SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Agata Młynarska, szef nowych projektów w Polsacie

Z Agatą Młynarską rozmawiamy o jej autorskim serwisie internetowym onaonaona.com, podejściu do reklamy, wieloletnich doświadczeniach telewizyjnych, ramówce Polsatu oraz wspomnieniach z pracy w TVP2, jak również m.in. o jej zawodowej relacji z Niną Terentiew.

Krzysztof Lisowski: Od kilku miesięcy dostępny jest w sieci Pani autorski portal onaonaona.com. Skąd w ogóle decyzja stworzenia takiego serwisu?
Agata Młynarska:
Chciałam zrobić sobie prezent na 45. urodziny. Prezent zawodowy, wynikający z mojej pasji do dziennikarstwa, ale też z buntu wobec tego, jak świat widzi kobiety w moim wieku. Uświadomiłam sobie, że wcale nie czuję się tak, jakby wszystko, co najlepsze i najpiękniejsze było już za mną. Wręcz przeciwnie! Mam siłę, energię i wiele nowych marzeń. Z rozmów z koleżankami wynikało, że one też tak siebie postrzegają. Ale stereotyp jest taki, że gdy kończysz 40 lat, czy ci się to podoba czy nie, przechodzisz do sekcji kobiet dojrzałych. Czyli niepotrzebnych, nieatrakcyjnych? Nie! Przecież to nie musi tak wyglądać. Postanowiłam to udowodnić.

Dlaczego - jako osoba związana z telewizją - postawiła Pani na internet?

Chciałam doświadczyć czegoś innego, dla mnie nowego. Szukałam też sposobu kontaktu z kobietami, które myślą  podobnie do mnie i wiedziałam, że najlepszą drogą jest internet. I tak się zaczęło. Razem z Agatą Jakóbczak z Agencji Artystycznej Face, dziennikarką i menedżerką gwiazd, postanowiłyśmy stworzyć pierwszy w Polsce portal, firmowany przez znaną osobę. To było ryzyko, gwiazdy w Polsce są ostrożne i nie podejmują się tworzenia własnych medialnych przedsięwzięć. Dlaczego zatem nie mam być pierwszą, która się na to zdobędzie?

Czym portal onaonaona.com ma się wyróżniać spośród innych portali kobiecych, których jest jednak sporo na rynku?

Na większości portali dla kobiet znajdują się teksty różnorodne, bardziej lub mniej wyspecjalizowane, ale na ogół anonimowe. Mój portal jest autorski, piszą tam eksperci, których znam, za których gwarantuję. Podstawowym wyróżnikiem jest więc to, że jest to portal Agaty Młynarskiej. Wszystko, co czytelniczka tam znajdzie, jest rekomendowane przeze mnie. Sygnuję treści moim nazwiskiem. To większa odpowiedzialność.

Czuje się Pani mocno związana z kobietami?

Tak. Od lat w mediach zajmuję się ich sprawami. W różny sposób. Są to matki chorych dzieci, które staram się wspierać albo kobiety, dla których organizuje się akcje zdrowotne, czy ważne i potrzebne przedsięwzięcia, w które jestem zaangażowana – np. Kongres Kobiet.

Pamiętam, że swego czasu prowadziła Pani w TVP jeden z pierwszych programów, kierowanych do kobiet?

Rzeczywiście, w Telewizji Polskiej prowadziłam „Świat kobiet” – jeden z pionierskich tzw. programów life-stylowych. Tematy społeczne, związane ze zdrowiem zawsze bardzo mnie interesowały i chętnie się w nie angażowałam. Do dziś dostaję bardzo dużo listów od kobiet, które pytają o różne życiowe sprawy. To między innymi z myślą o nich powstał mój portal i Fundacja dla Zdrowia Kobiety „ONA”. Wszystkie potrzebujemy sprawdzonych miejsc, gdzie można znaleźć rzetelne informacje.

Tematyka kobieca to tematyka bardzo różnorodna - gwiazdy, zdrowie, uroda itd. Wielkie koncerny często próbują przekupić właścicieli serwisów, w których pojawia się tematyka zdrowotne czy urodowa. Nie boi się Pani, że straci neutralność?

Prasa i media znakomicie współistnieją z rynkiem reklamy. Mogłam skorzystać z różnych propozycji, które byłyby pomocne w wystartowaniu portalu, ale z nikim się nie związałam. Zrobiłam to celowo. Zapewne straciłam na tym finansowo, ale obroniłam niezależność. Kiedy zaczęłam pracować w telewizji komercyjnej uwalniając się od relacji z telewizją publiczną, wiele razy byłam kuszona przez różne firmy, aby wziąć udział w  kampaniach reklamowych. Wstrzymywałam się długo. Do czasu, kiedy firma ASA pokazała mi badania, które zostały przeprowadzone na mój temat. Wynikało z nich, że chociaż nie mam codziennego programu telewizyjnego, Polki wybrały mnie jako osobę, z którą chciałyby pójść na kawę i porozmawiać o swoich problemach życiowych, zdrowotnych, czyli powierzyć mi część swojego życia prywatnego. Postanowiłam wyciągnąć z tego wnioski i podjęłam decyzję uczestnictwa w kampanii reklamowej, dzięki której mam także możliwość edukowania kobiet w kwestiach zdrowia intymnego. Uznałam, że to ważne i potrzebne.

Naprawdę nie boi się Pani, że kwestie reklamowe będą jakoś przenikać do artykułów merytorycznych w serwisie onaonaona.com?

Pracując w telewizji prywatnej jako producent, szef zespołu projektów, widzę, w jaki sposób precyzyjnie określa się przepływ wątków komercyjnych do treści merytorycznych. W portalu onaonaona.com to ja decyduję, co mi służy, a co nie. Bardzo ostrożnie wybieram kontrahentów, z którymi współpracuję. Np. robiąc z firmą ASA kampanię reklamową farmaceutyku, umówiliśmy się, że będziemy również tworzyć kampanię edukacyjną poświęconą zdrowiu intymnemu kobiet. Powstał cykl warsztatów, w planach mamy kolejne akcje. Mam poczucie, że robimy wspólnie coś dobrego i pożytecznego. To mi bardzo odpowiada.

Dlaczego Pani zrezygnowała z funkcji szefowej magazynu „Manager Man & Woman”?

Czułam, że mam za dużo pracy. Jednocześnie brakowało mi satysfakcji zawodowej I poczucia, że pracuję na swoje nazwisko. A ponieważ zawsze na pierwszym miejscu stawiam telewizję, czułam, że nie mogłabym się temu poświęcić tak, jakbym chciała. Nie zmienia to faktu, że dostałam cenną lekcję pracy w tytule prasowym. To było trampoliną do decyzji o portalu.

W Polsacie jest Pani managerem nowych projektów. Proszę opowiedzieć, na czym dokładnie polega piastowanie tej funkcji?

Przyjmuję i opracowuję propozycje programowe, które wpływają do naszej stacji, oceniam ich przydatność na potrzeby kanału. Muszę trzymać rękę na pulsie. Już na poziomie scenariuszy lub ofert decyduję o tym, które mogą być interesujące dla nas, a które dla kanału tematycznego lub innej stacji. Gromadzę bibliotekę z propozycjami programowymi, opisuję oferty, przygotowuję prezentacje najciekawszych formatów realizowanych na świecie, jestem w stałym kontakcie z największymi i najważniejszymi producentami.

Czy ma Pani w tym momencie „w kieszeni” jakiś projekt, który zagości w najbliższym czasie w Polsacie?

Z targów (np. tych organizowanych w Cannes) przywożę wiele propozycji, ale to zarząd decyduje, z których skorzysta. Musi zadziałać intuicja wielu osób. W mojej szufladzie leży kilka pomysłów z zadatkami na hit. Jednym z projektów, który uważam za niezwykle trafiony, a pochodzi właśnie z moich peregrynacji targowych, jest „Must be the Music” – program z małej stacji Sky One, który w Polsce zdobył ogromną popularność.

A co by Pani chciała, żeby zostało wdrożone wkrótce do produkcji w Polsacie?


Jest wiele formatów, które budzą mój entuzjazm. Obecnie telewizja jest bardzo blisko zwykłego człowieka, potrafi być w szpitalu, żłobku, na sali porodowej. Zauważamy powolne odchodzenie od wysłużonych gigantów typu „Taniec z gwiazdami” czy „Idol”. W ich miejsce pojawiają się nowe, takie jak „X-Factor” czy „Must be the Music”. To one mimo wszystko są rynkowymi lokomotywami. Jednak towarzyszą im inne programy, realizowane z mniejszym rozmachem, nastawione bardziej na relacje międzyludzkie. Cieszą się wielkim zainteresowaniem widzów. Polsat ma dwa takie projekty: „Dlaczego ja?” i „Trudne sprawy”. A wkrótce pojawi się trzeci tytuł, o którym jeszcze nie powiem.
 
Proszę w paru zdaniach uchylić rąbka tajemnicy o nowościach w nowej ramówce?
Trwają nagrania do „Must be the Music”. Przygotowaliśmy świetną transzę „Światowych Rekordów Guinnesa”. Nagrania odbywały się w studio MediaSET w Mediolanie.

Czy poprowadzi Pani jakiś program w nowej ramówce i czy chciałaby wrócić do prowadzenia programów?

Pracuję nad programem, który chciałabym prowadzić. Zdarza mi się być gospodynią wielkich gal, koncertów. Ale to nie tak, że chciałabym prowadzić cokolwiek tylko dla samego efektu pokazania się na wizji...

Dlaczego?
Ta praca nigdy się dla mnie do tego nie sprowadzała. Telewizja to mnóstwo innych, bardzo ciekawych zajęć. A po tylu latach przed kamerą, prowadzenie programu musi być interesującym wyzwaniem. Walczę z rutyną, czasami daję sobie i widzom oddech, co - myślę - wychodzi nam na dobre.

Przez wiele lat była Pani związana z Telewizją Polską. Jak Pani ocenia teraz, patrząc z perspektywy, ofertę programową TVP2?

Z dużą czujnością przyglądam się temu, co robi Dwójka. Myślę, że jest wyrazista, ma swoje twarze. Odnosi sukcesy związane z serialami. Na pewno udało się Dwójce odmłodzić zespół. „Pytanie na śniadanie” jest dobrym wizerunkowym programem porannym, który skutecznie stawia czoła konkurencji. To, czego mi dziś brakuje w TVP2, to wierności pewnym przedsięwzięciom, które z wielkim trudem kiedyś kreowaliśmy. Myślę o Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, akcji „I ty możesz zostać św. Mikołajem”, Festiwalu Kultury Kresowej. To były zjawiska telewizyjne, które trzeba chronić – wiarygodne, kochane przez widzów. Tego kapitału nie należało roztrwonić.

Padł tytuł „Pytanie na śniadanie”. Czy chciałaby Pani, aby Polsat miał wreszcie swój program śniadaniowy?

Polsat ma na to inny pomysł. Poranek Polsat News radzi sobie bardzo dobrze na antenie i nie jest na razie konieczne, żeby na rynek telewizji śniadaniowych wchodził trzeci gracz. Na pewno fajnie byłoby przygotowywać taki program, bo z dziennikarskiego punktu widzenia to sama frajda. Jest jednak ograniczona liczba spraw, o których można powiedzieć, gwiazd, które można zaprosić . Nie jest naszą filozofią, żeby stanąć do boju z kosztownym przedsięwzięciem, jakim jest audycja śniadaniowa. Dlatego rozumiem decyzję moich szefów, która jak widać jest słuszna, bo Polsat w porannym paśmie radzi sobie doskonale.

Proszę powiedzieć, jak się pracuje z Niną Terentiew?

Z panią Niną Terentiew pracuję 20 lat i trudno mi sobie wyobrazić większego mistrza i lepszego szefa…

Mówi się o paniach trochę jako o takim układzie matka – córka…

Symbolicznie można tak na to spojrzeć, zważywszy, że w mediach bardzo rzadko zdarza się długoletnia i zgodna współpraca. Pani Nina przyjmowała mnie do pracy, zawsze będę ją traktować jak zawodową „Mamę”. Media mają taką specyfikę, że pracownicy dosyć często zmieniają swoje miejsce. Mnie to schlebia, że pani Nina ciągle chce ze mną pracować, że szanuje to, co robię. Jest najwyższej klasy managerem, a prywatnie potrafi być bardzo wyrozumiałą, serdeczną i oddaną osobą. Myślę, że jej mądrość polega na umiejętności słuchania i obserwowania ludzi. Całą telewizję poznałam dzięki niej, wielu rzeczy się od niej nauczyłam, umiem sobie radzić w różnych sytuacjach zawodowych, także i tych mniej przyjemnych.

Te mniej miłe to jakie?
Np., gdy człowiek dowiaduje się, że miłość do telewizji wcale nie musi być odwzajemniona. „Ty ją kochasz bez pamięci, a ona może cię porzucić jak znudzona kochanka”. Zapamiętałam to na zawsze.

Czy ogląda Pani takie programy, jak „X Factor”, czy „You can dance”?
Oczywiście, znam je bardzo dobrze.

Czemu Pani się nigdy nie zdecydowała na udział w takim formacie, jak choćby „Taniec z gwiazdami”?

To, gdzie mnie nie ma albo to, z czego rezygnuję, też coś o mnie mówi. Kocham tańczyć, ale trzeba umieć rozdzielić to, co prywatne od tego, co zawodowe. Przechodziłam okres dojrzewania od prezenterki telewizyjnej i prowadzącej programy do managera, producenta i szefa. Budowałam swój prestiż, markę w inny sposób i uważam, że wybrałam dobrą drogę. Ale prywatnie zawsze chętnie zatańczę!

O rozmówcy
Agata Młynarska - prezenterka i dziennikarka telewizyjna, w latach 1990-2006 związana z telewizyjną Dwójką. Prowadziła tam wiele programów, m.in. na początku wraz z Jurkiem Owsiakiem „Róbta, co chceta”, potem m.in. finały „Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy”, była gospodynią „Pytania na śniadanie”, prowadziła także liczne koncerty i imprezy. Obecnie pracuje w Polsacie, gdzie jest m.in. managerem ds. nowych projektów. Wcześniej prowadziła w Polsacie m.in. programy „Dzień Kangura” i „On i ona” oraz „Eureka, ja to wiem” w TV4.

Dołącz do dyskusji: Agata Młynarska, szef nowych projektów w Polsacie

1 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Kika
Prestiż, marka, doświadczenie. Gdyby nie tatuńcio, to Agatka może znalazłaby pracę jako sprzątaczka, bo bez wykształcenia (w tamtym okresie) nikt by jej w telewizji nie zatrudnił. Podobnie jak Paulinki. I dlatego w gronie moich znajomych nikt panien Młynarskich nie ogląda. Pana Wojtka też kiedyś lubiliśmy, ale przestaliśmy.
20 12
odpowiedź