Media powinny wciąż przypominać o wojnie, bo magazyny z pomocą pustoszeją
Media powinny wciąż informować o wojnie i nie przestawać relacjonować tego, co dzieje się na Ukrainie. Bo magazyny z darami pustoszeją, a każda rakieta Putina oznacza kolejnych uchodźców, którzy tracą dach nad głową- powiedział w rozmowie z PAP Kevin Roddam, wolontariusz z Wielkiej Brytanii.
Kevin już na początku rozmowy podkreśla, że przez to co robi, nie jest nikim wyjątkowym. Ma 65 lat, z wykształcenia jest inżynierem mechanikiem, obecnie na emeryturze. Kiedy jakiś czas temu zachorował na koronawirusa, przez długi czas był w śpiączce. Nie było wiadomo, czy z tego wyjdzie. Pokonał chorobę. Wierzy, że jego ocalenie było po coś. Bo gdy tylko dowiedział się o wojnie na Ukrainie, zaczął organizować pomoc. Poruszył całą lokalną społeczność u siebie w miasteczku na północy Anglii. I teraz znów jest na granicy życia i śmierci. Od miesiąca przebywa na Podkarpaciu i stamtąd busem regularnie wozi dary na Ukrainę. Dociera głęboko na zachód, do najbardziej zrujnowanych wiosek i miast.
"Jestem po prostu kimś, kto martwi się o to, co dzieje się w Ukrainie i stara się dbać o uchodźców. Od kilku miesięcy wyjeżdżam do Ukrainy z pomocą humanitarną z Wielkiej Brytanii. Sprawdzam też, czy są organizacje, które zbierają dary dla Ukrainy, ale nie mogą ich przetransportować. Wtedy pomagam im w organizacji transportu, część tych rzeczy rozwożę sam" - wyjaśnia. Do tej pory Kevin dostarczył pomoc humanitarną do rodzin w Dnipro, Kijowie, Buczy czy Charkowie. Zapewnił, że wszystkie zbiórki są kontrolowane, a dary dostarczane tam, gdzie są najbardziej potrzebne. "Mogę obiecać wszystkim, którzy wspierają nasze zbiórki, że za te pieniądze kupujemy w Polsce dary i potem dostarczam je w ustalone miejsce" - podkreślił. Dodał, że bywało tak, iż pomoc nie docierała do ludzi, którzy naprawdę jej potrzebowali, więc sam zaczął tego pilnować.
Do Polski po raz pierwszy Kevin przyjechał z synem pod koniec marca. Dostarczyli wtedy pomoc humanitarną dla uchodźców w Słupsku, Krakowie i Warszawie. "Potem wróciliśmy do Wielkiej Brytanii. Z perspektywy czasu myślę, że wtedy nie byliśmy gotowi jechać na Ukrainę. Ale spotkałem działaczkę społeczną i byłą burmistrz naszego miasteczka, z którą wyjechałem do Przemyśla, potem na granicę do Medyki i dalej do Lwowa, gdzie zakończyliśmy naszą kolejną misję pomocy humanitarnej. Mary była moim drugim kierowcą i jechała, gdy ja już byłem bardzo zmęczony" - wspomina. Potem jeszcze raz przyjechała z Kevinem na Ukrainę, wtedy jako kierowca terenówki, którą kupili ze składki i przekazali terytorialsom z Ukrainy. Ich działalność wspiera cała lokalna angielska społeczność. Prom, który w sezonie letnim jest bardzo drogi, opłacił jeden ze znajomych Kevina.
Podziw dla Ukraińców
Ale Kevin podziwia przede wszystkim Ukraińców. "Spotkaliśmy wspaniałych ludzi, nie tylko w samym Lwowie, ale też w niewielkich miejscowościach pod miastem. W jednej z nich trafiliśmy do centrum dystrybucji pomocy humanitarnej, które ma bardzo dobrze rozwiniętą sieć po całym kraju. Stamtąd pomoc rusza do miejsc, w których jest naprawdę potrzebna. Na front, albo do uchodźców" - powiedział.
Trzy tygodnie temu, kiedy pracował z lwowskimi wolontariuszami, w Dnipro spotkali kobietę, która w swojej niewielkiej kuchni przygotowuje jedzenie dla żołnierzy na froncie i dla uchodźców. "Każdego dnia gotuje od 400 do 600 posiłków. Zawieźliśmy jej więc produkty do gotowania, była bardzo szczęśliwa. Odwiedziliśmy też centrum dla uchodźców w Dnipro, które prowadzi jeden niewidomy człowiek. 75 procent uchodźców, którzy się tam schronili także są niewidomi. Wolontariusze robią tam naprawdę wspaniałą pracę na rzecz tych ludzi" - podkreślił.
W ocenie Kevina potrzeby na Ukrainie są ogromne. "Mogę je podzielić na dwie kategorie. Pierwsza grupa to pomoc medyczna. Bardzo potrzebne są przede wszystkim staży taktyczne. To niezbędna rzecz dla każdego żołnierza, który jeśli jest ranny i jest w stanie sam ją sobie założyć, może uratować swoje życie. Potrzebne są też silne środki przeciwbólowe, bandaże, opatrunki na klatkę piersiową" - wyliczał.
Druga grupa potrzeb to żywność. "Niestety pomoc z Wielkiej Brytanii i Europy wciąż słabnie. Myślę, że powodem jest to, że w wielu krajach, kiedy włączysz telewizję czy przeglądasz media - wojna w Ukrainie nie jest już informacją z pierwszej strony. Inne rzeczy stały się już ważniejszymi newsami dla mediów" - zauważył. Jego zdaniem, jeżeli wojna w Ukrainie nie jest już tematem numer jeden, to ludzie myślą, że sytuacja się poprawia. "Proszę mi wierzyć - ja to widziałem - jest coraz gorzej. Każdego dnia jest coraz więcej ataków rakietowych, a każdy atak powoduje, że ludzie uciekają - przybywa uchodźców. To powoduje konieczność pomocy i wsparcia medycznego. Powtarzam więc ludziom: proszę, nie myślcie, że to już koniec, bo jest coraz gorzej" - podkreślił.
Zapytany o to, co myśli o obecnej sytuacji na Ukrainie odpowiedział, że "to polityczne pytanie, a on nie jestem politykiem". "Tam jest wojna, na której cierpią ludzie. To, co mogę zrobić, to starać się walczyć z tym cierpieniem. O działaniach polityków na wojnie mam swoje prywatne zdanie, o którym nie chcę mówić" - wyjaśnił. "W ubiegłym roku, gdy zachorowałem na covid i wierzę, że przeżyłem go z jakiegoś powodu. Tym powodem jest to, że mogę teraz pomagać ludziom, którzy tej pomocy potrzebują w Ukrainie. Nie przyjeżdżam tu dlatego, że interesują mnie rakiety, wybuchy i wojna. Przyjeżdżam, bo chce zobaczyć uśmiech na twarzach ludzi, którzy cierpią i potrzebują pomocy. To tyle" - podsumował.
Dołącz do dyskusji: Media powinny wciąż przypominać o wojnie, bo magazyny z pomocą pustoszeją