Oprę się o Konstytucję i tak sobie postoję, podumam i kątem popluję, bo po co prosto.
Suweren to naród, czytam. Władza to tylko służba.
Jakaś cholernie zmanierowana ta nasza władza. Im wyżej na szczeblach tym bardziej odjechana. Jestem w stanie ocenić tylko to co wiem, czyli to co podadzą w mediach. Aż strach pomyśleć o tym czego nie wiemy a urzędnicza bolszewia wyprawia.
PSYCHIATRA
Kogo pierwszego posłałbym do psychiatry? Wpierw, tak myślę sobie, siebie. Dlaczego? Dlatego, że wytrzymałem to wszystko, że nie wziąłem sprawy w swoje ręce i zamiast przynosić jakieś tam krzesło nie przytargałem (pod sejm i gmach rezydenta Polski) szubienicę! I nie gadać tylko działać.
Tych, których dałbym radę udźwignąć powiesić, a wszystkie kaszaloty z tłuszczu wpierw wytopić.
Ale skoro tego nie zrobiłem, to niech mnie przebada na okoliczność znoszenia tortur nazwanych roboczo „życie codzienne w odrodzonej suwerennej i demokratycznej Polsce” ten doktor, który jest specjalistą od tego czym w głowie zajmują się myśli.
Kiedy otrzymałbym już zaświadczenie od lekarza, że jestem wariat bo lubię jak ktoś się nade mną znęca, to z całą odpowiedzialnością mógłbym do tego samego specjalisty posłać Komorowskiego: chciałbym wiedzieć, jak swego czasu chciał wiedzieć Palikot, czy mój prezydent jest normalny skoro ja jestem [aż taki] wariat. Chciałbym wiedzieć, czy mój [p]rezydent strzela na trzeźwo, czy może po pijaku jak leci do wszystkiego co się nawinie. Mam prawo wiedzieć, czy jest normalny skoro zachowuje się deczko inaczej i takie też plecie trzy po trzy od bani. chciałbym wiedzieć, czy on w końcu pan hrabia czy tylko swojski chłop z wsi.
To nic, że normalny [inaczej], ale jednak, i pomimo to, w tym dwu-słowie występuje przylądek nikłej bo nikłej, ale nadziei. A kiedy mój [p]rezydent miałby już ten świstek, to zaprosiłbym go do siebie na obiad. Pogadalibyśmy jak wariat z normalnym – inaczej.
KAMPANIA
Zauważam, że w tej kampanii o miejsce pod żyrandolem trzech kandydatów (Komorowski, Duda i Korwin-Mikke) uprawiają taką nowomowę jaka ostatnio gości w kabaretach – stand-up. Mówią i sami, albo się z tego śmieją, albo obtłumaczają żeby inni mogli albo się śmiać, albo zrozumieć.
Ja się ani nie śmieję ani nie rozumiem – nie zauważam tych od trzymania tabliczek: „OKLASKI”; „ŚMIECH”,”BRAWA”, a tak sam od siebie to nie chciałbym im w tym przeszkadzać, bo a nuż mogłoby się im na ten przykład pogorszyć i zamiast słowotoku puścili by pawia. A reszta kandydatów to jedynie milczenie i owies.
SLANG
Nie sposób uciec od języka ulicy, nie sposób całe życie udawać, że się nie słyszy, tego co ulica niesie ze sobą. A ulica wartka jak rzeka po wezbraniu wód w górnym jej stanie. Kiedy idę słowa płyną wraz ze mną i przeciw mnie też płyną. Nie chodzi nawet o ten przerywnik w zdaniach mówionych, który bardziej jest wentylem, a nawet pewnym katalizatorem tego co w głowie myśli wyczyniają i żeby czasem za bardzo się nie odkryć pojawia się ten magiczny słów: „KURWA”.
To jest zrozumiałe, to jest uzasadnione i nie tego szukam w języku ulicy. Bywa, że ulica jest jak rzeka po powodzi niesie ze sobą to wszystko czego żadna cenzura nie przepuści. Wtedy trzeba ci wiedzieć Przyjacielu, że lepiej płynąć wraz z tą ulicą albo spieprzać gdzie pieprz… Zdarzają się jednak smaczki takie, że nic tylko gębę rozdziawiam i z podziwu wyjść nie mogę zupełnie jakbym znalazł się nagle w kinie na dobrym seansie dla kinomanów. Dajmy na to ostatnio dwie panie z końcówką rocznika gdzieś w okolicach początków Bieruta mówią do siebie:
– A wie pani kochana, że jutro nasz prezydent ma przyjechać do Wrocławia?
– Ktooo, pani mówi? – Jaki rezydent?
– Pre zy dent! Pani Jadziu. Prezydent. I nich pani łaskawa ucho sobie podkręci.
– Podkręciłam i już dobrze słyszę. Byłam na poczcie i musiałem ściszyć sobie, bo mnie wkurwiają te stare baby, co tylko stękają i stękają ciągle.
– Acha, rozumiem.
– Powiada pani, pani Krysiu, że Bronek jutro ma do nas przyjechać? A no to ja pójdę i zobaczę czy mój wnusio prawdę mówi.
– A co ten pani wnusiu takiego mówi pani Jadziu kochana?
– Mówi, że Bronek to Komoruski, że Żyd i mason, że ma czosnek tak zryty, że nic tylko buraki sadzić.
– Nieeee. To niemożliwe. Wczoraj w telewizorze widziałam… A pani już abonament zapłaciła? Ja zapłaciłam za cały rok razem z abonamentem na radio Maryja. Wczoraj widziałam jak pan prezydent przemawiał w telewizorze i nic nie mówił ani o czosnku ani o burakach, tego ichniego nakrycia też nie miał na głowie.
– Ech, nic pani nie rozumie. Pójdę już sobie. Do widzenia.
_________________________________________________
* Stawiam ostatnią złotówkę przeciwko molinom, że Bronisław Komorowski wygra wybory w pierwszej turze.