To miała być prawdziwa wojna. Mariusz Walter w mediach odważnie rzucał rękawicę TVP. Wierzył, że potrafi zrobić lepsza telewizję. Podbierano nam najlepszych ludzi. Starcie miało nastąpić 3 października 1997 o 19. 30.
Redakcja „Wiadomości”, gdzie wówczas pracowałem, była trochę rozdarta. Do konkurencji odchodzili nasi redakcyjni koledzy i ludzie znani z korytarzy. Wcale nie dla pieniędzy. Tomasz Lis miał być tam gwiazdą. Grzegorz Miecugow decydować o wszystkim w nowych „Faktach”. Ewa Jarosławska, Milan Subotić i Maciej Sojka szukali nowych wyzwań. Grzegorz Kajdanowicz liczył na etat. Marcin Pawłowski chciał robić coś więcej niż tylko programy o kulturze. Mirek Rogalski wyrywał się z prowincji. A Tomek Zubilewicz nie musiał się martwić czy „Chmurka” znowu „zapomni” wpisać go na grafik.
Z drugiej strony jak wojna to wojna. Na placu Powstańców ówcześni szefowie – Jacek Snopkiewicz i Jacek Maziarski – zapowiadali potężne zbrojenia. Miały być podwyżki i nowy sprzęt. Więcej ekip i montaży. Nowi ludzie i szkolenia na Zachodzie. Sam dostałem misję wybrania najlepszych i stworzenia grupy reporterów, którzy z każdego miejsca w Polsce „na żywo” zrelacjonują każde ważniejsze wydarzenie.
3 października "Fakty" ruszyły chyba kilka sekund szybciej niż „Wiadomości”. Ale program był słaby. Wyraźnie zdenerwowany Tomasz Lis z przekrzywionym krawatem, rozpaczliwie miotająca się podczas łączenia „na żywo” Iwona Radziszewska, która poległa na „zwrotnej”, do tego dziwny układ programu i „chropowate” materiały”. Dośc powiedzieć, że hitem dnia było story o jakims kundelku. A nasz program wyszedł wtedy perfekcyjnie, bo chcielismy konkurencji pokazać, że ". jeszcze Polska nie zginęła. ". Zachwycone szefostwo odetchnęło z ulgą i natychmiast odtrąbiło zwycięstwo. O podwyżkach, inwestycjach i reporterach zapomniano już na drugi dzień. TVP prężyła muskuły a konkurencja klęczała. Bo i „Informacje” Polsatu były wtedy słabiutkie, oj słabiutkie…
Paradoksalnie ta porażka 3 października okazała się ich sukcesem – a nasze zwycięstwo pyrrusowym. Im spadło ciśnienie. Mogli spokojnie pracować. Poukładać zespół. Poznać sprzęt, wyszkolić ludzi. Okrzepnąć. Nie było tam zawirowań personalnych – z których słyną korytarze na Woronicza i Placu. Nie było polityki. Mieli otwarte głowy, zapał do pracy i ambicje pokazania, że potrafią! Nawet przesunięcie serwisu na godzinę 19 – uznane w TVP za akt kapitulacji – okazało się kroczkiem do przodu. Te kroki postępowały jeden po drugim, coraz szybciej. Pierwsi rozmawiali z premierem Buzkiem, lepiej pokazali strzelanie do Tygrysa, przy okazji niemieckich wyborów nadali program spod Bramy Brandenburskiej a nie ze studia, to ich operator pokazał rękę posła Iwińskiego na pupie tłumaczki. Te małe początkowo kroczki niepostrzeżenie okazały się sprintem, przy którym publiczna coraz bardziej traciła oddech. A „odpalenie” nowego studia to był już skok do najwyższej ligi. Ligi w której ten program jest do dziś.
TVN i TVP konkurują o widza. Niejednokrotnie my mówiliśmy i mówimy o nich źle – a oni o nas jeszcze gorzej. Walczymy i rywalizujemy cały czas – w różnych programach, na różnych antenach. Ale z okazji 10 lat można powiedzieć o naszych kolegach z konkurencji, że CZASU NIE ZMARNOWALI. Wszystkiego najlepszego.
.