Wyznanie prawie miłosne


piątek 20/06/2014

Nie lubię pisać o czymś o czym piszą wszyscy a zatem nie będzie tym razem  ani słowa  o aferze podsłuchowej, ani o Ukrainie, ani o Syrii czy nawet Iraku…

Będzie o… Francji.

Asumpt do refleksji dał mi felieton znakomitego polskiego  eseisty Marka Bieńczyka  zamieszczony w ostatnim numerze magazynu  „Książki” na temat  ostatnio wydanej pozycji  Juliana Barnesa „Coś do oclenia. Anglik we Francji”.

Barnes zamieszcza tam swoje teksty głównie z lat 80-tych i 90 –tych zeszłego stulecia, w których pisze  o takich postaciach jak Flaubert, Baudelaire,  Mallarme,  Cubert,  Brel, Brassens czy nawet filmowcach jak Traffaut czy Godard…

Nie czytałam jeszcze tej książki więc oprę się tu na spostrzeżeniach Bieńczyka, który stwierdza, że nawet tak zakochany we Francji Anglik jak Barnes pisze wyłącznie  już o czasach minionych.

„Francja Barnesa przypomina niebezpiecznie przyszłą Francję z powieści Houelbecqa. Kraj będzie jeszcze cichszy i jeszcze bardziej wdzięczny i leniwy, aż w końcu stanie się skansenem przyjemnej nieistotności. Istna oaza błahości, gdzie oklapnie ostatecznie wielka, kreacyjna energia”.

Gallofilia twierdzi Bieńczyk okazuje się zjawiskiem coraz bardziej historycznym, bo czym Barnes miałby się zachwycać  w obecnej Francji?

W świecie globalnej wioski już nie ma takich uniwersalnych miłości.  „Wczoraj świat kochał kryminał skandynawski, jutro pokocha być może polski,  namaszczenia są przejściowe i płytkie”.

Na koniec przytacza taki przykład. Gdy Tołstoj  pisał „Wojnę i pokój” posługiwał się francuskimi wtrąceniami i nie trzeba było ich przekładać, bo wszyscy je rozumieli.

Należę do pokolenia, które kochało Francję. Schodząc na niższy poziom kultury kochałam ją niemal za wszystko.

Pamiętam pierwszy  francuski film, który  zrobił na mnie wrażenie. Było to „Przed potopem”, w którym zadebiutowała popularna potem aktorka Marina Vlady.  Film Cayatta opowiadał   o grupie siedemnastolatków z paryskiego liceum ulegających  panice: z lęku przed nowym potopem a mówimy tu o widmie nowej wojny światowej, tym razem nuklearnej z powodu konfliktu koreańskiego pragną  oni uciec na jedną z wysp Polinezji. Młodzi, pochodzący z tzw. dobrych, wręcz zamożnych rodzin, podejmują próbę ucieczki bez powiadamiania  rodziców, potrzebują tylko pieniędzy. Ale ich zdobycie to nic trudnego, wystarczy wykraść kolekcję filatelistyczną. pewnego znajomego. Złodziejska wyprawa pociąga śmierć dwóch osób. Młodzi stają przed sądem.

Ja tymczasem zazdrościłam tym licealistom ich eleganckich domów a przede wszystkim modnych wtedy kurtek „budrysówek” z rudego flauszu. Długo wierciłam dziurę w brzuchu matce, w końcu „budrysówkę” uszyła mi babcia przerabiając jakiś stary płaszcz.

Francja była wyrocznią mody. Francuskie perfumy, kosmetyki, pończochy, to był przedmiot marzeń  w tych czasach wszystkich jak mniemam Polek. Czytało się wtedy francuską literaturę, chłonęło Sartra i Beavoir, siadywało w zadymionych piwnicach, słuchało Piaf, Greco i Montanda  i nosiło się na czarno. Francuskie kino i aktorzy bili rekordy popularności a nie mówię tutaj wyłącznie o pudelkowatej Brigitte Bardot.

Zazdrościło się każdemu kto mówił, że był w Paryżu albo dostał tam krótkie stypendium.

Kiedy znalazłam się we Francji w stanie wojennym sama niemal nie oparłam się pokusie, aby tam pozostać. Wróciłam do Polski, bo w kraju umierała mi matka, pozostawiłam też córkę. Zazdrościłam jednak Paryżanom siedzącym jak mi się wydawało od rana w kawiarniach i restauracjach na krzesełkach wystawianych na zewnątrz lokali, beztroskich i roześmianych. Zazdrościłam  nawet Murzynce (przepraszam, że zabrzmi to może rasistowsko), że w swoim kolorowym stroju prosto z drzewa zeskoczyła na Pola Elizejskie.

Paryż pomijając zawartość muzeów, galerii i bibliotek, to było dla mnie miasto eleganckich domów z pięknymi bramami, szerokich jasno oświetlonych wieczorem ulic i placów żyjących i szumnych do późnych godzin nocnych. Warszawa po 19-ej w tym czasie robiła się głucha i ciemna.

Córkę posłałam do liceum im. N. Żmichowskiej  z poszerzonym językiem francuskim. (Niestety, potem wybrała anglistykę).

Na tej swojej popularności Francja chyba sporo zyskała ale i też traciła. Ściągali do niej bowiem wszelkiej maści imigranci, nie tylko z obszaru dawnych kolonii. (Problemem stali się muzułmanie a Cyganów  już  bezpardonowo wyrzucał i Sarkozy i socjalista Hollande).  Na plażach Lazurowego Wybrzeża było tak tłoczno, że gdy pojawiłam się na niej w nieco późniejszych godzinach,  miałam kłopot ze znalezieniem wolnego miejsca,  aby rozłożyć na piasku swój ręcznik.

Powoli jednak Francja zaczęła tracić na atrakcyjności. Punkt ciężkości przeniósł się na Wyspy Brytyjskie. Londyn zaczął dyktować modę a muzyka anglosaska opanowała wszystkie europejskie dyskoteki. Język angielski prostszy, łatwiejszy stał się językiem europejskiej młodzieży.

Francuską modę czyli tzw. Haute Cuture ogląda się już tylko w TV albo w eleganckich magazynach a na co dzień nosi się adidasy, jeansy i T-shirty.

Świat, Europa wybierają wygodę i prostotę.

Po otwarciu granic w Europie główny nurt chętnych do pracy spływa  również  na Wyspy. Dotyczy to też Polaków. I tak sobie myślę, że może to nawet lepiej. Nikt tam na nas nie patrzy wilkiem a pouczenia Chiraca, abyśmy lepiej milczeli zamiast się odzywać  można potraktować jako pojedynczą, polityczną „wpadkę”.

Moja miłość do Francji chociaż może nieco przyblakła, to jednak całkiem nie wystygła.

P.S. No, proszę! Jakby w odpowiedzi na moje słowa stara, senna, dekadencka zdaniem niektorych   Francja przebudzila się i dziś wieczorem na Mundialu w Brazylii wbiła Szwajcarom aż 5 goli i bezapelacyjnie  przechodzi do następnego etapu rozgywek. Tymczasem Anglia może pakowć walizki.

P.S. 2  Jeszcze trochę historii….

 Przed polską ambasadą w Paryżu – rok 1984 r.


Moje najnowsze wpisy

 

La Madraque

wtorek 24/08/2021

       Przepraszam, bo tak bez ”żadnego trybu” ot tak “z czapy” chcę Wam dziś napisać trochę o B.B. która przez dwie dekady czyli…


Mądre głupoty

wtorek 31/03/2020

I o czym tu biedny człowieku możesz napisać felieton kiedy od trzech tygodni siedzisz na zadku w domu łykając piguły, wycierając nos i pokasłując. A…


Na kwaratannie

poniedziałek 23/03/2020

Wiadomo… Ludzie zawsze dzielili się na tych co mają szczęście i na tych co mają pecha w życiu… Czasem też to szczęście zmienne bywa, co…


Myjąc ręce

wtorek 17/03/2020

Jak Państwo pewnie zauważyli, oczywiście Ci co czytają moje felietony, do tej pory nie wspomniałam słowem o koronawirusie i sama starałam się żyć do tej…


Zaraźliwe emocje

poniedziałek 09/03/2020

Proszę Państwa! Byłam na Konwencji. Wyborczej ma się rozumieć, bo słowo konwencja ma w języku polskim kilka znaczeń i można ją np. przestrzegać, poddać się,…


Rząd się wyżywi

wtorek 03/03/2020

Czy Polska jest jeszcze krajem praworządnym i demokratycznym? – pyta coraz więcej osób. Czy praworządność jest już w kompletnej zapaści? – martwią się uczestnicy konferencji…


Trzymaj się

poniedziałek 24/02/2020

Tak się w moim życiu składa, że dość często, nie tylko racji wykonywanego zawodu, ale też tak prywatnie napotykam w swoim życiu ludzi, którzy potem…


Lewą czy prawą

wtorek 18/02/2020

Wróciłam właśnie ze spotkania dziennikarzy z ambasadorem Markiem Prawdą, a dokładniej z dyrektorem Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce i chciałam w pierwszej chwili opisać Państwu…


Brytole

wtorek 11/02/2020

31 stycznia Brytyjczycy wypisali się z Unii Europejskiej. I właściwie to nie powinnam o nich pisać, bo nie jestem ekspertem od spraw międzynarodowych, a brytyjskich…


Moda na nostalgię

wtorek 04/02/2020

Na dworze zima szara, ciemna i smutna, w polityce branie się za łby i słowa, które już dawno przestały być eleganckie, a tu jeszcze ze…