Michał Kołodziejczyk: stworzę dla siebie format w Canal+ Sport
- Nie będę chciał zatrudnić Mateusza Borka na wyłączność. To nie te czasy. Mateusz ma własną działalność, robi swoje, cieszę się, że znajduje czas dla widzów Canal+ - mówi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Michał Kołodziejczyk, który od pięciu miesięcy jest dyrektorem redakcji sportowej Canal+.
Michał Kołodziejczyk ma za sobą 20 lat pracy w mediach. Przed Canal+ był redaktorem naczelnym WP SportoweFakty. To stanowisko zajmował pięć lat. Wcześniej pracował jako dziennikarz sportowy w „Rzeczpospolitej” (w latach 2007-2014) i „Przeglądzie Sportowym”. Współpracował również z wieloma stacjami telewizyjnymi.
Jesienią ub.r. zapowiadano, że Michał Kołodziejczyk zostanie redaktorem naczelnym „Przeglądu Sportowego”, ale pod koniec grudnia zrezygnował z tej propozycji pracy.
Ostatnio Anita Werner i Michał Kołodziejczyk wydali książkę "Mecz to pretekst. Futbol, wojna, polityka". To historia o piłce nożnej widzianej z perspektyw społeczno-politycznych i kulturowych.
Od lat zajmuje się pan piłką nożną. Kibice mówią, że obecnie mecze bez publiczności przypominają sparingi. Jak w C+ próbujecie podgrzać te emocje?
Rocznie oglądałem średnio 70 meczów na żywo, na stadionie, więc jak każdy naturalnie odczuwam różnicę. Jak każdy kibic i każdy sportowiec. Ale jesteśmy telewizją i musimy zrobić wszystko, żeby udawać. Stwarzać widzom możliwość odczuwania emocji w zbliżonym stopniu do tych sprzed pandemii.
Początkowo byłem przeciwnikiem wzbogacania tych wydarzeń dźwiękami z nagraną publicznością, aby oszukać ucho kibica. Ale okazało się to dobrym rozwiązaniem. Dziś uważam, że dobrze mieć taką możliwość, bo nawet mój mózg, gdy zamieniam się w widza, daje się na to nabrać. Zdaję sobie sprawę, że tych kibiców tam nie ma, ale takie spotkania bez dźwięku rzeczywiście gorzej się ogląda.
Jak teraz wygląda praca w redakcji sportowej?
Tworzymy telewizję, więc pojawiają się tutaj ludzie. Robimy programy na żywo, Ligę+ Extra, było studio w czasie El Clasico. Redakcja sportowa w porównaniu z innymi miejscami pracy wciąż żyje. Ale to jest właśnie misja. Mam takie przekonanie, że jesteśmy tu po to, żeby starać się dawać ludziom rozrywkę, którą mogli się cieszyć przed pandemią. Przy zachowaniu oczywiście środków ostrożności. Dziennikarze nie korzystają ze środków komunikacji, pociągów, to wszystko jest u nas zabronione. Każda ekipa wyjeżdżająca na mecze jest regularnie badana. Chuchamy na zimne. Nie ma dla nas nic ważniejszego niż bezpieczeństwo naszych ludzi.
Czegoś w tym trudnym okresie można się nauczyć?
Jestem przekonany, że dla telewizji wejście ramek ze Skype’a to rewolucja, która zostanie na zawsze. My mamy łączenia z każdym stadionem, z ekspertami, piłkarzami, zaraz po meczu ligi angielskiej np. Łukasz Fabiański może być na naszej antenie, siedząc na trybunach, wcześniej to było nie do pomyślenia. Te wszystkie ramki, które oglądamy też na TVN czy Polsacie, będą spadkiem po tej trudnej sytuacji, który uatrakcyjni programy w przyszłości.
Pan właśnie w środku pandemii rozpoczął w C+ swoją przygodę zawodową.
Dokładnie 1 czerwca. Ciężko się zarządza zespołem, kiedy brakuje bezpośredniego kontaktu. Kilka spotkań udało nam się jednak przeprowadzić w tym rygorze sanitarnym. Zajęło to pierwsze trzy miesiące, ale niemalże z każdą z ponad 80 osób z zespołu udało mi się porozmawiać osobiście.
Kilka miesięcy po pana pojawieniu się w redakcji doszło do głośnych zmian osobowych. Odeszli m.in. dwaj piłkarscy eksperci i dziennikarze, jak Paulina Czarnota-Bojarska i Adam Westfal. Przed przyjściem miał pan już gotowy plan na działanie redakcji?
Nie miałem planu na kształt redakcji. Pracuję w zawodzie 20 lat, więc z większością dziennikarzy się znałem. Miałem pomysły na nowe programy, zbudowanie relacji w zespole czy na wprowadzenie własnych zasad zarządzania. A że miałem dużo czasu na przemyślenia przed pojawieniem się w Canal+, to przyznaję, że wszedłem tu ze sporą dawką energii. Chciałem, żeby te rzeczy, o których marzę i mam nadzieję wydarzą się w najbliższych miesiącach, realizować jak najszybciej.
Poda pan szczegóły?
Mam dużo planów, stanowią pewnego rodzaju strategię długoletnią. Nie mogę więc jej zdradzać. Część jest z kolei tylko w mojej głowie, są bardziej osobiste. Mogę powiedzieć jedynie, że na razie wyprzedzam timeline i jestem z tego zadowolony.
Co było najtrudniejsze?
Przyznaję, że nie jest łatwo dokonywać zmian w zespole, ale to są zawsze decyzje, które mają sprawić, żeby redakcja była jeszcze lepsze.
Ostatnio w Canal+ Sport zadebiutował program „Wysoki pressing”. Jednym z komentujących gości był Dariusz Szpakowski. To zapowiedź szerszej współpracy z TVP?
A jeszcze wcześniej był Jacek Kurowski. My nie jesteśmy konkurencją TVP. Jeśli ktoś obejrzy tam bramkę z ligi angielskiej i zaciekawi się piłką w wydaniu angielskim, to naturalnie zainteresuje się ofertą Canal+. Obecność eksperta TVP w naszym programie pozwala pokazać, że nie tylko jest on osobą pracującą dla milionów ludzi, ale także ekspertem w swojej dziedzinie.
Pan szuka „złotego środka”? Czemu takiej współpracy nie było wcześniej?
A to nie do mnie pytanie. To mój pomysł, żeby skończyć z podziałami czy działaniem na złość typu: a ja ci nie dam zdjęć, nie dam ci eksperta. Zaczęło się od tego, że był finał Ligi Mistrzów, a Dariusz Szpakowski chciał go skomentować z Andrzejem Juskowiakiem. To nasz ekspert, więc po prostu się cieszyliśmy, że został tak doceniony. Może ktoś oglądający ten mecz zainteresowany analizą Juskowiaka znajdzie go potem w Canal+.
Promując ostatnio swoją książkę, zaprosiłem Mariana Kmitę z Polsatu, Marka Szkolnikowskiego z TVP Sport i Patryka Mirosławskiego z Eleven Sports. Uważam, że skoro jest nas tak mało na tych stanowiskach szefów odpowiedzialnych za sport w Polsce, to wszyscy powinniśmy rozmawiać i się wspierać.
To działa też w drugą stronę? Dariusz Szapkowski skomentuje mecz w Canal+?
Nie sądzę, ponieważ jest pracownikiem TVP. Chodzi o zaproszenia do programów publicystycznych.
W Canal+ pojawił się za to znowu głos Mateusza Borka przez lata związanego z Polsatem. Będzie pan chciał go zatrudnić na stałe?
Nie będę chciał zatrudnić Mateusza Borka na wyłączność. To nie te czasy. Mateusz ma własną działalność, robi swoje, cieszę się, że znajduje czas dla widzów Canal+. Uważam, że duet Mateusz Borek i Tomasz Ćwiąkała komentujący Bundesligę to poziom międzynarodowy.
Kto jest najlepszym komentatorem sportowym w Polsce?
Nie mogę odpowiedzieć na takie pytanie. Absolutnie. Na pewno większość z najlepszych pracuje w Canal+.
Przed przyjściem do Canal+ pojawiła się informacja, że będzie pan szefem „Przeglądu Sportowego”. Miał pan tam oficjalnie przejść z Wirtualnej Polski. Może pan powiedzieć, co się stało, że do tego nie doszło?
Nie mogę. Nie udało się, było wiele powodów.
Teraz współpracuje pan z dziennikarzami, którzy odeszli z „PS” tuż przed pana przyjściem. Przemysław Rudzki był tam redaktorem naczelnym, a Mateusz Borek stałym felietonistą. Nie chciał pan objąć funkcji szefa „PS” w obawie na reakcję środowiska?
Wydaje mi się, że musiał pan czytać głębokie odmęty Twittera, gdzie ludzie analizowali sytuację w redakcji „PS”, łącząc to ze mną. Chciałem tylko zwrócić uwagę na jedną rzecz, która chyba wielu umknęła, no ale jak jest dobra teoria medialna, to się ją sprzedaje, a kiedy okazuje się fałszywa, to nikt się tym nie interesuje. Wspomniany Mateusz Borek wrócił właśnie do C+ po 20 latach. Z kolei gdy przychodziłem do C+, to powstawały memy, na których Przemek Rudzki zaczyna się pakować. Zdaje się, że Przemek jest ekspertem Canal+ od ligi angielskiej, pracuje się nam doskonale i na antenie po moim przyjściu jest go jeszcze więcej. Zatem ta wspomniana teoria ma sporą lukę, w której brakuje analizy i wydarzeń związanych z moim pojawieniem się w Canal+.
Przed przyjściem do Canal+ miał pan dłuższą przerwę w pracy. Wykorzystał ją na napisanie książki z Anitą Werner „Mecz to pretekst. Futbol, wojna, polityka”?
Miałem zakaz konkurencji. Materiały do książki zacząłem zbierać jeszcze w sierpniu, gdy normalnie pracowałem. Ale później to wszystko przyspieszyło. Razem z Anitą do końca stycznia odbyliśmy wszystkie podróże, a później był lockdown. Cieszę się, że nasza książka jest odbierana jako fajna reporterska robota. Decyzja o dodruku zapadła już dzień po premierze, więc jesteśmy zadowoleni z wyników sprzedaży.
Przeszedł pan skuteczną transformację z dziennikarza prasowego w internetowego. Telewizji musi się pan teraz uczyć czy poprzednie doświadczenia procentują?
Sam się w pewnym momencie życia zawodowego zastanawiałem, co muszę zrobić, żeby poczuć wyzwanie. Teraz wchodząc do nieco innej wody, naprawdę nie boję się otaczać ludźmi mądrzejszymi od siebie. W telewizji uczę się codziennie czegoś nowego. Ale brak mojego doświadczenia telewizyjnego jest tylko pozorny, bo mam wielkie doświadczenie jako po prostu dziennikarz, zdobyłem kilka nagród. Byłem stałym ekspertem telewizyjnym, prowadziłem programy internetowe. A otoczenie się ludźmi, którzy zjedli zęby na telewizji, spowoduje, że tego braku doświadczenia nikt mi nie zarzuci. Bo to ludzie są najważniejsi w redakcjach. Podobnie było w WP, gdzie odchodząc miałem wrażenie, że dziennikarze sportowi nie stracili na współpracy ze mną, tylko pozwoliłem im się rozwinąć. Mam takie marzenie, że gdy za 25 lata będę odchodził na emeryturę z Canal+, to będzie podobnie.
Czyli już do końca kariery będzie pan w telewizji?
Aktualnie nie wyobrażam sobie, żeby miał się gdzieś stąd ruszyć. Chociaż przyznaję, że brzmi to dość naiwnie, to zwyczajnie jestem zachwycony. Na pewno nie wyobrażam sobie siebie nie pracującego jako dziennikarz. „Wysoki pressing” prowadziłem początkowo tylko dlatego, że Daria Kabała-Malarz była na kwarantannie. Ale stworzę format także dla siebie. Dziennikarstwo to moja pasja i kiedy poczuję, że nie będę miał tremy przed programem na żywo to pójdę do lekarza albo zajmę się czymś innym.
Od czasu pojawienia się w C+ Michał Kołodziejczyk w redakcji sportowej zaszło sporo zmian. Zadebiutowały nowe programy "Jej Wysokość Premier League” czy "Wysoki Pressing".
Z Canal+ rozstali się dziennikarz i prezenter Sergiusz Ryczel, dziennikarze sportowi Paulina Czarnota-Bojarska i Adam Westfal, a także eksperci piłkarscy Maciej Murawski i Kazimierz Węgrzyn.
Współpracę z C+ wznowił po 20 latach Mateusz Borek, a z Trójki przeszedł Jan Kałucki.
Ekstraklasa SA przedłużyła o dwa sezony umowę z Canal+ Polska i Telewizją Polską dotyczącą transmisji tych rozgrywek. Nadawcy, tak jak w poprzednim i bieżącym sezonie, będą płacili ok. 250 mln zł rocznie.
Dołącz do dyskusji: Michał Kołodziejczyk: stworzę dla siebie format w Canal+ Sport