Eksperci o nowelizacji ustawy medialnej: to szybki łup polityczny, media po upartyjnieniu bez szans na sukces
Po awanturze z Trybunałem Konstytucyjnym wiadomo, że zmiany w mediach publicznych nie będą przeprowadzane w rękawiczkach. Taka uroda nowej miotły. Merytoryczna dyskusja o „małej nowelizacji” i „wielkiej reformie” mediów publicznych nie ma sensu w sytuacji, w której nadrzędnym celem zmian ma być całkowite podporządkowanie mediów publicznych anachronicznej wizji świata tej czy innej partii politycznej. Nie można przechodzić do porządku nad wskazywaniem przez partyjnych działaczy nazwisk dziennikarzy którzy powinni stracić pracę - nowelizację ustawy medialnej oceniają dla Wirtualnemedia.pl Wiesław Godzic, Adam Łaszyn i Marek Sowa.
W środę Sejm głosami PiS-u przyjął nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji. Projekt został zgłoszony w poniedziałek wieczorem przez grupę posłów PiS. Zakłada on, że nowe zarządy i rady nadzorcze mediów publicznych (Telewizji Polskiej, Polskiego Radia i państwowych rozgłośni regionalnych) będzie powoływał i odwoływał jedynie minister skarbu państwa. To duża zmiana, bo dotąd członków rad nadzorczych powoływała Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, a Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministerstwo Skarbu Państwa wskazywały po jednym przedstawicielu. Z kolei zarządy TVP i Polskiego Radia były wybierane w konkursach przez rady nadzorcze, przy czym rozstrzygnięcia musiała zaakceptować KRRiT.
Nowelizacja znosi kadencyjność zarządów i rad nadzorczych mediów państwowych. Dyrektorów regionalnych oddziałów TVP będzie wybierać zarząd spółki, a nie jak dotychczas rada nadzorcza na wniosek zarządu. Wejdzie w życie zaraz po podpisaniu przez prezydenta i ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw. Będzie obowiązywać do 30 czerwca 2016 r.
Zdaniem Adama Łaszyna, eksperta od strategii wizerunkowych, to że PiS przejmie media publiczne jest i było oczywiste od wygrania przez tę partię wyborów, więc nie ma co ronić krokodylich łez - takie jest bowiem prawo łupów wyborczych, jakkolwiek absmak może budzić obecny sposób korzystania z tego prawa. - W przypadku ludzi poprzedniej ekipy można było wcześniej myśleć np. o prywatyzacji tych mediów lub przynajmniej części, przy zachowaniu ich publicznego charakteru, a nie teraz biadolić. Po awanturze z Trybunałem Konstytucyjnym wiadomo też, że zmiany w mediach publicznych nie będą przeprowadzane w rękawiczkach. Taka z kolei uroda nowej miotły. I tu już jest ciekawa rzecz - styl wprowadzania zmian. No i jaki będzie rynkowy efekt tych zmian. Styl kształtuje bowiem wizerunek, a ten ma krytyczny wpływ na to jak będą postrzegane media publiczne po obecnych zmianach i jaka będzie ich realna siła - podkreśla Łaszyn w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
Dodaje, że kluczowe parametry efektywności „posiadania mediów” to zaufanie i oglądalność czy słuchalność.
- Jeśli zaś media stają się „branką” nowej władzy - ich postrzeganie może dużo stracić i, paradoksalnie, zwiększyć pozycję oraz wpływ innych mediów (prywatnych), dla których pozycjonowanie w kontrze do mediów postrzeganych jako „reżimowe” może stać się po prostu świetnym narzędziem zwiększania przewagi konkurencyjnej i rynkowej. Przypomnę, że historia 25-lecia mediów w Polsce wskazuje, iż - poza jednym wyjątkiem - ten kto ma media publiczne, zawsze przegrywał wybory. Kapitalne znaczenie - i to dla samego PiSu - ma więc nie to, że PiS przejmuje media publiczne, ale jak to robi. Wspomniane rękawiczki i nieco finezji, by „na miękko” przejmować publiczne znacznie bardziej by im się przysłużyło. No, ale rewolucja ma swoje wymogi formatu. Jak serial sensacyjny, czy reality show - komentuje Adam Łaszyn.
- Wydaje się, że w tej nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji chodzi wyłącznie o dwie sprawy: władzę, czystą władzę oraz prostackie rozumienie roli mediów publicznych w dzisiejszych warunkach rynkowych - uważa prof. dr hab. Wiesław Godzic, medioznawca z Uniwersytetu Humanistyczno-Społecznego SWSP w Warszawie. - Co do pierwszej kwestii - zainstalowanie jakiegoś prezesa i wyposażenie go w atrybuty władzy niczego nie załatwia. Jeszcze potrzebny jest drobiazg: te programy musi ktoś chcieć oglądać, rozmawiać o nich. Wiele - jeśli nie wszystko - zależy od zastosowanej polityki kadrowej. Jak dotąd słyszy się o transferach dziennikarzy ziejących chęcią odwetu za lata przymusowego trwania w opozycji albo o znacznie okrojonych odprawach kadry menedżerskiej niedawno wybranej. Już widzę kolejkę menedżerów, chętnych do pracy na takich warunkach. Tak się nie robi telewizji - żadnej, tym bardziej publicznej - zwraca uwagę Wiesław Godzic w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
Podkreśla, że telewizja publiczna wymaga porozumienia ze światem nauki, sztuki i godziwej rozrywki. - Tworzenie zespołów profesjonalno-artystycznych w tej branży jest niezmiernie ważne - tymczasem głosy okołoprojektowe zapewniają o walce i oczyszczaniu, a nie o współpracy i łączeniu. Żadne media, żadna sztuka nie lubią rewolucji - mówi Godzic.
Jego zdaniem, zamiast myśleć o prezesach należy zastanowić się, jaka ma być telewizja najbliższych lat. Zwraca uwagę, że obecnie jej najbliższe otoczenie to silna i nie raz świetna jakościowo telewizja komercyjna plus potężny YouTube z setkami wideoblogów.
- Po co więc media publiczne, co takiego tworzą, na co inni nie mają szans, dla kogo to wszystko tworzą? - pyta medioznawca. - Warto o tym rozmawiać pod warunkiem, że znajdziemy inną porę niż środek nocy, a zwycięzcy zechcą potraktować i Krajową Radę, i mnie, szarego odbiorcę, jako partnerów, którzy widzą szansę dla rozwoju mediów publicznych. Jeśli nie - to czeka nas piękna katastrofa. Za kilka lat w Polsce będzie jeden typ telewizji, ale nie będzie to publiczna - co najwyżej partyjno-państwowa: jej oglądanie będzie obowiązkiem członków rządzącej partii - prognozuje Wiesław Godzic.
Według Marka Sowy, eksperta rynku mediów i telekomunikacji, reforma polskich mediów publicznych jest potrzebna, ale najbardziej potrzebne jest uniezależnienie ich od polskich polityków. Wyjaśnia, że w normalnym, demokratycznym kraju po prostu nie ma miejsca na nocne, gorączkowe głosowania w tak kluczowych dla obywateli kwestiach jak konstytucyjny trójpodział władzy, jak policyjna inwigilacja obywateli, jak „reforma” sprowadzająca się do bezpośredniego uzależnienia mediów publicznych od rządu. - We współczesnym, złożonym świecie zadaniem mediów jest patrzeć na ręce każdej władzy, ale w szczególności władzy, która uzurpuje sobie prawo do naruszania konstytucyjnych podstaw funkcjonowania państwa i do decydowania o „właściwym” zakresie podstawowych praw obywateli - uważa Marek Sowa.
- Merytoryczna dyskusja o „małej nowelizacji” i „wielkiej reformie” mediów publicznych nie ma sensu w sytuacji, w której nadrzędnym celem zmian ma być całkowite podporządkowanie mediów publicznych anachronicznej wizji świata tej czy innej partii politycznej. Nie można przechodzić do porządku nad wskazywaniem przez partyjnych działaczy nazwisk dziennikarzy którzy powinni stracić pracę, nad niefrasobliwymi komentarzami członków rządu o wypychaniu z rynku mediów konkretnych, „niepolskich” inwestorów, nad straszeniem prywatnych mediów haraczem na rzecz partyjnych mediów „narodowych” - ostrzega Sowa.
W jego ocenie przedstawiciele rządzącej partii zdają się nie rozumieć, że we współczesnym, skomplikowanym świecie nic nie dzieje się w próżni, że każda zdecydowana akcja rodzi reakcję. Międzynarodowe firmy zainwestowały już na polskim rynku mediów i zaawansowanych technologii miliardy euro i dolarów, stworzyły tysiące miejsc pracy, Polska jest częścią międzynarodowych struktur.
- Jest pewne, że jeżeli jak twierdzi przewodnicząca sejmowej komisji kultury, „kapitał ma narodowość, nie tylko na rynku medialnym”, to konsekwencje ewentualnej dyskryminacji medialnych i technologicznych inwestorów międzynarodowych sięgną daleko poza obszar mediów. Trzeba mówić wprost, że obecna dyskusja nie dotyczy tylko polskich mediów publicznych, że ma oczywiste konsekwencje dla całego rynku mediów i nowych technologii w Polsce. Trzeba mówić wprost, że to nie politycy byli i to nie politycy będą autorami sukcesu współczesnej Polski, że cywilizacyjny skok ostatnich 25 lat to zasługa milionów obywateli oraz polskich i międzynarodowych przedsiębiorców, również w obszarze mediów i nowych technologii. Polska wolą swoich obywateli jest od lat istotnym członkiem Unii Europejskiej, tym bardziej dziwi więc fascynacja przedstawicieli aktualnie rządzącej partii rozwiązaniami zapożyczonymi żywcem z putinowskiej Rosji, która hołubi „narodowe”, kontrolowane przez rząd media, i w której od 1 stycznia 2016 roku będą obowiązywać drastyczne ograniczenia udziału zagranicznych podmiotów w rosyjskim rynku mediów - uważa Marek Sowa.
Dołącz do dyskusji: Eksperci o nowelizacji ustawy medialnej: to szybki łup polityczny, media po upartyjnieniu bez szans na sukces
Przepraszam pomyliłem się. Ekipa PO zatopiła TVP a PIS będzie to naprawiać. Nareszcie TVP stanie się medium narodowym.