Dokładnie tak jak przewidywałem, show "Gwiazdy tańczą na lodzie" jest wtórny, rozwlekły i nijaki. Miał być hit, a wyszedł kit.
Już sam dobór "gwiazd" nie zapowiadał niczego dobrego. Ładna, ale nie potrafiąca sprzedać się w mediach Ewa Sonnet, "zaspany" Jarosław Kret silący się na wątpliwe żarty, histeryczna Olga Borys. A w jury narcystyczna Doda ciągnąca (za krawat) zirytowanego jej zachowaniem Włodzimierza Szaranowicza.
Porównywać ten taniec na lodzie z wyczynami uczestników "Tańca z gwiazdami" to tak jakby urodę posłanki Hojarskiej przyrównywać z wdziękiem posłanki Lewandowskiej (obie z Samoobrony). Ponadto, przez dwie godziny zaprezentowano zaledwie cztery tańce konkursowe (!). Reszta to pusta gadanina i ujęcia mające promować nabyte przez TVP2 gwiazdy. (Doda podobno dostała za "jurorowanie" 200 tys. zł. )
Sprawdzają się jedynie prowadzący, zwłaszcza Tatiana Okupnik, nie skażona jeszcze prezenterską manierą sztuczności rodem z telewizji publicznej.
Utwierdzam się w przekonaniu, że program ten nie odniesie sukcesu. "Dwójka" po prostu zrobiła show według tego samego schematu, co "Taniec z gwiazdami" TVN i "Jak Oni śpiewają" Polsatu. Formuła prezentacja – występ – ocena jury jest już tak oklepana, że aż nudna. Trzeci raz to już nie przejdzie.
"Gwiazdy tańczą na lodzie" to brak pomysłowości, kaleczenie pięknej dyscypliny, jaką jest łyżwiarstwo figurowe i nuda. Po pierwszym odcinku nie mam ochoty oglądać następnych. Wolę poczytać dobrą książkę.
.