykłych ludzi, takich jak Dave. Dzisiaj Dave pozornie wiedzie dobre życie, ale jak się uważniej przyjrzeć, okaże się, że nic się w nim nie dzieje. Jako woźny na co dzień pracuje z żoną, zirytowaną i wściekłą na jego brak ambicji. Zdaje się rozumieć, że żona nie traktuje go jak równorzędnego partnera do rozmów. Nie akceptuje także jego chęci niesienia pomocy uczniowi izolowanemu przez resztę szkoły. Przy tej okazji, ciekawie wybrzmiewają ważne tematy społeczne, jak samotne macierzyństwo, choroba psychiczna, odrzucenie, hejt, przemoc rówieśników w szkole.
Nowa generacja
Poza znanymi bohaterami pojawiają się nowe postacie, najczęściej spokrewnione ze starą ekipą. I tak poznajemy nastoletnią Destiny (Talitha Wing), córkę Gaza, jego syna Nathana (Wim Snape) i wnuka. Gaz jest niedzielnym ojcem, jeśli przez przypadek spotka swoje dziecko, to z nim porozmawia, ale może zniknąć na dłużej i nie bardzo czuje się za kogokolwiek odpowiedzialny.
To, co na pewno się udało, to pokazanie, że ciężkie życie bohaterów wymęczyło ich okrutnie i nie ma w nich zapału, ani entuzjazmu, żeby po raz kolejny postawić wszystko na głowie i zaryzykować. W tym momencie z odsieczą przybywa nowe pokolenie, które ożywia akcję. Kradzież auta i uprowadzenie psa przez Des daje początek śmieszno-strasznej opowieści o tym, jak różne bywają systemy wartości. Dla niektórych pies okazuje się przyjacielem, dla innych jedynie transakcją biznesową.
Serialowa pocztówka z wakacji
„Goło i wesoło” to serial będący pocztówką z wakacji dla fanów filmu. Nie jest hermetyczny, ale odbiorca nie znający obrazu filmowego, nie odczyta wszystkich odniesień i nawiązań do charakteru oraz zwyczajów głównych bohaterów znanych nam sprzed akcji serialu.
Scenariusz napisany przez Simona Beaufoya i Alice Nutter stara się jak najwięcej opowiedzieć o nowych czasach. Pokazać, że nie każdy odnajduje się w świecie komputerów, smartfonów i załatwiania spraw przez aplikacje, ewentualnie infolinie. Nie każdy chce i może korzystać z technologii cyfrowych, przez to nieustannie jest wykluczony cyfrowo.
Wśród starej generacji bohaterów panuje przekonanie, że świat pędzi do przodu, bez żalu zostawiając ich w tyle. Z kolei, młodsze pokolenia, zwłaszcza nastolatków są kompletnie pogubione i bezradne. Maskują to fasadą złośliwych uwag, ciętych ripost i chuligańskich wybryków, jak kradzież samochodu z parkingu, albo wagary.
Czy warto obejrzeć?
„Goło i wesoło” to próba uchwycenia codzienności angielskiego Sheffield, które wciąż nie jest najłatwiejszym miejscem do życia. Jeśli lubicie film, serial będzie miłym ciągiem dalszym. Nie znając go, oglądanie nie ma wielkiego sensu, trudno bowiem docenić pomysły Simona Beaufoya. Serial staje się wówczas wyjętym z kontekstu wycinkiem obyczajowości angielskiej klasy robotniczej.
Serial „Goło i wesoło” dostępny jest na platformie Disney+. Składa się z ośmiu odcinków.
Dołącz do dyskusji: „Goło i wesoło” czyli powrót do Sheffield. Recenzja serialowej nowości Disney+