SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

O mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet. Recenzja serialu „Brzydula Betty. To jeszcze nie koniec” Amazona

Powrót kultowej kolumbijskiej telenoweli „Brzydula” to strategicznie doskonała decyzja Amazona. Wcale nie dlatego, że potrzebujemy kolejnej historii o bohaterce poza kanonem, którą gardzą mężczyźni, ale dlatego, że świetnie uwypukla problemy telewizji początku wieku. A przy tym pokazuje, że patriarchat wciąż ma się dobrze, choć już chwieje się w posadach. Serial zachęca do dyskusji i reakcji na podobne tematy.

„Betty La Fea. The Story Continues”, Prime Video„Betty La Fea. The Story Continues”, Prime Video

Kolumbijska „Brzydula” z Aną Marią Orozco w roli głównej, oglądana z perspektywy ponad dwudziestu lat po zakończeniu emisji, jest serialem trudnym w odbiorze. Mało kto pewnie pamięta, że bohaterka była szykanowana za noszenie okularów i grzywki. Sposób, w jaki to czyniono, trzeba wprost nazwać obrzydliwym. Pomijam już fakt, że Betty była w tzw. współczesnym kanonie urody, wystarczyło tylko zmienić jej fryzurę i oprawki okularów, aby wszystkie wcześniejsze „wady” wizerunkowe zniknęły.

Dziewczyna pracowała w firmie Ecomoda jako sekretarka, gdzie nie pasowała do reszty pracownic, bo była niewystarczająco atrakcyjną „ozdoba” gabinetu szefa. Dzięki swojej pracowitości i inteligencji z czasem awansowała, a także związała się z synem właściciela firmy. Czy to był klasyczny happy end, który znamy z telenowel? Dzisiaj możemy powiedzieć, że niekoniecznie, ale jak z kryzysu małżeńskiego dwójki bohaterów wybrną twórcy sequela, przekonamy się za kilka tygodni.

Kiedyś to były czasy?  

Telewizja końca XX wieku znacznie surowiej oceniała powierzchowność kobiet niż dzisiaj, więc bohaterkę – zdaniem jej otoczenia - „szpeciła” ta nieszczęsna grzywka, która po prostu była złą decyzją fryzjerską, niczym więcej. A to, że Betty nazywano „obrzydliwą”, „brzydką” i „przerażającą” to już inna sprawa. Warto przypomnieć, że telenowela „Yo Soy Betty, La Fea”, stworzona przez Fernando Gaitána, była emitowana w 180 krajach, dubbingowana na 15 języków i adaptowana w 28 krajach, w tym w Indiach, RPA, USA i Polsce, gdzie nadawał ją TVN. Serial trafił do globalnej widowni i choć większość kibicowała Betty, to jednak fakt, że męscy bohaterowie traktowali ją w tak podły sposób, również trafił na podatny grunt, co nie jest dobrą wiadomością.

Dzisiaj gdy oglądamy kolumbijską „Brzydulę” (emitowaną po raz pierwszy w latach 1999-2001) nie możemy się nadziwić, że taki język i takie traktowanie dziewczyny było w ogóle możliwe. Przypomnę, że serial mocno różni się od amerykańskiej „Brzyduli Betty”, gdzie postać grana przez Americę Ferrerę też była dyskryminowana z powodu grzywki i aparatu na zębach, ale nie tak bezpardonowo jak w oryginale. W serialu amerykańskim były to po prostu złośliwości i plotki, a nie tak opresyjna forma mobbingu jak ma to miejscu w kolumbijskiej telenoweli.

W kolumbijskim oryginale Armando (w tej roli Jorge Enrique Abello), który ostatecznie zostaje mężem Betty i mówi o niej, że jest kobietą jego życia, początkowo zmusza się do romansu z bohaterką, żeby osiągnąć cele biznesowe. Jest tam zapadająca w pamięć scena, gdy mężczyzna planuje pocałować Betty i na jego twarzy maluje się wielka niechęć, obrzydzenie, niesmak gdy ma dojść do zainicjowanego przez niego pocałunku. To dosyć ważny moment, ponieważ pokazuje, jak dalece poniżana jest Betty. Armando musi walczyć ze sobą, żeby ją pocałować, co byłoby absurdalne, gdyby nie było tak mizoginiczne.

Powrót serialu po latach, daje szansę na zweryfikowanie tego, jak dzisiaj prowadzona jest narracja nie tylko o Betty, ale i o pozostałych postaciach kobiecych. Serial Amazona jest produkcją nowoczesną, ale czerpiącą z ram gatunkowych oryginału. Oglądamy więc hiszpańskojęzyczną komedię z elementami typowymi dla latynoamerykańskiej telenoweli – dochodzi do kuriozalnych nieporozumień, pomyłek, teatralnych gestów.

Wyemancypowana „Brzydula”

Betty ma dorosłą córkę, która wraca do domu rodzinnego w Bogocie, ale nie przepada za matką. To efekt wyboru Betty. Jak możemy się domyślić, w dzieciństwie Mili, matka więcej czasu spędzała w pracy niż w domu i dlatego dziewczyna ma lepszą relację z ojcem. Do Betty zwraca się po imieniu. Pierwsze odcinki pokazują dystans córki wobec matki, a nawet pewien brak szacunku. I to jest ciekawy, choć pewnie niezamierzony efekt, serialowego powrotu Betty. Bohaterka ciągle spotyka się z jakimś rodzajem pogardy. Czy to ze strony córki, czy zirytowanego męża, który nie chce rozwodu, bo nie rozumie, że nie to znaczy nie, czy też w relacjach z dawnymi współpracownikami.

Betty musi tłumaczyć się ze swojej kobiecości, gdyż na każdym kroku jest ona kwestionowana. Gdy postanawia „oszpecić się”, wracając do grzywki i starych okularów, otoczenie jest zaskoczone. A ona mówi, że to jest jej prawdziwy wizerunek i jej tożsamość. Rodzi się pytanie, czy ostatecznie przekona się do „lepszych stylizacji”, czy pozostanie w tym, w czym czuje się sobą. Notabene, Mila jako przedstawicielka młodszej generacji na widok matki w długiej spódnicy, mówi: „I jeszcze postanowiłaś zostać hipsterką”, ale nie ocenia negatywnie tego, co widzi. Wydaje się, że młodsze pokolenie w serialu lepiej radzi sobie z tym, że ludzie są po prostu różni. To starsi od Betty mężczyźni próbowali dowieść, że coś jest z nią nie tak, bo w ich odczuciu #grzywka i #okulary czynią z niej antykobiecego potwora.

Akcja nowego serialu jest pretekstowa. Betty wraca na fotel prezeski Ecomody, gdzie spędziła ponad dwadzieścia lat i będzie próbowała wyprowadzić ją z zapaści finansowej. Równocześnie stara się odbudować relację z córką, a z mężem chce się rozstać. Ważniejsze od samej fabuły jest to, jaką drogę ostatecznie przejdzie bohaterka, czy wciąż będzie musiała przepraszać, że żyje? Mam nadzieję, że nie.

Serial „Brzydula Betty. To jeszcze nie koniec” od 19 lipca dostępny jest w ofercie Amazon Prime Video. Więcej o popularnych telenowelach przełomu wieków przeczytacie tutaj.