Siła nowoczesnej i konkurencyjnej gospodarki to jej innowacyjność. Największe zapotrzebowanie na europejskim rynku pracy, zgodnie z prognozami, dotyczy zawodów związanych z obsługą, tego, co się po angielsku nazywa „data”, czyli pracy z bazami danych. Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji informuje, że: „Wykluczenie cyfrowe to obniżona jakość życia i kapitału społecznego Polaków”, czyli dramat. W tym samym czasie Ministerstwo Zdrowia finansuje kampanię promującą właśnie wykluczenie cyfrowe. Patrząc na perspektywy rozwoju ludzkości, trudno o coś głupszego i bardziej szkodliwego.
Co w kampanii „Wyloguj się do życia… a robi się to tak!” Jest zupełnie nie tak? Dobór liderów opinii w postaci Lewandowskiego i Szczęsnego? To też, bo obaj panowie dopiero co na rynku komercyjnym reklamowali granie w gry i siedzenie w sieci. Jeśli zatem dzieciaki przestaną ogarniać swoich idoli, bo nie będą wiedzieć, czy sportowcy są za, czy przeciw to już tychże idoli problem. Tylko młodzieży szkoda, bo młody człowiek, nie przyjmuje łatwo do wiadomości, że idol właśnie zmienił zdanie i przeszedł na drugą stronę. Tym bardziej, jeśli zrobił to bez słowa wyjaśnienia.
Bardziej nie tak w tym przedsięwzięciu jest to, że ono nie mówi o tym, jak być w sieci inaczej, lepiej, mądrzej i de facto ciekawiej. Jak zaprząc tego wirtualnego rumaka złożonego z nieobliczalnej liczby słów i komunikatów, do samorozwoju, do profesjonalnego budowania wizerunku. Budowania globalnej sieci kontaktów. Poszukiwania sposobów na zarabianie pieniędzy w sieci. Kończenia interesujących szkoleń. Postawiona w tym projekcie teza (choć i tak osłabiona w odniesieniu do wcielenia z 2013 roku), brzmi: „nie siedź w sieci”.
Pomysłodawcy projektu nie mówią zatem o e-learningu, rapid e-learningu, blended learningu, mobile learningu, webinariach, rzeczywistości rozszerzonej. O tym, jak z tych narzędzi korzystać. Jak rozbudowywać swoje sieci kontaktów. Jak szukać mentorów. O tym, że globalna sieć, to gigantyczne morze możliwości. Wystarczy umiejętność korzystania z Internetu i wiedza „jak” z niego korzystać, by sięgać po pozornie nieosiągalne.
Internet wyrównuje szanse, tych, którzy urodzili się w stolicy, z tymi, którzy mieszkają w wiosce, na południowych stokach Gór Świętokrzyskich. Każdy, kto ma poukładane w głowie, może rozwijać się dzięki jej zasobom. Edukować się zarówno w sposób formalny, jak i nieformalny. Może promować siebie i swoją pasję. Jeżeli wykluczenie cyfrowe jest zdiagnozowanym problemem i blokuje rozwój Polaków, to wyrzucanie pieniędzy na skierowaną do rodziców kampanię „Wyloguj się do życia… a robi się to tak!” jest po prostu przejawem głupoty i marnowania publicznych środków.
Tu pozwolę sobie przywołać fragment książki Susan Maushart, E-migranci. Pół roku bez Internetu, telefonu i telewizji, Kraków 2014, którą podarował mi ostatnio Wacław Kisiel – Dorohinicki (zawodowo: psycholog, doradca i wzięty trener):
„Teoria sieci przypomina nam, że liczba możliwych połączeń rośnie o wiele szybciej niż liczba samych punktów (Dwoje ludzi z urządzeniami faksującymi może porozumiewać się tylko ze sobą, ale pięcioro ludzi z faksami tworzy dwadzieścia możliwych kanałów, a dwadzieścia osób z dwudziestoma faksami – trzysta osiemdziesiąt kanałów). (…) Kiedy specjaliści od reklamy wykorzystują tę zasadę, nazywają ją marketingiem wirusowym. Kiedy to samo robią użytkownicy Facebooka lub LinkedIn, nazywamy to budowaniem sieci kontaktów towarzyskich lub zawodowych. Kiedy nasze dzieci robią to na facebookowym czacie, w serwisie AOL albo w Google Talk, mówimy o straszliwym marnowaniu czasu. Hmm.”
Dający do myślenia fragment, nieprawdaż?
Na zakończenie słowo o krucjacie osobistej. Zgodnie z myślą Sokratesa, jeśli istnieje ktoś, kto „naprawia” młodzież (Ministerstwo Zdrowia zapewne uważa, że tak czyni), musi istnieć też ktoś, kto młodzież „psuje”. Miejsce było wolne, więc pozwoliłem je sobie zająć i napisałem artykuł wydany przez Konsorcjum Akademickie w numerze 3 skierowanego do rodziców periodyku: „Klucz do Przyszłości” zatytułowany: Ty znowu przy komputerze? To wspaniale! Rzecz o korzyściach płynących z aktywności w Sieci i grania w gry komputerowe. Dwa obrazki na zachętę.
Podsumowując – potrzebujemy mądrej edukacji internetowej i mądrej promocji ruchu fizycznego. Jedno drugiemu nie przeczy. Takie aplikacje jak np. Endomondo, czy wirtualni trenerzy pokazują to wystarczająco dobrze.
Komentarze