Kampanie społeczne w Polsce często straszą. Nie wiem skąd bierze się przeświadczenie, że odbiorca wystraszony więcej zapamiętuje z przesłania. Przypominacie sobie na przykład tego ducha dziewczynki, który opowiadał, że nie żyje, bo mama nie zakręciła butelki ze żrącym płynem? Coś potwornego! Obrona demokracji to też kampania społeczna (chodź sam KOD to ruch typowo polityczny, ze wszystkimi tego konsekwencjami). Patrząc na jej oddziaływanie, dałbym temu przedsięwzięciu spore szanse w walce o Złoty Spinacz (najważniejsze laury polskiego PR). Niestety przez social media i spotkania bezpośrednie górnolotne założenie rozpada się na oczach nawet mniej pilnych obserwatorów.
Obrona demokracji jako kampania społeczna
Zastanówmy się przez chwilę, czy obserwowana obecnie obrona demokracji wypełnia kryteria kampanii społecznej? Moim zdaniem tak. Poniżej omawiam je w kilku punktach.
•Czy akcja straszy? Tak – straszy. Rolę „żrącego płynu” odgrywa w tym wypadku PiS.
•Czy kampania jest sukcesem? Oczywiście, jest wręcz skazana na sukces. Kiedy za trzy lata odbędą się kolejne wolne wybory, będzie to oczywiście skutkiem obrony demokracji. Kiedy PiS te wybory przegra, bo w sprawowaniu władzy jest chropowaty a bywa i przykry, też będzie to sukcesem prowadzonych obecnie działań, na przykład rozdawania żurku pod KPRM.
•Czy angażuje znaczną liczbę ludzi? Tak. Co prawda zdecydowanie mniej, niż deklarują organizatorzy ale i tak dużo.
•Czy kampania ma zasięg międzynarodowy? Tak i to gigantyczny: od Parlamentu Europejskiego po USA.
Podsumowując – obrona demokracji ma wszelkie szanse na to, by stać się kampanią społeczną zapamiętaną, komentowaną i nagradzaną. Obrona demokracji prowadzona w demokratycznym państwie, demokratycznymi metodami i w demokratyczny sposób przyjmowana przez władze, brzmi licho. I właśnie dlatego ten pomysł jest genialny, bo zawierał w sobie sukces już na starcie.
Co więc stoi na przeszkodzie?
Niestety istnieją spotkania bezpośrednie i social media, z których wyłania się obraz całkiem inny, od oficjalnie prezentowanego. Moim zdaniem porządki w Polsce KOD wraz z partiami satelickimi (PO, .Nowoczesna etc. same weszły w tę rolę, nikt im nie kazał) powinien zacząć od własnego podwórka.
Dobrze byłoby:
•Zmienić logotyp tak, by przestał się kojarzyć z polakożerczym kanclerzem Rzeszy.
•Nie akceptować wśród siebie języka pogardy. Dla pisania w stylu: „minister nałki Jarosław G.” istnieje nie tylko przyzwolenie, ale i pełna aprobata – bo tak wolno, wypada i należy. Nie, to jest język pogardy. Nie tworzy się rzeczy dobrych, krocząc droga niechęci, czy wręcz nienawiści.
•Edukować kadry, że nie wyrzuca się z grona znajomych ludzi o innych poglądach, z jednoczesnym pisaniem o obronie wolności słowa i zamiłowaniu do dialogu. Przy takich działaniach gołym okiem widać, że to wszystko bzdura.
•Uszanować wynik wyborów – animacje i zestawienia, które przekonać nas mają, że PiS wcale nie wygrał wyborów, ze względu na frekwencję, są tak słabe, jak pojmowanie demokracji przez ich twórców.
•Przyjąć do wiadomości, że bez PiS nie ma demokracji. Nawoływania typu: „Polska bez PiS jest lepsza”, to zaprzeczenie demokratycznym ideałom. Mówimy o różnorodności, więc ją szanujmy!
•Na spotkaniach z Mateuszem Kijowskim wypadałoby też nie wyzywać ludzi o odmiennych poglądach (przypadek kielecki, domniemam jednak, że dość powszechny).
Czas na czyny – frazesy już były, bardzo dużo frazesów. Jak mamy bronić demokracji, to zastanówmy się po pierwsze, co ten termin faktycznie dla nas oznacza? Zacznijmy też od obrony demokracji i wolności słowa, przed nami samymi, bo część powyższych uwag mnie zwyczajnie przeraża. A jeśli cała ta akcja, ma być tylko walką polityczna z PiS, to niech się tak po prostu nazwie, a nie stroi w cudze piórka.
Pełen szacunek dla tych wszystkich, którzy się właśnie wkurzyli i postanowili przyjrzeć bliżej rodzimej polityce. Mam nadzieję, że tak im zostanie. Bo kiedy dotychczas nawoływano, że narusza się Konstytucję i to w sposób godzący w dobro Polaków (też to robiłem), było na to pełne przyzwolenie. Starożytni Grecy mieli takie określenie – obywatel achrestos. Oznacza ono człowieka bezużytecznego z perspektywy życia publicznego, a więc tego, który nie interesuje się polityką swojego kraju i nie bierze udziału w wyborach. Im więcej osób będzie się angażować w życie publiczne, tym lepiej bo wybór będzie większy.
Mowa nienawiści, groźby, kukły i kule
Trwa wymiana ciosów, w której obie strony okazują sobie pogardę, przy jednoczesnej chęci odegrania roli tej bardziej pokrzywdzonej. Prawda pewnie leży po środku, ale boli mnie kiedy liderzy opinii z obozu obrońców demokracji komunikują: „trzeba pisać listy, nim w nas polecą kamienie”. Budują jakąś atmosferę strachu (demonstracje i happeningi odbywają się bez zakłóceń ze strony władz, więc nie rozumiem tej woli wywoływania psychozy), którą ma utwierdzać np. spalenie kukły Żyda na jakiejś pikiecie. Oczywiście spalenie tej kukły to głupota i czyn ze wszech miar naganny. Nie wolno jednak zapomnieć, że w Polsce po 1989 roku miał miejsce mord polityczny. Zastrzelono jednego i raniono drugiego z pracowników biura PiS w Łodzi. To nie było tak dawno – w październiku 2010 roku. Wystarczy tylko trochę wysilić pamięć, żeby przestać utwierdzać się w nieprawdzie. Albo chcemy coś z tym zrobić, albo chorzy z nienawiści będziemy się okładać dalej. Bo przecież wolno…