Google Showcase ustawia pionki przed rozgrywką. „Balans na linii podziału"
Google wprowadził w Polsce platformę Showcase, w ramach której ma płacić wydawcom za korzystanie z ich treści. W projekcie zabrakło na razie największych mediów newsowych na naszym rynku. W opinii branży Showcase wygląda dość jednoznacznie. - Chodzi o zabezpieczenie „tyłów” przed wejściem regulacji europejskich, w tle są oczywiście pieniądze - oceniają eksperci dla Wrtualnemedia.pl.
Google zawarł z niektórymi wydawcami w Polsce umowy o płaceniu im za treści w ramach platformy Showcase w Wiadomościach Google. W programie nie ma jednak największych graczy medialnych na naszym rynku. Niektórzy z nich, jak Agora zwlekają z decyzją, zaś według Izby Wydawców Prasy warunki oferowane polskim wydawcom przez Google są dalekie od oczekiwań.
Showcase jak Knowledge Graph
W rozmowie z Wirtualnemedia.pl Magdalena Kotlarczyk, szefowa polskiego oddziału Google wyjaśniała jak działa Showcase, i że platforma może przynieść wydawcom wymierne korzyści. Odcięła się także od spekulacji o tym, że projekt ma być „ucieczką do przodu” przed implementacją w naszym kraju przepisów unijnych.
Jednak w rozmowach Wirtualnemedia.pl z ekspertami jak bumerang powraca problem regulacji UE oraz kwestie finansowe. Zwraca na to uwagę prof. Dariusz Jemielniak, kierownik Katedry MINDS w Akademii Leona Koźmińskiego.
- Sytuacja jest skomplikowana - przyznaje Dariusz Jemielniak. - Z jednej strony Google oczywiście ma rację, mówiąc, że w przypadku wielu materiałów po prostu kieruje ruch do wydawców. Z drugiej - nie da się zaprzeczyć, że wiele osób interesuje przede wszystkim przeczytanie nagłówka, czasem leada i tyle, w związku z czym Google anektuje najważniejszą część łańcucha dystrybucji informacji. Koniec końców przecież największą pracę wykonują redakcje dziennikarskie, a Google tylko agreguje ich rezultaty.
Zdaniem eksperta podobny efekt widzimy w Knowledge Graph, czyli w prawej kolumnie wyników wyszukiwań Google - tam także często prezentowane są informacje z różnych serwisów i osobom czytającym bardzo często wystarcza do szczęścia zaprezentowany wycinek. Zatem Google, nie tworząc mozolnie bazy wiedzy, jednocześnie spija śmietankę z jej dystrybucji.
- Oczywiście Google doskonale zdaje sobie sprawę ze złożoności problemu i nie jest w jego interesie doprowadzenie wydawców do upadku - stąd bardzo sensowne inicjatywy, jak Google News Lab, szkolące dziennikarzy do używania narzędzi cyfrowych, czy Digital News Initiative, wspierające platformy medialne - zaznacza Jemielniak. - Koniec końców i Google, i wydawcy żyją w skomplikowanej symbiozie i gra toczy się przede wszystkim o to, jaki podział tortu z przychodów reklamowych zostanie zaakceptowany jako uczciwy i umożliwi stabilne funkcjonowanie modelu.
W podobnym duchu sprawę traktuje Jarosław Włodarczyk, członek rady Press Club Polska, sekretarz generalny International Association of Press Clubs.
- Plan korporacji Alphabet (czytaj Google) jest czytelny i logiczny: skoro nie udał się wieloletni lobbing przeciwko wprowadzeniu prawa unijnego chroniącego prawa autorskie mediów, to teraz należy wszelkimi sposobami opóźniać implementację tego prawa, a jednocześnie tworzyć zasłony dymne by jak najdłużej unikać płacenia za treści medialne - ocenia Jarosław Włodarczyk. - Osoba niezorientowana może nawet uznać ogłoszoną przy okazji premiery produktu Showcase umowę Google z kilkoma wydawcami za działanie szlachetne. Jednak Google – zresztą nie tylko on jeden, bo także Meta (czytaj Facebook) i inne serwisy społecznościowe - udaje jak by nie była uchwalona europejska Dyrektywa w sprawie prawa autorskiego i praw pokrewnych na jednolitym rynku cyfrowym z 17 kwietnia 2019 roku. Co prawda, w wyniku działań i zaniechań polskiego rządu, nie jest ona nadal wprowadzona do polskiego prawa, ale to nie oznacza, ze Google ma działać wbrew niej.
Nasz rozmówca przypomina, że od wielu miesięcy trwają rozmowy pomiędzy Google, a Izbą Wydawców Prasy i Repropolem o systemowym porozumieniu z organizacjami zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, tak by kwestię uregulować dla wszystkich wydawców na uczciwych zasadach, i żeby zarówno wydawcy jak i dziennikarze otrzymali swoje słuszne wynagrodzenie za eksploatację ich utworów.
- I mówimy tutaj o co najmniej dziesiątkach milionów złotych rocznie - podkreśla Włodarczyk. - Jednak te rozmowy nadal nie znalazły finału, więc zawarte porozumienia Google z kilkoma wydawcami, głównie mediów lokalnych, są próbą podzielenia środowiska wydawców, właścicieli mediów w Polsce i zyskania na tym podziale. Warto także zauważyć, że wcześniejsze inicjatywy Google (np. Digital News Initiative), choć ciekawe i cenne, to jednak groszowe w porównaniu do kwot jakie powinien uczciwie płacić Google i inne serwisy, obecnie pasożytujące na mediach.
Nie jest tak źle?
Grzegorz Marczak, szef Antyweb.pl (serwisu będącego partnerem Showcase) w rozmowie z nami broni ten projekt. - Na ocenę jest jeszcze za wcześnie - usługa ruszyła tak naprawdę bardzo niedawno - zaznacza Grzegorz Marczak. - Jeśli chodzi o korzyści dla wydawców to sprawa jest dość oczywista, lepsza widoczność w wiadomościach Google czy Google Discovery oznacza większy ruch dla wydawców. A ruch jest podstawą życia i monetyzacji serwisów internetowych w Polsce. Z rozbawieniem więc przeczytałem na Państwa stronie, iż duże media jak Wirtualna Polska zastanawiają się nad korzyściami z współpracy. Mówią o dobrze rozumianych długofalowych interesach wydawców czy europejskich przepisach o prawach pokrewnych.
Zdaniem twórcy Antyweb.pl mówimy tutaj o największych portalach informacyjnych w Polsce, o serwisach które dla pozyskania ruchu są w stanie napisać i zrobić dosłownie wszystko.
- Wszyscy wiemy, jakie czary się odbywają po kliknięciu w link do portalu np. z Facebooku - jaką fantastyczną podróż przeżywa czytelnik przechodzą przez różne portale wydawcy, zanim trafi na właściwą treść – zaznacza Marczak. - A fikołków i akrobacji jakie portale robią z tytułami i SEO nie powstydziłby się nie jeden zawodowy gimnastyk. Jeśli więc Ci duzi wydawcy JESZCZE nie przystąpili do współpracy z Google Showcase - to powód jest tylko jeden. Pieniądze i jeszcze raz pieniądze. Jeśli chodzi o kwestie finansowe, to w przypadku Antyweb mogę powiedzieć, że są one bardzo uczciwe biorąc pod uwagę pracę jaką należy wykonać oraz potencjalne korzyści.
Czytaj także: Niemieccy wydawcy dostaną pieniądze od Google. Na liście Der Spiegel, Die Zeit i Handelsblatt
Hubert Świtalski, regional manager CEE, Meetrics - part of DoubleVerify wskazuje na różny odbiór Showcase zależny od wielkości wydawców.
- Google Showcase to z pewnością ciekawe rozwiązanie dla wielu wydawców zarówno w Polsce, jak i na całym świecie – przyznaje Hubert Świtalski. - Należy jednak podkreślić, że nie jest to remedium na wszelkie bolączki i spory z wydawcami, jakie w ostatnich latach miały miejsce. Showcase skupia się przede wszystkim na wybranych newsowych treściach. Jak wiadomo, jest to tylko wycinek kontentu produkowanego przez wielu wydawców. Do tego słowo klucz to wybrane. Nie idziemy tutaj w masowość.
Według naszego rozmówcy choć na innych rynkach do programu przystąpiły dość znaczące, duże marki, to w Polsce główni gracze na razie wydają się przyglądać poczynaniom Google.
- Dla małych i średniej wielkości wydawców może być to jednak sposób na dołożenie konkretnych sum do budżetu – zaznacza Hubert Świtalski. - Myślę jednak, że Showcase nie będzie rdzeniem współpracy pomiędzy Google a wydawcami. Upatruję raczej w tym programie ideę pewnego rodzaju wentylu bezpieczeństwa na czas pomiędzy status quo. a rozwiązaniami, które mogą zostać wypracowane przez legislatorów m.in. w UE.
Groźba kanibalizacji
Według Agnieszki Sosnowskiej, CEO Biuro Podróży Reklamy Showcase może oznaczać zagrożenia dla segmentu mediów cyfrowych.
- Z punktu widzenia wydawców jest to spory przełom, bo wcześniej Google uchylał się od płacenia za treści zajawiane w wyszukiwarce przypomina Agnieszka Sosnowska. - Spór trwał przez lata i bywał przecież bardzo ostry. Zmiana stanowiska i stworzenie rozwiązania do współpracy z wydawcami jest więc przełomem, ale jednocześnie może spotkać się z ich ostrożnością, czy wręcz podejrzliwością. Patrząc na listę mediów, które przystąpiły do programu, znajdziemy na niej mniejsze i średnie redakcje. Większe albo nadal badają temat i przyglądają się rozwiązaniu, negocjują deale centralnie (w przypadku międzynarodowych wydawców), bądź odrzuciły ofertę Google - tego na razie jeszcze nie wiemy, ale zapewne wkrótce się dowiemy.
Zdaniem ekspertki nie wiemy na ile atrakcyjne są warunki finansowe oferowane przez Google. Wydawcy mogą obawiać się kanibalizacji lub zmiany warunków cenowych, po tym jak rynek przyzwyczai się do nowego sposobu konsumowania informacji.
- Z drugiej strony to chyba nieuchronny krok w ewolucji serwowania informacji. Dla użytkowników to będzie zapewne łatwiejsze rozwiązanie niż skakanie po wielu serwisach. Wydaje mi się, że najwięcej do stracenia zapewne mają duzi wydawcy - portale, którzy mają mocną pozycję i serwują obok informacji różne usługi. Ci zapewne będą woleć bezpośrednią relację z odbiorcą – przewiduje Sosnowska.
Z kolei Rafał Górski z Instytutu Spraw Obywatelskich wskazuje na działania Google w szerszym wymiarze funkcjonowania Big Techów.
- Analizując ofertę Google proponuję stosować zasadę ograniczonego zaufania – podkreśla Rafał Górski. - Shoshana Zuboff w książce „Wiek kapitalizmu inwigilacji” na 830 stronach opisała praktyki stosowane przez tę korporację. Te praktyki nie mają nic wspólnego z dbaniem o dobro wspólne, rzetelne media czy wolność słowa. Korporacja kieruje się rządzą władzy i zysku. Chce podporządkowywać sobie słabsze podmioty, więc warto mieć się na baczności, jeśli chce się z nią podpisać umowę.
„Korporacjom po prostu nie można wierzyć (tak jak psychopatom, których przypominają), że będą kontrolować swoje postępowanie i zachowywać się odpowiedzialnie wobec innych” – podkreśla z kolei Joel Bakan, profesor prawa na University of British Columbia w Vancouver, autor międzynarodowego bestsellera. Dobrze, żeby o tym pamiętali polscy wydawcy i dziennikarze.
Czytaj także: Google będzie płacić Agence France-Presse za treści w Europie. Podpisano umowę
- Ostatnio pisaliśmy w Tygodniku Spraw Obywatelskich o raporcie „Sieć wpływów Big Tech w UE” – przypomina Górski. - Okazuje się, że dziś, gdy Unia Europejska próbuje opanować najbardziej problematyczne aspekty działalności Big Tech – od dezinformacji, przez reklamy ukierunkowane, po praktyki nieuczciwej konkurencji – cyfrowi giganci usilnie lobbują na rzecz kształtowania nowych przepisów. Grupa interesu związana z takimi korporacjami jak Google i FB łącznie wydaje na lobbing w instytucjach UE ponad 97 mln euro rocznie. To sprawia, że sektor technologiczny jest największym pod względem wydatków sektorem lobbystycznym w UE, wyprzedzając sektor farmaceutyczny, paliw kopalnych, finansowy i chemiczny. Gra toczy się o wysoką stawkę, o władzę. Te korporacje chcą nam narzucić cyfrową rewolucję więc warto być ostrożnym, kiedy robi się z nimi interesy i prowadzi negocjacje.
Dołącz do dyskusji: Google Showcase ustawia pionki przed rozgrywką. „Balans na linii podziału"
Zdecydowanej większości ludzi wystarczą nagłówki. I guglu je pokaże w ładnej formie.
Serwisy dostaną mikrokasę za treści a cały ruch zostanie w guglu.
Za jakiś czas gugiel zweryfikuje stawki i uzna, że mały ruch to jeszcze mniejsza kasa.
A część wydawców, bez ruchu zwyczajnie zdechnie i kroplówka z gugla nie pomoże.