Multi Communications przygotowało siłami własnymi raport o tym jak z Internetu społecznościowego korzystają żurnaliści (nie bójmy się tego słowa!). Ponieważ w znacznej części potwierdza on moje własne obserwacje i wygłaszane publicznie opinie tym chętniej o Raporcie piszę Są jednak i uwagi, z którymi się nie zgadzam i to jest powód do zajrzenia do środka. multipr. pl/pl/cms/raport-sm-2011/” title=”Raport Multi”>Raport upubliczniony został 16 grudnia i jest do ściągnięcia o tu. Multi na swoim facebookowym profilu dorzuca od wczoraj suplementy więc warto śledzić i ten adres: Facebook. com/multipr, jeśli kogoś oczywiście problematyka interesuje.
Polscy dziennikarze – wybrani z różnych segmentów medialnych w ostatecznej liczbie 110 – oczywiście korzystają z serwisów społecznościowych. Przy czym częściej dla celów prywatnych (75%) niż zawodowych (niespełna 60%). Najpopularniejsze są blogi, po nich Facebook, Wikipedia, YouTube, Goldenlline i Twitter. Reszta, z NK, na czele mieści się w ostatnim – 1%.
Social media respondenci uznali za bardziej atrakcyjne niż wiarygodne W kategorii wiarygodności wygrały znów blogi i to z miażdżącą przewagą nad profilami Facebookowymi i nad Wikipedią. W teście wiarygodności blogi uzyskały prawie połowę głosów do podziału pozostawiając reszcie dość nędzne ochłapy.
Czego żurnaliści szukają w sieci społecznościowej? Przede wszystkim inspiracji (ponad 58%) – w suplemencie Multi dorzuciło wczoraj na swoim profilu piękny slajd. Pytanie: „Ile razy w ciągu ostatnich 30 dni napisała Pani / Pan materiał inspirowany social media?”. Ponad 52,3% ankietowanych odpowiedziało 2-5 razy. Mocne – nieprawdaż?
Multi interesowało oczywiście, czy aktywność w social media tej, czy innej marki ma znaczenie dla dziennikarzy. 63% respondentów aktywność owa wisi i powiewa…
Tyle o zawartości raportu – polecam całość i śledzenie tego co Multi wrzuca na swoim facebookowym profilu. Teraz kilka słów mojego komentarza.
W sieci dziennikarze szukają inspiracji i korzystają z niej dość często. Jak widać na tym poletku rządzą blogi, czemu zresztą trudno się dziwić. Nie są tak szybkie jak mikroblogi, czy Facebook w obecnej postaci. Wrzucenie niedramatycznie złego filmiku na YouTube to spora sztuka, a przekopanie się przez tony badziewia by znaleźć kawałek ciekawszego materiału jest czasowo nieopłacalne. Profile tzw. profesjonalne mają znaczenie dla rekruterów, ale dla dziennikarzy o tyle, o ile ktoś jeszcze nie ma swojego biogramu na Wiki, czy swojej WWW.
Autorzy raportu (Mariusz Pleban – prezes Multi Communications i Bartosz Lewicki – odpowiadający za internetowy wizerunek Spółki) sugerują, że można się spodziewać wzrostu znaczenia Twittera w Polsce. Osobiście nie sądzę. Jest on co prawda narzędziem zapewniającym wierszówkę omalże w gratisie (krótkie zdanie ministra już mamy, dorzucamy jedną opinię ze strony opozycji, jedną z koalicji, do tego kilka gładkich zdań, plus jeden wkurzony przechodzień i tekst gotowy. Kwadrans roboty, o ile wszyscy odbiorą telefon), ale nie przyjął się na polskim rynku i będzie z niego raczej schodził niż się rozwijał. Oczywiście można mówić, że „skupił elitę”. Tak – wszystko co nie ma odbiorców, skupia elitę…
Sam Facebook też zrobił się niemiłosiernie „szybki”. Post co prawda żyje na nim póki co dłużej niż twitt, ale obawiam się, że ten stan nie potrwa długo… W zasadzie trzeba go śledzić na bieżąco. Stąd też to raczej znaczenie stabilnej blogosfery powinno rosnąć. Lech Jaworski pisał kilka miesięcy temu o tym, że to blogi powinny decydować o wynikach wyborów. Myślę, że ten głos medialnego eksperta warto w tym miejscu przywołać.
Dziennikarze inspirują się zatem tym co powstaje w sposób amatorski, czy zawodowy na blogach i w innych obszarach social media. To oczywista oczywistość. Ciekaw jestem, czy padło pytanie jak często powołują się na źródło inspiracji… Raport, zawiera interesujące zagraniczne komentarze specjalistów ds. public relations. Na ten temat wypowiedział się Richard Medley z londyńskiego Spider PR. Mówiąc o rynku brytyjskim zauważył, że „(…) dziennikarze, chcąc zachować pozory oryginalności swoich tematów, nie zawsze przyznają się do korzystania z mediów społecznościowych” (Raport, s. 7). Nic dodać – nic ująć. W tej dziedzinie jesteśmy bardzo światowi…
Na koniec słowo z mojej obserwacji dziennikarskich poczynań na Facbooku. Mniej więcej 1/3 moich znajomych to ludzie związani z branżą medialną. Pola aktywności Koleżanek i Kolegów oceniłbym w sposób następujący.
Wspieranie profili swojego medium, poprzez udostępnianie treści na przykład. Zawsze to miło, jak Szef coś udostępni na swoim prywatnym profilu nieprawdaż (branża PR robi zresztą dokładnie to samo )?
Na swoich profilach żurnaliści uaktywniają się raczej rzadko. Chyba, że robią coś w świecie netu poza obowiązkami zawodowymi. Wtedy wspierają – i słusznie czynią – swoje prywatne medium. Odnotowuję za to ostatnio wzmożoną aktywność sąsiada z blogowiska – Marka Kacprzaka – wrzucającego cięte komentarze do wydarzeń bieżących.
Bywa też, że profile uzupełniają treściami li tylko prywatnymi – zdjęcie z wyprawy, ulubiony zwierzaczek. Raczej zatem obserwują niż generują ciekawy kontent. Treści tworzą w końcu w swoich macierzystych mediach, więc z internetowego wora z wartościowymi przesłaniami raczej wyciągają, niż do niego wrzucają.
Komentują, lub lajkują opinie innych też rzadko. Częściej za to mogę liczyć na komentarz do moich działań przesłany na facebookową pocztę. Zwyczajnie jestem łatwo dostępny, nie trzeba szukać adresu e-mail w bazie, czy telefonu w komórce
I tyle moich uwag na gorąco, a teraz felietonista ZB zainspirowany blogerem FB idzie dokończyć felietonik.
.