E-lekcje z problemami. Strach przed "byciem memem", WF bez kamerki, zalew e-sprawdzianów
Z jednej strony multum prac domowych i sprawdzianów. Z drugiej pojawiający się strach uczniów przed włączeniem kamerki w obawie przed wyśmianiem przez rówieśników. Jak prowadzić lekcje w trakcie zdalnego nauczania? Jak weryfikować postępy w nauce? - Polskie szkolnictwo nie było gotowe do e-lekcji przed pierwszym lockdownem i przez pół roku systemowo nie zrobiono praktycznie nic, żeby się do kolejnego etapu pandemii przygotować - uważa Przemysław Staroń, psycholog, który otrzymał tytuł Nauczyciela Roku 2018.
- Nie wyciągnięto nawet zupełnie elementarnych wniosków z wiosny. I chodzi tu zarówno o to, co jest istotą edukacji, czyli relacje, jak i kwestie techniczne, czyli brak równego dostępu do odpowiedniego sprzętu i internetu z dobrą przepustowością - tłumaczy Przemysław Staroń.
- Nauka mówi jasno: edukacja to relacja. Nie jest to łatwe, ale da się ją utrzymać także online, mimo że zawsze będzie to stanowić erzac. Ci nauczyciele, którzy rozumieli to przed pandemią, dalej tak działają. To wymaga wprowadzenia metod, które wyzwolą wewnętrzną chęć do nauki. Zresztą zawsze chodzi o motywację wewnętrzną - o uczenie się poprzez zafascynowanie przedmiotem. Takie podejście spowodowało, że przez kilka lat, pracując po lekcjach w Zakonie Feniksa, w zupełnie nieolimpijskiej szkole, nasi uczniowie zdobyli niemal 50 tytułów olimpijskich - podkreśla.
Nauka zdalna stała się codziennością, a problemy z nią związane są powszechne. Dobrym przykładem był czwartek, 10 grudnia, gdy padł nawet nowy rekord zapotrzebowania na moc - o czym informowały Polskie Sieci Elektroenergetyczne. Pobity został wynik osiągnięty prawie dwa lata temu. Obecny rekord zanotowano dokładnie o godz. 13.15, zapotrzebowanie wyniosło 26 817 MW. Media informowały o możliwych przyczynach - wpłynął na to spadek temperatury, ale także zużycie energii w komputerach kilku milionów uczniów na nauczaniu zdalnym.
Chaos i urwany kontakt
Kilka tygodni temu w tygodniku „Do Rzeczy” ukazał się tekst Łukasz Zboralskiego „Edukacja opresyjna”. „Podczas zdalnej edukacji nauczyciele zamieniają naukę w koszmar. Przenieśli manię sprawdzania wiedzy do zdalnego nauczania. Eksperci i rodzice są przerażeni, bo skutki tej ‘polskiej szkoły’ będą straszliwe” - pisał sekretarz redakcji tygodnika.
Dzieciom dzieje się krzywda. Niestety, jak wynika z odpowiedzi MEN minister @CzarnekP raczej będzie obmyślał nowy kanon, zamiast interweniować. pic.twitter.com/SiXkkT6mLC
— Łukasz Zboralski (@_zboral) December 7, 2020
„Już wiosenny lockdown był dla najmłodszych Polaków trudny. Chaos, nauczyciele na szybko uczący się tego, jak w ogóle korzystać z narzędzi do zdalnej edukacji. Urwane kontakty z rówieśnikami. Od września miało być inaczej. Jednak druga fala koronawirusa znów wyrwała dzieci ze szkół i usadziła przed komputerami w domach. Nauczyciele wiedzą już lepiej, jak korzystać z nowych technologii. Jednak nie zmienili swoich metod, pasujących raczej do XIX-wiecznej szkoły. W normalnej klasie dzieci jeszcze jakoś to znosiły. Zasypanie ich e-sprawdzianami spowodowało już kompletną katastrofę” – podkreślał dziennikarz.
- Napisałem o tym dlatego, że obserwuję własne dzieci, ale też dlatego, że mam wiele sygnałów o znajomych o tym, jak źle zaczęło to wyglądać. Jednostkowy przypadek to nie jest materiał na artykuł. Ale gdy ma się do czynienia z wieloma sygnałami, to zjawisko może już niepokoić. Do tego wszystkiego mam za sobą pracę w Instytucie Badań Edukacyjnych, więc znam temat polskiej edukacji niejako od kuchni - i mogłem się spodziewać takiej sytuacji, jak obecnie. Bo metody pracy, które były wadliwe, przeniesiono po prostu do sieci - zwraca uwagę Zboralski.
W tej sprawie kontaktował się także z Ministerstwem Edukacji Narodowej. - Pytałem np. czy kuratorzy nie mogą przejrzeć elektronicznych dzienników, by zobaczyć skalę natężenia sprawdzianów i kartkówek w szkołach - to dziś banalnie proste, jak mają dostęp do np. Librusa – mówi. – Dostałem odpowiedzi ogólne, że resort dostaje takie sygnały, ale że to rodzice powinni rozmawiać z nauczycielami i interweniować u dyrektorów (ostatecznie u kuratorów). MEN podkreśla, że dał wolną rękę szkołom w sprawie tej edukacji. Mogą to robić jak chcą – kończy Zboralski.
"Słaby internet wyrzuca nas z lekcji"
W sieci rodzice informują o licznych problemach dotyczących e-nauczania. Pojawił się przykład sprawdzianu poprawkowego w jednej z krakowskich szkół. Dzień przed sprawdzianem nauczyciel wysłał e-mail z jego zasadami. Instrukcja składa się z 10 punktów. Był tam punkt o natychmiastowym przerwaniu sprawdzianu, jeśli kamerka zostanie wyłączona niezależnie z jakiej przyczyny. Nauczyciel nie brał pod uwagę żadnych problemów technicznych. Dzieci korzystające z komputerów wiedzą, że podczas e-lekcji są one bardzo częste i niestety niezależne od nich.
Przyznają to nawet starsi uczniowie. 15-letnia Aniela, uczennica pierwszej klasy jednego z LO w Warszawie, mówi nawet, że jej zdaniem problemy techniczne są największym zmorą zdalnego nauczania. – A przez słaby internet wyrzuca nas z lekcji – zaznacza.
W czasie sprawdzianu kamerka miała jednocześnie pokazywać ucznia i jego kartkę, co nie zawsze jest możliwe w przypadku np. laptopa. Poza tym po zakończeniu sprawdzianu uczeń miał mieć 2 minuty, aby wykonać zdjęcie swojego zadania i przesłanie go mailem na adres nauczyciela. Jeżeli uczeń nie wyrobi się w 120 sekundach, jego praca nie zostanie przyjęta.
- Nakazywanie uczniom zrobienia zdjęcia sprawdzianu w ciągu dwóch minut czy ustawienia kamery, aby był widoczny i uczeń, i jego kartka w trakcie testu, to sprowadzenie edukacji do pilnowania potencjalnego przestępcy – uważa Przemysław Staroń.
System nie działa
Z kolei mama 9-latka opowiada nam, że w przypadku jej syna najgorzej sytuacja wygląda z lekcjami angielskiego. - Tam przecież poznają nowe słówka. Uczą sie głównie z odsłuchiwanych historyjek, nauczyciel nic nie pisze na tablicy tylko wysyła wiadomości i tam wpisuje słówka. Ale większość dzieci tego nie rozumie, bo nie tłumaczy różnicy między zapisem słówka a jego wymową - opowiada.
Jej syn szczerze przyznaje, że woli chodzić do szkoły niż mieć lekcje online. – Dzieciom brakuje kontaktów ze sobą. Dwa razy w tygodniu dostają od nauczyciela link do spotkania ze sobą, ale to w ich wieku nie działa. Nauczyciel każe im by mieli wyłączone mikrofony i włączali tylko wtedy, gdy ktoś zostanie wywołany do zabrania głosu czy odpowiedzi, ale to nie działa, mówi jedno przez drugie, przekrzykują się – mówi.
Z kolei rodzic 7-klasisty opowiada, że starsze dzieci widzą luki sytemu zdalnego nauczania i je wykorzystują. – Wystarczy podać przykład sprawdzania obecności. Połowy dzieci z klasy nie ma. Później są tłumaczenia, że im się transfer zrywa, że wyczerpał się pakiet. Słyszałem opowieści, jak w trakcie zajęć dziecko nie wie jak odpowiedzieć na pytanie to się po prostu wylogowuje i tłumaczy później, że system się zawiesił – mówi. - Myślę, że ten system to powolna erozja edukacji, bo jest źle przygotowany. Przypomina trochę naukę domową spotykaną coraz częściej w krajach skandynawskich, ale tam gotowość do nauki bez szkoły jest mocno osadzona i oparta na żelaznej dyscyplinie, której u nas nie ma. Dzieci potrzebują wyraźnych zasad, one im pomagają, a takie dawał fizyczny pobyt w szkole – tłumaczy.
Coraz częściej od dzieci można usłyszeć o strachu przed włączaniem kamerki w trakcie zajęć. Na początku grudnia w rozmowie z portalem eDziecko.pl jeden z nastolatków przyznał, że kiedy uczniowie pokazują się na kamerkach, ich koledzy tylko czekają na moment, aby wcisnąć klawisz „print screen” i zrobić zrzut z ekranu. Potem śmieją się z tych, którzy mają śmieszną minę i zapisują zdjęcia. Większość nauczycieli, jak podkreślał nastolatek, jest nieświadoma tego, co się dzieje.
- Dla młodego człowieka towarzyska akceptacja jest szalenie ważna. Nastolatek nie ma jeszcze umiejętności wytworzenia dystansu, powiedzenia sobie, że za tydzień wszyscy zapomną o jego "kompromitującym" zdjęciu. Dla niego to "bycie memem" jest tożsame z utratą akceptacji, odrzuceniem przez grupę. Człowiek skompromitowany staje się pośmiewiskiem. On może sobie nie wyobrażać dalszego życia. Może mieć przeświadczenie, że nigdy się już nie podniesie, że wszystko straciło sens – tłumaczyło ten strach w rozmowie z WP psychoterapeutka Joanna Godecka.
Przemysław Staroń jest świadomy, że uczniowie mają obawy przed włączaniem kamerki w komputerze. - Nie można udawać, że tego problemu nie ma. Myślę, że tak jak o każdej sprawie, o każdym problemie - nauczyciel musi z uczniem o tym rozmawiać. No i pamiętać, co jest ważniejsze. Psychika dziecka, a nie sprawdziany. Swoim uczniom mówię, że nikogo nie będę zmuszać - kto ma ochotę mieć włączoną kamerkę, to proszę bardzo, jeśli nie chce, też to rozumiem. Ja sam nie włączam kamerki na spotkaniach, na których nie jestem prowadzącym, a uczestnikiem - przyznaje.
Naturalna bariera
Marta Jagodzińska, psycholog i psychoterapeuta systemowy z Centrum Wspierania i Rozwoju Rodziny Familion w Gdyni, prowadzi procesy terapeutyczne z młodzieżą szkolną i też ma świadomość, że jest w nich wiele barier przed włączeniem kamery podczas zajęć. - W pierwszej kolejności obawy dotyczą możliwej oceny społecznej, która w tym wieku jest szczególnie ważna. Akceptacja rówieśników bywa dla nastolatka priorytetowa. Okazją do jej utraty może być wiele: nieodpowiedni ubiór, wystrój pokoju, grymas i mimika twarzy, zbyt niski w mniemaniu nastolatka status majątkowy rodziny – zauważa.
- Wśród obaw pojawia się również ocena rodziców odnośnie wiedzy, odwagi, cech charakteru, które ujawniają się w trakcie zdalnych lekcji podpatrywanych przez rodziców. Ci, którzy wobec dzieci prezentują postawę wyszydzającą czy zawstydzającą, mogą wykorzystywać podsłyszane treści do formułowania kolejnych deprecjonujących opinii o dziecku. Rodzi to w nim naturalną barierę by nie włączać kamery ani mikrofonu i w ten sposób się ochronić – dodaje.
Dostrzega też inne problemy e-nauki. - Mam poczucie, że niestety wiele zdalnych lekcji jest prowadzone metodą zadania konkretnych tematów do samodzielnego opracowania oraz wykonania do nich odpowiednich ćwiczeń. Obniża to motywację uczniów, nie widzą sensu uczestnictwa w lekcjach, które sami mogą zrobić w dogodniejszym dla siebie czasie. Myślę, że dużo ciekawszą formą byłoby angażowanie uczniów do kreatywnych projektów, w których mogliby rozwijać skrzydła, pokazywać swoje mocne strony i faktycznie odczuwać realną satysfakcję. Jestem przekonana, że ta energia udzielałby się również nauczycielom, dzięki czemu powstawałby samonapędzający się mechanizm zmiany – mówi psycholog. Wówczas, wypalenie zawodowe byłoby mniejszym problemem w tej grupie zawodowej.
Marta Jagodzińska liczy, że doświadczenie zdalnej nauki pokaże, że polski system edukacji nie może opierać się na przeładowanej podstawie programowej, która w gruncie rzeczy prowadzi do odtwórczych działań. - Życzyłabym sobie i młodzieży szkolnej, by była to realna okazja do doświadczenia kreatywnych rozwiązań, które potem z powodzeniem można wprowadzać w życie. Badania psychologiczne mówią jasno, tam gdzie pojawiają się emocje, tam pojawia się proces pamięciowy i proces nauki – stwierdza.
Brak ruchu
Dostrzeżono też jeszcze jeden problem związany z e-nauką najmłodszych. „Coraz więcej dzieci, które z powodu nauczania zdalnego spędzają w pozycji siedzącej od 4 do 10 godzin dziennie, odczuwa dolegliwości bólowe” – przyznał w rozmowie z PAP fizjoterapeuta Adam Markiewicz z Kliniki Neurologii Rozwojowej i Epileptologii Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki.
"Do naszej kliniki przychodzi coraz więcej dzieci z dolegliwościami bólowymi. Gdy szukamy przyczyny, odkrywamy u nich wady postawy, małą ruchomość kręgosłupa, przykurcze. Z wywiadu wynika, że dzieci, przede wszystkim w związku z nauczaniem zdalnym, spędzają teraz od 4 do 10 godzin w pozycji siedzącej przy komputerach. Z rozmów z rodzicami wynika, że im wyższa klasa, tym dłuższy czas spędzany przed ekranem" – zaznacza. Adam Markiewicz razem z dr. Łukaszem Przysło i specjalistami z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi chcą zbadać wpływ pandemii COVID-19 na sprawność fizyczną i postawę dzieci w wieku 7-14 lat.
Zdaniem fizjoterapeuty, próby zdalnego prowadzenia zajęć wychowania fizycznego nie zastąpią prawdziwych lekcji, podczas których dochodzi do interakcji i współzawodnictwa z rówieśnikami. Z kolei brak ruchu spowodowany koniecznością utrzymywania przez dłuższy czas pozycji siedzącej ma poważny wpływ na zdrowie dzieci.
Dołącz do dyskusji: E-lekcje z problemami. Strach przed "byciem memem", WF bez kamerki, zalew e-sprawdzianów
Człowiek uczy się całe życie!;)