SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

La Mania Joanny Przetakiewicz i marka Jessiki Mercedes zaliczyły wpadki wizerunkowe. "Nie wyjdą z tego bez szwanku"

Nie cichnie burza po aferach metkowych, które wywołały dwie polskie firmy - La Mania Joanny Przetakiewicz i Veclaim blogerki Jessiki Mercedes. Okazało się, że produkty sprzedawane przez nie, a reklamowane jako polskie, są wytwarzane m.in. w Bangladeszu, a obie firmy opatrują nie swoje wytwory własnym logiem. - Nie uda im się wyjść z tego kryzysu bez szwanku - mówi Wirtualnemedia.pl Michał Zaczyński, bloger i dziennikarz modowy.

Joanna Przetakiewicz i Jessika Mercedes/Facobook.com Joanna Przetakiewicz i Jessika Mercedes/Facobook.com

Skandal zaczął się od Jessiki Mercedes, blogerki modowej, która otworzyła swój pierwszy sklep z kolekcją modową Veclaim w połowie grudnia 2019 r. na ulicy Mokotowskiej w Warszawie, gdzie mieszczą się najbardziej luksusowe butiki. Jedna z jej klientek odkryła pod koniec maja br., że na tiszercie kupionym od Veclaim jest metka taniej amerykańskiej firmy Fruit of the Loom, która specjalizuje się w produkcji tiszertów. Tiszerty Veclaim kosztują od 200 do 230 zł w sklepie online, tymczasem koszulkę od Fruit of the Loom można kupić w Polsce za około 15 zł.

Jessica Mercedes zamieściła w mediach społecznościowych oświadczenie, w którym przyznała, że część produktów z linii "basic" powstała we współpracy z Fruit of the Loom. Jak sprawdziliśmy na stronie amerykańskiej firmy, szyje ona swoje produkty m.in. w Bangladeszu, Kambodży, Chinach, Indiach oraz Pakistanie.

"DNA marki Veclaim od początku jej istnienia jest pokazanie, że tu, w Polsce możemy tworzyć rzeczy wyjątkowe, na światowym poziomie. Że potrafimy bawić się stylem i kształtować trendy. Postawiłam na to, bo wierzę, że warto i trzeba wspierać polski biznes związany z modą, że warto budować markę polskich rzeczy na świecie. Tak jest i tak pozostanie. Tworzenie produktów modowych, jak wiecie, składa się z wielu etapów, takich jak kreacja, wybór materiałów, produkcja, obróbka i zdobienie, a wreszcie - sposób komunikacji czy prezentacji. Największą siłą Veclaim jest etap kreacji: unikatowe wzory, zabawa formą i nadawanie pozornie prostym rzeczom sznytu, za który je lubicie. To jest nasz core. Ciągle coś wymyślamy, testujemy, sprawdzamy, szukamy nowych pomysłów. Basic’owym modelom dodajemy vibe" - napisała blogerka.

CZYTAJ TAKŻE:  Marka odzieżowa Jessiki Mercedes pod lupą UOKiK

"Wyłożyliśmy się na komunikacji"

Dodała, że jej marka kupiła "półprodukty od zagranicznego partnera" i na tym "zbudowała linię kreatywną części kolekcji", ale pozostałe produkty Veclaim są tworzone w polskich fabrykach.

"Ta sytuacja to dla mnie mocna lekcja. Veclaim to młoda marka, a ja sama uczę się na błędach. Prawda jest taka, że wyłożyliśmy się na komunikacji, o ironio. W tym powinnam być przecież dobra. Nie poszliśmy na skróty z jakością. Nie zrezygnowaliśmy wcale z naszej filozofii. Po prostu powinniśmy byli pomyśleć o tym, żeby komunikować od początku ten test basic’ów i pracę na produktach. Dla nas było oczywiste, że to pilotaż. I jesteśmy pewni jakości, na którą stawiamy. Ale dla Was to nie musiało być jasne" - napisała Jessika i przeprosiła "wszystkich, którzy poczuli się z tą sytuacją źle".

Nie minął tydzień, a kolejną wpadkę zaliczyła La Mania Joanny Przetakiewicz. Jak ujawnił na Facebooku Bartek Fetysz, dziennikarz modowy, sprzedawała ona kieliszki huty szkła Julia z Piechowic koło Szklarskiej Poręby jako swój produkt, za wyższą cenę, naklejając na opakowania producenta swoje logo.

Czapki z La Manii produkowane w Bangladeszu?

Okazało się również, że czapki z daszkiem z logo La Manii są produkowane w Bangladeszu, co odkryła kolejna klientka La Manii. Firma Joanny Przetakiewicz do wysłanej klientce czapki dołączyła kartę z kodem zniżkowym na kolejne zakupy, w której zapewnia, że "100 proc. jej produktów jest wytwarzanych w Polsce". Jak dodaje dziennikarz, La Mania po tej wpadce przeprosiła klientkę "za wprowadzenie jej w błąd". "Potwierdzamy, że wszystkie nasze produkty są szyte na terenie Polski i w polskich szwalniach. Wyjątkiem są akcesoria" - czytamy odpowiedź firmy, wysłaną klientce e-mailem.

CZYTAJ TAKŻE:  Anna Lewandowska i Ewa Chodakowska najbardziej wpływowymi kobietami w polskim internecie

Dalej La Mania zapewnia, że produkcja czapek z daszkiem w Bangladeszu nie wynika z "niskiego kosztu produkcyjnego", lecz jakości, bo polskie firmy "nie sprostały oczekiwaniom" domu mody Joanny Przetakiewicz.

Kieliszki firmy Julia zniknęły ze strony La Manii, a także czapka z daszkiem. Podobny model tej firmy, jednak z innym napisem ("Mind blow") nadal dostępny jest na portalu Moliera2.com za około 200 zł.

La Mania: Mamy do czynienia z hejtem internetowym

La Mania przesłała portalowi fashionpost.pl swoje oświadczenie, podpisane przez Katarzynę Jakacką, dyrektor zarządzającą marki.

„Doszło do publicznego naruszenia interesu naszej firmy. Jej działania biznesowe zostały przedstawione w sposób nieprawdziwy i obraźliwy, co narusza jej chronione dobra osobiste. Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z przykładem hejtu internetowego.

To, że La Mania Home, jak chyba każdy sklep, nie jest producentem wszystkich sprzedawanych towarów, jest oczywiste. Nie mamy huty szkła ani porcelany. Współpracujemy z różnymi producentami, którzy spełniają najwyższe wymogi i jesteśmy z tego bardzo dumni. Mało tego, taką współpracę mamy zamiar rozwijać. Tak jest też w przypadku polskiej huty Julia, która ma 150 lat tradycji i wytwarza fantastyczne produkty najwyższej jakości.

Na dziś mogę powiedzieć, że nasze interesy prawne zostały rażąco naruszone i jest to przedmiotem stosownego postępowania. Jeśli chodzi o produkty La Mania Fashion, to sprawa jest prosta i prosimy nie ulegać manipulacji. Jesteśmy domem mody, a 95 proc. tego co sprzedajemy, produkujemy w Polsce, w polskich szwalniach. Wszystkie ubrania produkowane są w Polsce. Wyjątkiem są tylko niektóre akcesoria, jak np. czapki. Stanowi to jedynie pięć procent naszej sprzedaży.

Jesteśmy na rynku od dziesięciu lat. Na przestrzeni tego czasu obserwujemy, że jakość i wachlarz produktów i usług oferowanych przez polskich dostawców i producentów jest na bardzo wysokim poziomie. Od początku dobieraliśmy najlepszą jakość dla naszych klientów, tak np. jeszcze kilka lat temu dzialiśmy niektóre swetry za granicą ze względu na świetną jakość wełny. Z czasem udało nam się znaleźć znakomitego dostawcę z Łodzi i jesteśmy z tego bardzo dumni” – pisze Jakacka.

"Nie można sprzedawać mercedesa, który okazuje się fiatem"

Wypowiedź przedstawicielki La Manii oburzyła dziennikarzy modowych.

- La Mania i Veclaim popełniły błąd w komunikacji ze swoimi klientami. Kim są głównie ich klienci i jakie projekty kupują? Te najtańsze. Tylko garstka ludzi w Polsce może sobie pozwolić na kreacje za kilka tysięcy złotych. Ani Jessica Mercedes ani Joanna Przetakiewicz nie są projektantkami z wykształcenia. Jak i Victoria Beckham. Mają wizję, ale są tylko twarzami swoich marek. Od projektowania mają sztab ludzi i tyle samo osób odpowiadających za wizerunek ich marki - mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Bartek Fetysz, dziennikarz modowy.

Jak dodaje, obie panie należą do "Olimpu influencerek". - Wiele niezależnych polskich marek może tylko pomarzyć o ich rozpoznawalności, wpływach i zasięgach. Klientki Veclaim i La Manii, w których sprzedaje się przede wszystkim tishirty i bluzy, to fanki obu Pań, które przez moment chcą się do nich upodobnić i poczuć luksusowo. Odkładają pieniądze na te basic kolekcje, które wcale tanie nie są, ale są namiastką tego, co w Instastories sprzedają ich idolki - szczęścia, filozofii, "vibe'u" i "core'u". Nie można sprzedawać mercedesa, któremu po pierwszej jeździe z kierownicy odpada znaczek, a na koniec okazuje się fiatem - mówi Bartek Fetysz.  

Ekspert od mody uważa, że skompromitowane marki podniosą się z tych wpadek.

- Do medialnych kolegów pójdą zrozpaczone SMS-y, bluzy i prezenty, PR-owo zrobi się coś charytatywnego, pokaże szwalnie, udzieli wywiadu i karuzela będzie się krecić. Szkoda, że ta karuzela nie nazywa się "przepraszam" - dodaje Fetysz.

"Usuwają komentarze i oskarżają dziennikarzy o hejt"

Zdaniem Michała Zaczyńskiego, blogera i dziennikarza modowego, nie ma w tych sytuacjach mowy o "błędach w komunikacji".   

- Obie panie dopuściły się oszustwa. Jedna tłumaczyła wysoką cenę swoich wyrobów szyciem w Polsce, podczas gdy za kilka złotych kupowała tiszerty szyte w Maroku, druga zaś zapewniała, że sama projektuje linię artykułów wnętrzarskich, podczas gdy odsprzedawała z marżą gotowe produkty, w tym takie, które dostępne są na tanich chińskich platformach zakupowych - mówi nam Zaczyński.  

- Po nagłośnieniu sprawy reakcją teamu Jessiki Mercedes było paniczne usuwanie komentarzy zawiedzionych klientów w mediach społecznościowych, zaś ekipy Joanny Przetakiewicz - oskarżanie dziennikarzy o hejt i zmiana po cichu opisu działalności firmy na jej stronie internetowej, która nagle przestała "tworzyć produkty" a zaczęła ich "szukać" i je "dobierać". Jessika przeprosiła w stylu non-apology, Joanna nie uważa za stosowne w ogóle odnieść się do sprawy. Dla klientów to jak policzek, a skala błędów PR-owych wprost niewiarygodna. Nie wierzę, że obu firmom uda się wyjść z tego kryzysu bez szwanku - dodaje Michał Zaczyński.