Tytuł tego bloga jest, uczciwie przyznaję, zapożyczony. Pochodzi z literackiego tematu pracy magisterskiej z zakresu politologii zaproponowanego pewnemu studentowi. Jak wyłożył jego promotor rzecz cała ma dotyczyć polskich polityków sprawnie poruszających się w obrębie mediów elektronicznych, czyli mających silnie rozwinięty syndrom tzw. „parcia na szkło”.
Nie bawiąc się w tym miejscu w ocenę indywidualnych wypadków chciałem przedstawić „idealny” obraz „bohatera współczesnych mediów” o regionalnym znaczeniu oraz zamieścić poradnik użytkownika dla chcących bohaterm zostać. Nasz bohater musi być przede wszystkim zaufanym lidera wiodącej siły politycznej (kariera od Zera do McGywera nie jest raczej możliwa). W drugiej kolejności Tenże lider wiodącej partii (w skrócie: LWP) musi dać się przekonać do oddania we władanie naszemu Bohaterowi (dalej: B. ) okręgu wyborczego, najlepiej o rozmiarach jednego województwa. Teraz inicjatywa przechodzi całkowicie w stronę B. B. , aby zostać bohaterem współczesnych mediów – czyli samym sobą – musi przyjąć hołd lenny od Prezesa, czy Dyrektora regionalnego medium publicznego, ewentualnie, ustanowić wspomnianym powyżej Dyrektorem, czy Prezesem swojego wasala. Jak ustanawiamy wasala?
Zaczynamy oczywiście od Rady Nadzorczej. Ponieważ wszyscy ludzie, którzy mieli już do czynienia z mediami elektronicznymi zapewne reprezentują „układ” więc brak takich kontaktów działa na korzyść kandydatów. Wybieramy zatem osoby nie związane z mediami, co pozbawia nas też ryzyka, że nagle zaczną uważać, iż otrzymali funkcję ze względu na wiedzę, czy jakieś przymioty osobiste. Na wszelki wypadek, żeby już nie mieli żadnych złudzeń należy zwołać pierwsze posiedzenie Rady Nadzorczej w Warszawie, najlepiej w weekend z soboty na niedzielę. Może i to narusza statut tej, czy innej spółki, ale przecież mając świetlany cel na horyzoncie żaden statut nie będzie nam bruździł! W takim trybie Radę można oczywiście zwołać tylko w wypadku, gdy wszyscy jej członkowie wyrażą na to zgodę.
Skoro Rada Nadzorcza wie gdzie jej miejsce to możemy przeprowadzić uczciwe wybory Prezesa. Prezes oczywiście również nie może reprezentować „układu” bo z układem walczymy, a zatem im mniej wie o mediach elektronicznych tym lepiej. Tu uwaga – żadnych konkursów (sic!) żeby nam się „układ” nie czepiał, że byli lepsi kandydaci niż nasz! Odpowiednio ustawiona Rada Nadzorcza bohatersko podnosi ręce w górę. Nawet jeśli się przy tym rumieni. Teraz skoro nasz B. ma już swojego Prezesa nie musi martwić się o resztę zarządu bo durny zapis w Ustawie o KRRiT mówi, że zarząd może liczyć od 1 (słownie: jednej) do 5 osób. Jednoosobowy zarząd może zatem prowadzić działania dotyczące zarówno programu jak i reorganizacji redakcji, w tym zwolnień pracowników.
Pracownicy oczywiście siłą rzeczy są częścią „układu” bo pracują od jakiegoś czasu, a może i całe zawodowe życie, w medium elektronicznym. Zwolnienie wszystkich i zatrudnienie nowych jest niestety trudne, trzeba zaczem przeprowadzić reedukację załogi. Dla przykładu wyrzucamy dwie – trzy osoby, co powinno tylko wzmocnić nasze działania resocjalizacyjne. Dalej już pójdzie. No, dobrze jeszcze mieć kogoś w Radzie Programowej kto paznokietkami będzie bronił naszego wizerunku, jedynie słusznej linii i nie będzie mu nigdy znikał świetlisty cel sprzed oczu. Jeśli takiej osoby w Radzie Programowej nie ma – to trudno. Rada ma tak małe prerogatywy ustawowe, że może nawet in corpore walić głowami o mury redakcji – nic to nie da.
Skoro męczący proces walki o zostanie bohaterem współczesnych mediów ma nasz (nasza?) B. za sobą pozostaje już tylko pławienie się w dostatkach: W medium jest B. w każdy poniedziałek (bo to dzień poselski więc może przyjechać do okręgu jeśli z niego nie pochodzi), pełni rolę naczelnego komentatora nawet wydarzeń sportowych (co tam). Jeśli ktoś stwierdzi, że B. występuje w medium dwa razy częściej niż wszyscy parlamentarzyści największej formacji opozycyjnej razem wzięci, czy Marszałek do spółki z Wojewodą to i tak może się odwołać przez przysłowiowe okno. Wszak liczy się ogólne wrażenie elektoratu. Wyborcy zaś widząc i słysząc B. co drugi dzień nabierają przekonania, że ten dużo robi dla Regionu. Jeśli spytać zaś o coś konkretnego to potwierdzą, że dużo, a pytający się czepia męża opatrznościowego
Na tym kończę, z nadzieją, że niniejsza refleksja przyda się przywołanemu studentowi. Uwaga: pluralizm jest wartością samą w sobie, o którą w naszym kraju wciąż trzeba walczyć
Ps. Wszelkie podobieństwo do wydarzeń i osób prawdziwych jest całkowicie przypadkowe.
.