Tak zatytułowany dokument pojawił się w najnowszym wydaniu kwartalnika „Doradca Zawodowy”, do którego Zespołu Redakcyjnego należę od stycznia 2013 roku. Nie można było nie zareagować, gdyż wprowadzona przez rząd PO-PSL reforma urzędów pracy, uderzyła w najsłabszych Polaków, naruszając przy okazji gwarancje zawarte w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Czy to amatorszczyzna, czy to zła wola, czy jakieś wyjątkowo nieczyste pobudki to pytania, które po prostu trzeba sobie postawić?
Cel reformy?
Zastanawiam się nad tym poważnie. We wrześniu 2011 roku zostałem poproszony o poprowadzenie prezentacji dla brytyjskiej firmy działającej na globalnym rynku pracy. Jak powiedział dyrektor ds. rozwoju tejże agencji, jego angielscy mocodawcy dowiedzieli się właśnie, że w Polsce będzie uwalniany Fundusz Pracy… W moim kraju nikt na ten temat nawet nie rozmawiał. Reforma została wepchnięta wbrew protestom prawie trzy lata później… Czytelnicy książek z cyklu „Harry Potter i…” wiedzą jednak, że Wielka Brytania to kraina zamieszkiwana przez czarodziejów, z których co najmniej część trudni się wróżbiarstwem. Nie ma więc się co dziwić, że przygotowywali się zawczasu do zmian w polskim prawie, czyli do nowelizacji Ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy.
Czy więc taki był ten cel? „Skok na kasę”, jak się dawniej mówiło, czy – w wersji eufemistycznej – uwolnienie środków publicznych i wypuszczenie ich na wolny rynek?
Dlaczego nie? Jeśli dojść do wniosku, że dotychczasowe rozwiązania są kontr skuteczne (jak pośrednictwo pracy w PUP, według przeprowadzonych badań), trzeba próbować innych rozwiązań (byle nie „generujących fikcję”). Gdyby na tym poprzestano, bez zniszczenia ostatniej gałęzi poradnictwa dostępnego bezpłatnie dla Polaków, pewnie można by spokojnie czekać na efekty zmiany (zgodnie z uzasadnieniem do ustawy: po dwóch latach, czyli w 2017 roku, mają zostać zbadane skutki jej wdrożenia).
Kibice reformy?
Taka ciekawostka. Najgłośniej w mediach klaskali przedstawiciele Konfederacji „Lewiatan”. Cóż się dziwić, skoro wiceminister Jacek Męcina, odpowiadający za tę pożal się Boże reformę, jest doradcą Lewiatana. Bardzo chciałbym zobaczyć statystykę ilustrującą, o ile wzrosła liczba ofert pracy składanych przez członków Lewiatana po reformie i jak to się ma do liczby ofert przekazywanych przez nich do niepublicznych agencji pośrednictwa pracy. Ta pierwsza ilość powinna wzrosnąć lawinowo – przecież teraz mają takie Urzędy Pracy, jakich podobno chcieli. Taka ciekawostka – żaden z ministrów właściwych dla spraw pracy nie przeprowadził kampanii skierowanej do przedsiębiorców, promującej składanie ofert w Publicznych Służbach Zatrudnienia.
Skutek uboczny nowelizacji – naruszenie Konstytucji RP
Art. 65 ust 5. Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej gwarantuje Polakom dostęp do poradnictwa zawodowego. Ponieważ w naszym kraju, gdzie nie myśli się o obywatelach, lub nie myśli się logicznie, omalże nie ma szkolnego poradnictwa zawodowego. Taki dostęp o bardziej powszechnym charakterze był tylko i wyłącznie w Urzędach Pracy. Obecnie specjalistów, na których edukację wyłożono gigantyczne środki publiczne, zredukowano do roli doradców klienta, których podstawowym zadaniem jest wzięcie podpisu i wyznaczenie terminu.
Na czym polega dramat?
To bez większego znaczenia, że poprzez szkodliwe i godzące moim zdaniem w Konstytucję działania rządu Platformy i PSL oberwała jakaś grupa urzędników. Urzędników się w Polsce nie ceni. Jak oberwali po łapach, to dobrze im tak i tak dalej.
Chodzi o to, że oberwali Polacy i to ci najsłabsi z nas, wymagający profesjonalnego wsparcia. W naszym kraju, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, w których o słowach „coaching kariery” nikt jeszcze nie słyszał (a nawet jakby ludzie usłyszeli, to i tak ich nie stać), ludzie poruszają się po rynku zawodów, jak po labiryncie. Nie wiemy jakie mamy predyspozycje, czego szukamy, wykonujemy bez pasji i zainteresowania przypadkowe zajęcia dla pieniędzy. To jest poważny problem tego kraju. To, że ludzie robią cokolwiek, a robienie „cokolwiek” generuje bylejakość i frustrację.
Nie ma poradnictwa zawodowo-edukacyjnego w szkołach – a powinno być! Było w Urzędach Pracy, ale zostało zlikwidowane. Polacy, ci z nas, którzy wymagają wsparcia, zostali go w bezduszny sposób pozbawieni.
Reasumując
Szczęśliwa Polska, to szczęśliwi Polacy. Szczęśliwi Polacy, to tacy, którzy robią w życiu to, do czego ich Pan Bóg stworzył. A żeby istniała na to szansa, muszą wiedzieć, czego chcą. Jeśli mają wątpliwości, muszą mieć łatwy dostęp do fachowców – im wcześniej, tym lepiej, bo tak tracimy talenty i blokujemy swój własny rozwój.
Uwaga jesienna
Jesienią mogę poprzeć każdego, kto zapowie wprowadzenie powszechnego poradnictwa edukacyjnego i zawodowego w naszym kraju. Wszyscy na tym skorzystamy!
Więcej na ten temat, wraz z sondami i wynikami badań w kwartalniku „Doradca Zawodowy” (2015, nr (31) 2), s. 35-45. Wydawnictwo NeoKariera.
Włos się jeży dokąd nas prowadzą, dokąd dajemy się prowadzić, czas najwyższy zaprotestować. Szkoły bez doradców, podobnie na wielu uczelniach (biura karier przejmują rolę biur promocji) a urzędy pracy oferują nam doradców klienta. Poradnictwo kariery powinno być pierwszą flanką pomocy w walce z bezrobociem, dopiero potem pośrednictwo. Nasze dzieci mają rzucane kłody pod nogi, zostawiane same, bez wsparcia. Nie tylko dzieci, my podobnie…
Pełna zgoda!
Dziennikarze i prominenci zwracają zwykle uwagę na sukces Niemiec. Zawsze wtedy mówią o tym, że w Niemczech działa sprawny system szkolnictwa zawodowego! Taka półprawda, typowa dla krajowej publicystyki.
Fakty zaś są takie, że w Niemczech poradnictwo kariery zaczyna się już w szkołach elementarnych. Według ich stowarzyszenia doradców szkolnych i zawodowych (DVB), 97% naszych zachodnich sąsiadów korzystało z profesjonalnego wsparcia w zakresie wytyczania ścieżek kariery i edukacji. Bo żeby iść do szkoły zawodowej, to trzeba wiedzieć do jakiej.
Ciekawostka – sami Niemcy krytycznie mówią o swoim systemie szkolnictwa, ze względu na jego skomplikowanie.
A reforma urzędów pracy (AFA) z 2007 roku, z której do dziś się nie otrząsnęli, ograniczyła doradztwo do poziomu „trochę mądrzejszego pośrednictwa” i młodych dorosłych (do 23 roku życia). Rynek też mają zderegulowany… (każdy może sobie napisać na drzwiach: „doradca”). W trakcie wizyty studyjnej wzdychali do tego, jak przyzwoicie mamy zorganizowany system doradztwa w Publicznych Służbach Zatrudnienia. Dziś już nie mają do czego – bo go rozwalono. Niemcom pozostało przynajmniej doradztwo szkolne. U nas takie się nigdy nie rozwinęło.
Pozdrawiam serdecznie, ZB
Dziennikarze i prominenci zwracają zwykle uwagę na sukces Niemiec. Zawsze wtedy mówią o tym, że w Niemczech działa sprawny system szkolnictwa zawodowego! – Po pierwsze „dziennikarze” , znaczy kto to , co to ? Można prosić o listę dziennikarzy , ale dziennikarzy , nie osobników robiących w mediach ! Po drugie Rzeczpospolita , na przełomie lat 80/90 ubiegłego wieku ROZWALIŁA , najlepiej funkcjonujące szkolnictwo zawodowe ! Od tego czasu miały być ino same inżyniory , mangistry i tego typu teoretycy od wszystkiego! No i naprodukowało się uczonych , szkolonych ale gamoni !
Ps.na zachodzie Europy w dalszym ciągu szuka się ludzi z fachem w ręku, a nie z dyplomem pod pachą
Wypowiedzi nawiązujące do Niemiec? O, tego jest bardzo dużo!
Tak, system edukacji zawodowej się zachwiał. Zwłaszcza zawaliły się szkoły przyzakładowe z sensownym systemem nauczania „mieszanego” (warto przy tym pamiętać, że taki miała też Politechnika Warszawska – zajęcia na uczelni plus praca w FSO).
I – pełna zgoda – zaczęliśmy gonić świat na polu statystyk ludzi z wyższym wykształceniem. Wypuszczając na rynek sfrustrowanych absolwentów, którzy zdecydowanie woleliby robić coś innego niż to, do czego dyplom ich zobowiązuje.
A problem jest w braku drogowskazów. W braku ukierunkowywania. Fachowcom należy się szacunek, ale żeby być fachowcem trzeba mieć pasję, ta zaś bierze się z realizacji własnych zamiłowań.
Bez doradztwa ten system nie ma prawa dobrze zadziałać.
Pozdrawiam, ZB
Mocna rzecz powyższy list i bardzo dobra inicjatywa. W zupełności się zgadzam i popieram. Podoba mi się porównanie do służby zdrowia – choć w poprzednich przesłankach ministerstwa wszyscy kluczowi pracownicy mieli pełnić funkcję specjalisty w Publicznych Służbach Zatrudnienia (nie tylko doradcy zawodowi). Z pewnością profesjonalna praca pośrednika pracy nie sprowadza się do zbierania podpisów. Tu też można zdziałać dużo dobrego (ale powiedzmy – na raty), no i przy sensownej grupie Klientów – do ogarnięcia. A i tak nie można tego porównać z procesem poradniczym. Zgoda więc, że praca doradców zawodowych zdecydowanie się różniła od pośredników pracy i że Ci pierwsi są teraz sporo mniej dostępni i faktycznie nie wykorzystują swoich możliwości. Przykład. Osobiście jako doradca klienta nie czuję się lekarzem pierwszego kontaktu, ale jako doradca zawodowy już nie całkiem czuję się jako specjalista. Takie skrzyżowanie recepcjonistki medycznej z lekarzem pierwszego kontaktu i specjalistą, łącznie (czasami) ze specjalnością z psychiatrii. No podobno o to chodziło, żeby doradca klienta znał się na wszystkim i w szerokim rozumieniu tego pojęcia „opiekował się” swoimi Klientami. Założenie przyjemne, idea słuszna, ale czy realistyczna? Myślę, że w nielicznych profesjonalnych, doświadczonych i niesfrustrowanych przypadkach możliwa. Tyle, że brak frustracji może wynikać nie tylko z wewnętrznej motywacji czy umiejętności dostosowania się do systemu czy narzuconych zadań. Wynika również z dobrze przeprowadzonych zmian wewnątrz organizacji, z braku presji i ze wsparcia ze strony przełożonych. Mnie się udało, ale w środowisku PSZ nie jest to zbyt często spotykane. Przykre. W rezultacie oczywiście także dla naszych Klientów. Sfrustrowany i zawalony robotą specjalista… Nie chciałabym do takiego trafić. Jest też druga strona medalu. Odbiorcy usługi poradnictwa zawodowego. Pewnie większość pracowników urzędów pracy zauważa fakt, że mało osób chce korzystać z poradnictwa (część z pewnością z niewiedzy, w tym na temat korzyści wynikających z tegoż poradnictwa), a inne natomiast mogą korzystać z tej usługi tylko w uzasadnionych przypadkach (ze względu na profil pomocy). Czy jednak poradnictwo ma nie istnieć lub ma być sprowadzone do minimum tylko dlatego, że nie korzysta z tej możliwości rzesza ludzi? Myślę, że to pytanie, mimo tego że retoryczne, również warto by było zadać ministerstwu. Co do poradnictwa edukacyjnego – orientacji zawodowej w szkołach – popieram w całej rozciągłości.
Pozdrawiam,
doradca zawodowy -doradca klienta
Dzień dobry!
Pięknie dziękuję za uwagę. Oczywiście, że dobry pośrednik potrafi wiele zdziałać – ba powinien! Bo to jest przecież ta najważniejsza funkcja, ten pierwszy kontakt. Poznanie klienta, rozpoznanie problemów, przedstawienie ofert i propozycji, wsparcie przy aplikacjach, wreszcie – skierowanie do specjalisty.
Dzień po Pani komentarzu minister Męcina wystosował list do PUP, w którym napisał, że nie było celem MPiPS zlikwidowanie poradnictwa
Zalecił też starostom i dyrektorom PUP zorientowanie się, jak to u nich działa i czy zipie jeszcze.
No cóż – pamiętając cytaty z początku wdrażania reformy – typu:
1) „Daj już sobie spokój z tym poradnictwem. My cię tu nauczymy profesjonalnej obsługi klienta!”
2) „Wreszcie doradcy będą normalnie pracować!”
3) „Przecież poradnictwa będzie coraz mniej!”
obawiam się, że minister Męcina ma poważne problemy z komunikacją, skoro jego intencje zostały tak błędnie odczytane.
Pozdrawiam serdecznie, ZB