Inwestorzy boją się o kondycję Chin. Bacznie obserwują też działania banków centralnych
W najbliższych kwartałach Chiny pozostaną jednym z największych czynników ryzyka dla światowych rynków finansowych. Powodem jest nie tylko spowolnienie w tamtejszej gospodarce, lecz także brak zaufania inwestorów do oficjalnych danych podawanych przez chińskie władze. Dla rynków istotne będą także działania banków centralnych. Powszechnie oczekuje się, że zarówno Bank Japonii, jak i EBC utrzymają swoje gołębie nastawienie i będą działać w kierunku dalszego stymulowania gospodarki. Po Fedzie kolejnej podwyżki stóp w tym tygodniu rynek też się nie spodziewa.
– Wydaje się, że chińska gospodarka, niezależnie od tego, jaki komunikat będzie napływał z jej głównych ośrodków decyzyjnych, jest i będzie istotnym czynnikiem ryzyka dla światowych rynków finansowych – mówi Marcin Mróz, główny ekonomista Grupy Copernicus.
Ekonomista tłumaczy, że wynika to z małego zaufania inwestorów w stosunku do i tak nie najlepszych danych napływających z Chin. Odczyty dotyczące stanu tamtejszej gospodarki są traktowane przez rynki finansowe z dużą rezerwą. Inwestorzy nie mają bowiem pewności czy odpowiadają one w pełni rzeczywistości.
– Wszyscy już zdyskontowali scenariusz, w którym trajektoria wzrostu w Chinach będzie zdecydowanie niższa od tego, co widzieliśmy w poprzednich latach. Niemniej jednak ciągle pozostaje bardzo duża niepewność co do tego, czy sytuacja nie jest jeszcze gorsza niż rysują ją oficjalne dane – zauważa Mróz.
W ocenie ekonomisty w najbliższych kwartałach wzrost PKB Chin będzie wahał się w okolicach 6–7 proc. rocznie. Niższy wzrost nie powinien jednak w istotnym stopniu wpłynąć na polską gospodarkę. Jak zaznacza Mróz, powodem jest niewielki stopień bezpośrednich powiązań gospodarczych z Państwem Środka.
– Należy jednak zwrócić uwagę na jeszcze jeden czynnik, czyli na kurs walutowy, który w przypadku każdych gorszych danych z Chin powoduje, że polski złoty się osłabia, a więc nasza konkurencyjność eksportowa rośnie. Per saldo Polska nie powinna więc znacząco odczuć tego negatywnie w wynikach naszego PKB – wyjaśnia.
Ekspert odnosi się także do sytuacji panującej w japońskiej gospodarce. Po tym jak w styczniu 2016 roku tamtejszy bank centralny obniżył stopy procentowe na część rezerw poniżej zera, prawdopodobnie także w kolejnych kwartałach będzie musiał prowadzić łagodną politykę monetarną.
– Z instrumentów banku centralnego, które jeszcze pozostają i jeszcze mogą mieć wpływ na gospodarkę, pozostaje tylko kurs walutowy. W związku z tym wszystkie główne banki centralne, w tym również bank centralny Japonii, będą starały się przekazać na tyle gołębi sygnał, żeby stymulować osłabienie kursu swojej waluty krajowej – przewiduje Marcin Mróz.
Ekonomista dodaje, że przyszłe działania banków centralnych są dla rynków dużą niewiadomą.
– W tym momencie nastąpiło bardzo wyraźne przesunięcie postrzegania banków centralnych przez inwestorów. Rynki uważają, że banki centralne w kwestii klasycznych instrumentów polityki pieniężnej osiągnęły już granicę swojej efektywności – stwierdza Marcin Mróz.
Niezależnie od prowadzonej polityki to właśnie Fed oraz EBC – zdaniem ekonomisty – w największym stopniu wpływać będą w najbliższych miesiącach na sentyment panujący na globalnych rynkach finansowych. W środę zakończy się posiedzenie amerykańskiego banku centralnego. Rynek nie spodziewa się kolejnej – po tej dokonanej w grudniu ub.r. – podwyżki stóp. Uważnie będzie się jednak wsłuchiwał w komunikat po posiedzeniu oraz najnowsze prognozy Fedu dla amerykańskiej gospodarki.
Dołącz do dyskusji: Inwestorzy boją się o kondycję Chin. Bacznie obserwują też działania banków centralnych