Obcokrajowcy nie kupią nieruchomości w Kanadzie
Obcokrajowcy nie kupią w Kanadzie domu ani mieszkania. Właśnie weszły w życie przepisy ograniczające dostęp do kanadyjskiego rynku nieruchomości.
Dwuletni zakaz będzie obowiązywał od pierwszego stycznia 2023 r., przepisy stanowią, że „nie-Kanadyjczycy nie mogą kupować, bezpośrednio lub pośrednio, żadnych nieruchomości mieszkalnych”. Zakaz nie dotyczy osób, które mają prawo stałego pobytu czy współmałżonków Kanadyjczyków, nie obejmuje też placówek dyplomatycznych. Jednocześnie wprowadzono kary dla osób pomagających w obchodzeniu przepisów.
Wchodzące w życie przepisy okołobudżetowe mają ograniczyć spekulację na rynku nieruchomości, wprowadzając obowiązek płacenia podatku HST/GST (podatek od sprzedaży, podobny do VAT) przez zajmujących się flipami, czyli kupowaniem, remontowaniem i sprzedażą nieruchomości.
Kanada od ok. dziesięciu lat ma problem z gwałtownie rosnącymi cenami nieruchomości. Część analityków wskazywała na podbijanie cen przez zagranicznych inwestorów, jest też problem niewystarczającej podaży nieruchomości, w styczniu br. Scotiabank szacował, że w Kanadzie potrzebnych jest ok. 1,8 mln nowych domów i mieszkań.
W czerwcu br. w życie weszły przepisy o jednoprocentowym podatku od wartości „niewystarczająco wykorzystanych” nieruchomości i pustostanów posiadanych przez obcokrajowców. Ustawa określa, co może być uznane za rzeczywisty wynajem nieruchomości.
Prowincje i miasta prowadzą też własne działania odstraszające spekulacje. W Kolumbii Brytyjskiej i Ontario są od kilku lat naliczane podatki dla zagranicznych inwestorów przy kupnie nieruchomości. Toronto w grudniu ub.r. uchwaliło własny jednoprocentowy podatek od pustostanów.
Bank centralny ostrzegł w raporcie nt. systemu finansowego Kanady opublikowanym na początku czerwca br., że za pięć lat rata kredytu będzie wyższa o ok. 30 proc. w związku z rosnącym oprocentowaniem. Obecnie co piąte kanadyjskie gospodarstwo domowe uważane jest za „wysoko zadłużone”, co oznacza, że stosunek zadłużenia do dochodu wynosi 350 proc. lub więcej. 20 lat temu w takiej sytuacji było jedno na czternaście gospodarstw domowych.
Dołącz do dyskusji: