Wizerunkowy upadek Roberta Karasia. "Straciłem 600 tys. zł"
Robert Karaś, rekordzista świata w 10-krotnym Ironmanie, przyznał się do stosowania dopingu. "Polski Iron Mann" kilka razy zmieniał w tej sprawie wersję wydarzeń - początkowo twierdził, że nie brał zakazanych substancji dopingujących, później, że brał je, ale na leczenie kontuzji, by na końcu stwierdzać, że drostanolon miał mu tylko pomóc w lutowej walce MMA. Karaś stwierdził, że cała sytuacja kosztuje go utratę 600 tys. zł od sponsora. Czy wizerunkowo ma szansę się podnieść? - Karaś powinien rozważyć zatrudnienie dobrego PR-owca, który wytłumaczy mu, na czym polega budowa wizerunku. Nie chodzi tu o to, by sportowiec nagle stał się kimś innym, ale o to, aby nie szkodził sobie samemu - komentuje dla Wirtualnemedia.pl Ewa Wójcikowska, strateg komunikacji PR i właścicielka agencji 7PR 4Strategy.
Robert Karaś w maju ustanowił światowy rekord w 10-krotnym Ironmanie, z wynikiem 182 godziny, 43 minuty i 43 sekundy. Na zawodach w Brazylii pokonał dystans 38 km w pływaniu, 1800 km na rowerze i 422 km w biegu.
Cieniem na sukcesie Polaka położył się jednak opublikowany w ostatnią niedzielę wpis na Instagramie. Oświadczył w nim, że kontrola antydopingowa przeprowadzona na brazylijskich zawodach dała w jego przypadku wynik pozytywny. Karaś zaprzeczył, że brał niedozwolone substancje.
"Oświadczam, że nigdy nie stosowałem żadnej formy dopingu. Przed startem w Brazylii sam zabiegałem u organizatorów o zapewnienie badań antydopingowych, ponieważ tylko w ten sposób mój wynik mógł zostać oficjalnie uznany za rekord świata. W całej mojej karierze zawsze byłem czysty, co potwierdzały wyniki wielu badań antydopingowych, jakie przechodziłem po każdym z dotychczasowych startów w Pucharze Świata" - napisał w niedzielę Karaś.
Dodał, że w styczniu leczył kontuzje i w trakcie rekonwalescencji podano mu "leki, które zawierały w swoim składzie substancje znajdujące się na liście WADA". "Zostałem wielokrotnie zapewniony, że przyjęcie tych leków nie będzie miało żadnego wpływu na przygotowania ani na sam występ w Brazylii" - oświadczył ultrathriatlonista.
Karaś przyznaje się do dopingu w Kanale Sportowym
Wykryty w organizmie Roberta Karasia drostanolon w Polsce nie jest legalnie dostępny, to steryd na poprawiający siłę, stosowany m.in. przez zawodników sportów walki i kulturystów.
Karaś dzień po wydaniu oświadczenia udzielił wywiadu Tomaszowi Smokowskiego z Kanału Sportowego. Wyznał, że niedozwolony steryd podał mu opiekujący się nim znajomy, bez dyplomu lekarza czy dietetyka.
— Wiedziałem, że to biorę, natomiast nie zagłębiałem się, co to jest, bo miałem to w d... Zapytałem się, czy to jest legalne. Powiedział mi: "72 godziny i nie będziesz miał w organizmie", więc wiedziałem, że to jest coś nielegalnego — opowiadał Karaś, cytując rozmowę z osobą, która dała mu substancję.
Zawodnik powiedział Tomaszowi, że był zapewniany, że preparat nie będzie miał wpływu na jego przygotowania do zawodów 10-krotnego Ironmana. - Ja tę sytuację biorę w stu procentach na siebie. Oczywiście, Michał wprowadził mnie w błąd z tymi godzinami, ale to była wyłącznie moja decyzja - przyznał Karaś.
Karaś: straciłem 600 tys. zł
Krótko po pierwszym oświadczeniu Roberta Karasia głos w Sport.pl zabrał tak mówił Sport.pl Michał Rynkowski, dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej (POLADA). Stwierdził, iż niemal za pewnik można uznać, że zawodnik zostanie zdyskwalifikowany, a jego rekord w 10-krotnym Iron Mannie podważony,
- Zupełne uniewinnienie należy rozpatrywać w kategoriach cudu – dodał Rynkowski.
W ocenie Karasia ta wypowiedź była dla niego krzywdząca, ponieważ naraziła go na utratę finansowania przez sponsorów.
- Przez niego [dyrektora POLADA - przyp.) straciłem 600 tys. zł w jeden dzień, natomiast takie jest życie - mówił w Kanale Sportowym. - Moi sponsorzy, z którymi miałem na dwa, trzy lata kontrakt stwierdzili, że po co nam Karaś, skoro cztery lata ma nie startować. I się wycofali. Ale poczuli, że jestem im niepotrzebny - przyznał zawodnik w "Hejt Parku" u Tomasza Smokowskiego.
Na Karasia posypała się ostra krytyka ze świata sportu oraz dziennikarzy.
- Trzeba trzymać kciuki, że po tym "występie" Robert Karaś otrzyma maksymalną 4-letnią dyskwalifikację, która będzie surowo przestrzegana. Cyniczne podejście do dopingu. Świadome zażywanie zabronionych substancji. Nie dla takich osób w sporcie. Dzieci, młodzież, są inne autorytety! – napisał Mateusz Ligęza, dziennikarz sportowy Radia ZET.
- Jeżeli Robert Karaś wiedział w chwili przyjmowania substancji, że jest zabroniona (właśnie to przyznał), a do tego nie poprosił o wyłączenie terapeutyczne TUE, to dla takich ludzi nie ma miejsca w sporcie. Celebryta i kanciarz. Bez odbioru – oceniał Michał Chmielewski, dziennikarz TVP Sport.
Jeżeli Robert #Karaś wiedział w chwili przyjmowania substancji, że jest zabroniona (właśnie to przyznał) a do tego nie poprosił o wyłączenie terapeutyczne TUE, to dla takich ludzi nie ma miejsca w sporcie.
Celebryta i kanciarz. Bez odbioru 🤥— Michał Chmielewski (@chmiielewski) July 31, 2023
Kamil Wolnicki z Przeglądu Sportowego Onet skomentował: - Dobrze, że dużo się mówi o antydopingu przy okazji wpadki Roberta Karasia. Szkoda, że chodzi o przypadek tak żenującej ignorancji, do tego bardziej w okolicach niż sercu sportu. Ale może to da komuś do myślenia…
Dobrze, że dużo się mówi o antydopingu przy okazji wpadki Roberta Karasia. Szkoda, że chodzi o przypadek tak żenujacej ignorancji, do tego bardziej w okolicach niż sercu sportu. Ale może to da komuś do myślenia… https://t.co/khXJn75LLY
— Kamil Wolnicki (@KamilWolnicki) August 1, 2023
Karaś wydał trzy oświadczenia w kryzysie. Ekspertka: wyłożył się
- Analizując komunikację w kryzysie, na którą zdecydował się Robert Karaś, przychodzą mi na myśl słowa głównej bohaterki filmu „Basic Instinct”, Catherine Tramell, która na pytanie śledczych, czy zabiła, odpowiedziała: "Musiałabym być głupia, pisząc książkę o morderstwie i następnie zabiła kogoś dokładnie tak, jak opisałam w mojej książce. Ogłosiłabym się morderczynią. Nie jestem głupia”. Podobną metodę obrony zastosował Robert Karaś, ujawniając jako pierwszy, że w jego organizmie wykryto substancje zakazane. Podkreślając jednocześnie, że sam zabiegał u organizatora o zapewnienie badań antydopingowych. Jednak, w przeciwieństwie do Tramell, która wygrała starcie z policjantami, Karaś wyłożył się na tej taktyce - uważa Ewa Wójcikowska, strateg komunikacji PR i właścicielka agencji 7PR 4Strategy.
Który element kryzysowego PR sportowca zawiódł? Zdaniem Wójcikowskiej, Karaś pogorszył swoją sytuację wywiadem w Kanale Sportowym. Zdaniem specjalistki, ta rozmowa "nie wzbudziła naszego zrozumienia, ani współczucia". - Ekspert, z którego usług korzystał okazał się być hobbystą, co podważyło profesjonalizm samego Roberta i jego sztabu, a używanie wulgaryzmów i sformułowań typu: "Mam to w dupie" na pewno nie pomogło, a wręcz uczyniło z niego osobę bardzo nieprzyjemną w odbiorze - ocenia ekspertka w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
- Karaś powinien rozważyć zatrudnienie dobrego PR-owca, który wytłumaczy mu, na czym polega budowa wizerunku. Nie chodzi tu o to, by sportowiec nagle stał się kimś innym, ale o to, aby nie szkodził sobie samemu. Obecnie, to właśnie robi, co skutkuje utratą sponsorów i uwielbienia kibiców podsumowuje Ewa Wójcikowska, przypominając, czemu ma służyć komunikacja w kryzysie - wyciszeniu i ograniczeniu jego skutków.
- Publikując aż trzy materiały na temat zaistniałej sytuacji, Karaś paradoksalnie przegrał walkę o prawdę, gdyż nie był do tej walki odpowiednio przygotowany. Wystarczyło jedno oświadczenie, opublikowane na Instagramie, ale przygotowane zgodnie ze sztuką komunikacji w kryzysie. W takiej komunikacji powinno mówić się o faktach, przedstawić konkrety, nie zrzucać winy na osoby trzecie, zaś sama treść nie powinna generować kolejnych komentarzy napędzających kryzys - analizuje postawę Karasia Ewa Wójcikowska.
Karaś wybrał strategię "papugi", a kryzysy lubią ciszę
Słów krytyki wobec przyjętej przez Roberta Karasia strategii w kryzysie nie szczędzi również Barbara Krysztofczyk, eksperta ds. PR i sytuacji kryzysowych, była rzeczniczka prasowa Anny Lewandowskiej i szefowa PR kampanii prezydenckiej Szymona Hołowni.
- Karasia jest dziś po prostu za dużo. O ile niektórzy w kryzysie wybierają (błędnie) strategię strusia – i chowają głowę w piasek – o tyle on zdaje się wybrał strategię odwrotną, ale równie złą: papugi. Powtarza bowiem na lewo i prawo swoją wersję wydarzeń, broniąc się niczym początkujący adwokat. I nie widzi, że przegrywa - komentuje ekspertka dla Wirtualnemedia.pl.
Według naszej rozmówczyni w zarządzaniu kryzysowym zawodnik "podjął kilka nietypowych ruchów".
- Po pierwsze sam wyskoczył przed szereg i poinformował wszystkich o wynikach próbki „A" zanim jeszcze przyszły wyniki próbki „B". Po drugie wymyślił sobie ten teatralny ruch z badaniem wariografem, a po trzecie sam jeszcze dodatkowo podgrzał temat udzielając wywiadu w Kanale Sportowym. Tymczasem kryzys lubi ciszę. Naprawdę zamiast silić się na oryginalność trzeba było poczekać do momentu ogłoszenia decyzji o dyskwalifikacji, potem wydać normalne oświadczenie z przeprosinami, po czym zamilknąć na jakiś czas - analizuje Barbara Krysztofczyk.
Ekspertka zajmująca się zarządzaniem kryzysowym przypomina w rozmowie z Wirtualnemedia.pl, że "w kryzysie publiczność oczekuje, że negatywny bohater sytuacji szczerze przeprosi i weźmie odpowiedzialność".
- W zachowaniu Karasia po prostu brakuje mi pokory. Jeśli w Twoim organizmie wykrywają doping to nie powinieneś biec z tym newsem do mediów jakbyś chciał się wręcz pochwalić. Tylko dlatego, że koniecznie chcesz być pierwszy, który o tym powie. Nie powinieneś też umawiać się na niemal 2-godzinną rozmowę z Kanałem Sportowym tylko dlatego, żeby na wszystkie sposoby mówić o tym jak to niby tak właściwie to jesteś biedny. Nie powinieneś też robić z siebie ofiary („bo ja taki ufny jestem") czy też bohatera („Niech będzie to przestroga dla innych sportowców") ani też nie powinieneś wysilać się na kreatywne zagrywki w rodzaju wariografu - komentuje dla Wirtualnemedia.pl Barbara Krysztofczyk.
Robert Karaś w ostatnich latach współpracował reklamowo z siecią sklepów Żabka (kampania o aktywności sportowej z Przemysławem Saletą i Otylią Jędrzejczak), producentem odzieży męskiej Vistula czy marką aut Cupra (Seat/Volkswagen Group Polska).
Dołącz do dyskusji: Wizerunkowy upadek Roberta Karasia. "Straciłem 600 tys. zł"