Mobbing problemem mediów. Ekspert: Powstaje przekonanie, że „więcej nam można”
Sprawa Tomasza Lisa przypomniała środowisku dziennikarskiemu o problemie mobbingu. - Pojawia się „syndrom Boga”, poczucie, że w tej branży robi się wyjątkowo ważne rzeczy. Taka narracja powoduje przekonanie, że „więcej nam można”, cel uświęca środki z racji misyjności, wyjątkowości - mówi Wirtualnemedia.pl mecenas Karolina Kędziora z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.
W środowisku medialnym nie milkną echa ostatniej decyzji prokuratury w sprawie zachowań Tomasza Lisa. Jak informowaliśmy, Wirtualna Polska podała, że „wątek nietykalności cielesnej dwóch współpracowniczek został umorzony z powodu przedawnienia”.
Prokuratorka prowadząca dochodzenie wskazała, że żaden z przesłuchiwanych dziennikarzy nie stwierdził, że był ofiarą mobbingu ani by inny pracownik redakcji miał być mobbingowany przez Tomasza Lisa. Jednocześnie w dokumencie prokuratorskim zaznaczono, że „większość dziennikarzy wskazała, iż takie zachowania naczelnego, jak opowiadanie homofobicznych i nieprzyzwoitych dowcipów, straszenie utratą pracy, trzymanie nóg na stole, tworzenie nieprzyjemnej atmosfery, mogły nosić znamiona mobbingu”.
Zobacz: Co trzeci badany Polak nie zareagowałby na mobbing bojąc się zemsty mobbera
„Nikt nie chce czuć się ofiarą”
Zdaniem mecenas Karoliny Kędziory z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego zdarza się, że w podobnych przypadkach poszkodowani mają świadomość mobbingowania przez przełożonego, ale nie chcą tego tak nazywać. - Ludzie często nie wiedzą do końca, czym jest mobbing. Nie każdy ma pogłębioną wiedzę na ten temat. Ponadto myślę, że to naturalne, iż nikt nie chce czuć się ofiarą. Nie chcemy tak o sobie myśleć. Zajmując się wsparciem prawnym, mówimy o „osobach, które doświadczają mobbingu lub dyskryminacji”. Nie nazywany ich „ofiarami”. Bardzo trudno przejść nad tym, że pozwoliłem/pozwoliłam siebie tak traktować. Widzę to na szkoleniach, gdy ludzie starają się często normalizować różne sytuacje przemocowe. Po co? By nie czuć się aż tak źle ze sobą - mówi ekspertka w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
Mecenas Kędziora podkreśla, że pojedyncze głośne sprawy o mobbing nie pokazują skali problemu, z jakim mierzy się branża dziennikarska. - Do naszej organizacji od lat trafiają osoby, które nie chcą chodzić do sądu, czy publicznie opisywać swoich doświadczeń, bo mają obawy wynikające z tego, że media to zamknięte środowisko. Boją się przyklejenia łatki „pieniacza”, „problematycznego pracownika”, który nie znajdzie już miejsca w zawodzie - mówi.
Zobacz: Nadawca RMF FM odpowiada na tekst o zachowaniach Balawajdera. Bez polemiki
Przyczyny mobbingu
Ekspertka tłumaczy, z czego wynika problem z mobbingiem w środowisku medialnym. - W mediach nadal nie brakuje chętnych do pracy. To nie mobilizuje pracodawców, by przeciwdziałać takim zachowaniom, starać się o pracownika, pokazywać, że jesteśmy pracodawcą równościowym. Do tego dochodzi specyfika środowiska - jest tu wiele jednostek uważanych za autorytety. Pojawia się „syndrom Boga”, poczucie, że w tej branży robi się wyjątkowo ważne rzeczy. Taka narracja powoduje przekonanie, że „więcej nam można”, cel uświęca środki z racji misyjności, wyjątkowości - mówi.
I dodaje: „Często w środowisku medialnym słyszę argument, że mamy tutaj taką „specyfikę środowiska”. Natomiast w wielu branżach pracuje się pod presją i nie ma pomysłu, by negatywne zachowania tym tłumaczyć. Podobnie jest u artystów, gdy w kierunku osób ważnych, znanych nazwisk stosuje się łagodniejsze kryteria oceny ich zachowań, które są przemocowe".
Zobacz: Oskarżenie o mobbing w Radiu Rzeszów. “Nazwała mnie starą wdową, która użala się nad sobą”
Procedura to za mało
Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego prowadzi szkolenia dla mediów, ale mecenas Karolina Kędziora przyznaje - „z moich obserwacji wynika, że przeciętna redakcja nie ma żadnych procedur antymobbingowych.” Wyjątek dotyczy zwykle firmy o zasięgu krajowym, gorzej jest w mediach lokalnych.
Tymczasem odpowiednia procedura powinna być prowadzona w każdym miejscu pracy. - To nie wynika wprost z Kodeksu Pracy, który wskazuje jedynie, że „pracodawca powinien przeciwdziałać dyskryminacji w miejscu pracy”, ale już orzecznictwo Sądu Najwyższego jasno wskazuje na potrzebę odpowiednich zasad, które umożliwiają bezpieczną reakcję na podobne problemy - mówi nasza rozmówczyni.
I dodaje: „Na gruncie Kodeksu Pracy chronione są przed dyskryminacją i mobbingiem jedynie osoby posiadające umowy o pracę. Z kolei z ustawy o wdrożeniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania można wywodzić, że redakcja ma obowiązek przeciwdziałania dyskryminacji, w tym molestowaniu seksualnemu także wobec osób, które nie mają umów o pracę. Odnośnie upokarzającego, czy poniżającego zachowania wobec osób, które nie mają umów o pracę, o charakterze mobbingu, redakcji grozi pozew o naruszenie dóbr osobistych, np. takich jak godność, cześć czy wizerunek.”
Samo wprowadzenie procedury napisanej w odpowiedni sposób to jednak za mało. Czego jeszcze potrzeba? - Pracowników trzeba też przeszkolić, a w ramach projektu przeprowadzaliśmy podobne szkolenia. Część redakcji zgłosiła się do nas, ale biorąc pod uwagę skalę problemu i liczbę mediów w naszym kraju, to była kropla w morzu potrzeb. Pracownicy muszą wiedzieć, co jest w tych procedurach, warto by konsultowano z nimi projekt ich treści, zanim zostaną wprowadzone w życie. Uczymy na szkoleniach o prawie antydyskryminacyjnym i antymobbingowym, ale też o zasadach zgłaszania nieprawidłowości, by ludzie nabrali zaufania do procedur i wiedzieli, jak z nich korzystać. Wówczas ryzyko bezpodstawnych skarg maleje - podkreśla mecenas Kędziora.
Czytaj także: Pracownicy RMF FM zarzucają byłemu szefowi informacji obrażanie i seksizm
W praktyce warto dopuszczać do wyjaśniania okoliczności sprawy ekspertki i ekspertów spoza redakcji. - To podnosi poziom zaufania do procedury. Muszą być wpisane odpowiednie terminy, by ludzie wiedzieli, czego spodziewać się, kiedy ich skarga zostanie rozpatrzona. Powinna być bardzo pilnowana zasada poufności postępowania. To przykłady zapisów, które powinny się znaleźć w procedurze. Chodzi o to, by pracownicy nie odbierali tego jak kolejnych wewnętrznych przepisów, które nic nie wnoszą i które realnie albo nie pomagają, albo nikt nie chce z nich korzystać. Redakcja musi zadać sobie trochę trudu - kończy przedstawicielka Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.
Na stronie Towarzystwa znajdziemy m.in. dokument z przygotowanymi przez ekspertów standardami równościowymi. Organizacja udziela także m.in. bezpłatnego wsparcia prawnego dla mieszkańców Warszawy zagrożonych dyskryminacją lub jej doświadczających.
Dołącz do dyskusji: Mobbing problemem mediów. Ekspert: Powstaje przekonanie, że „więcej nam można”