Niespodzianek nie było. Nie mogło być. Sejmowa Komisja Kultury i Środków Masowego Przekazu pozytywnie zaopiniowała kandydatury Elżbiety Kruk, Joanny Lichockiej i Krzysztofa Czabańskiego do Rady Mediów Narodowych. Cała trójka to kandydaci PiS, których do RMN kierować będzie Sejm. Dwóch pozostałych wskazać ma prezydent spośród kandydatów wytypowanych przez sejmową opozycję.
W związku z przejściem do pracy na odcinku RMN, Krzysztof Czabański zrezygnował ze stanowska podsekretarza stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Nie zrezygnuje za to – jak informuje portal wirtualneme-dia.pl – z mandatu poselskiego. Podobnie Elżbieta Kruk, która chce pozostać szefową sejmowej komisji kultury i coś tam, coś tam.
I tu jest ciekawostka, bo zgodnie ustawą o RMN, członkostwa w radzie nie można łączyć z pracą w administracji rządowej, samorządowej, w kancelarii pezydenta, w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. A co z zasiadaniem w Sejmie czy Senacie? A proszę bardzo, nie ma przeszkód. Tak więc np. w środę i czwartek członkowie RMN będą się zajmować polityką w Sejmie – prowadzić polityczne boje na mównicy, pilnować klubowej dyscypliny, wspierać rząd – jeśli są z koalicji – lub ten rząd atakować – jeśli są z opozycji – recytować przekazy dnia od partyjnych speców politycznego PR. Natomiast w poniedziałek i wtorek to co innego. Wtedy na etatach w RMN będą pracowali, jak zapisano to w ustawie, „kierując się potrzebą zapewnienia przez spółki (medialne – przyp. red.) ich ustawowych zadań oraz ochrony ich samodzielności i niezależności redakcyjnej”. Życzymy sukcesów.
Z KRRiT jest inaczej. Jej skład też powstaje z klucza politycznego, ale praca w KRRiT udział w czynnej polityce wyklucza. Artykuł 103 Konstytucji zakazuje łączenia mandatu poselskiego z pracą w KRRiT.
No, dobrze, a kto zajmie dwa fotele przeznaczone dla opozycji? Tego nie wiadomo. Tymczasem Towarzystwo Dziennikarskie, grupujące głównie dziennikarzy lewicowo-liberalnego sortu, nawołuje opozycję, by ta nie wysuwała swych kandydatur. „Wchodząc do Rady nie uzyskacie żadnego realnego wpływu na media publiczne, za to weźmiecie odpowiedzialność za ich kształt” – przeczytać można w apelu TD.
Nie sądzę, żeby ten bojkot miał większy sens. I bez niego opozycja nie będzie miała wpływu na to, co się w mediach państwowych dzieje, a odpowiedzialność za to i tak spada na obóz władzy. Jeśli jednak w powstającej strukturze opozycja może zająć miejsce, nawet i marginalne – to warto z tego skorzystać. Choćby i po to, by tak pewnej dziś swego większości lepiej patrzeć na ręce.
Tekst ukazał się pierwotnie w „Nowościach. Dzienniku Toruńskim”
Komentarze