Niebawem wybory. Trudno od nich uciec. Strach wyjść z domu nawet do śmietnika, bo już dopada człowieka kurier na rowerze z ulotką. Nie można wychylić się przez balkon, albo spojrzeć przez lufcik kuchenny, aby nie zobaczyć latarni przyozdobionej panem sfotografowanym w eleganckim garniturze i najczęściej w białej koszuli zachęcającym, aby głosować właśnie na niego. Jeden nawet nawiedził mnie w domu (nazwiska nie wymienię), który chwalił się, że zwyciężył w plebiscycie na najbardziej aktywnego radnego w tej dzielnicy. No, faktycznie – energii odmówić mu nie można. Schodził chłop nogi…
Atmosfera w kraju napięta i zaczyna mi przypominać rok 1989, kiedy to jawiła się alternatywa albo my albo oni…
Obie strony podejrzliwie patrzą na siebie i oskarżają o różne nieczyste zagrania czy podchody. A dlaczego różni ministrowie właśnie tylko kandydatowi PiS, czyli Patrykowi Jakiemu obiecują góry pieniędzy na budowę metra, mostów itd. a konkurentom już nie? A dlaczego tak gwałtownie wzrosła liczba uprawnionych do głosowania właśnie w Warszawie? A czy wybory nie zostaną sfałszowane? Już przecież o wyniki wyborów samorządowych PiS pieklił się cztery lata temu nawet w Brukseli twierdząc, że to niemożliwe, aby PSL w uczciwy sposób zdobyło tyle mandatów.
Na Fb mnożą się pomysły jak zabezpieczyć swoją kartę do głosowania przed fałszerstwem. Jedni radzą posmarować kratki woskiem, aby długopis po nich się ślizgał, inni radzą pozostałe zamalować na czarno, jeszcze inni, aby słownie dopisać na karcie na kogo głosowali…
Muszę się przyznać, że i mnie udzieliła się ta atmosfera nieufności i po raz pierwszy w życiu zdecydowałam się zostać członkiem komisji wyborczej, bo jak głosi znane powiedzenie: nie ważne kto wygrał, ale kto liczy głosy…
Przeszłam zatem szkolenie i zapoznałam się z wytycznymi dla obwodowych komisji wyborczych w sprawie zadań i trybu ustalenia wyników głosowania. Uchwałę tę podpisał Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej sam Wojciech Hermeliński.
No i w tym miejscu muszę uspokoić wszystkich podejrzliwych i nieufnych. Otóż w wytycznych napisano czarno na białym, że „Czynności związane z ustaleniem wyników … i sporządzeniem protokołów głosowania komisja wykonuje wspólnie, wszyscy obecni członkowie. Nie jest dopuszczalne tworzenie grup roboczych, które oddzielnie wykonywałyby czynności po zakończeniu głosowania”. A zatem wszyscy członkowie komisji patrzą sobie nawzajem na ręce. A w komisji są przedstawiciele różnych konkurujących ze sobą partii czy stowarzyszeń. Nie wyobrażam sobie, aby wszyscy członkowie się zmówili i wspólnie dokonali jakiegoś fałszerstwa. A nie zapominajmy, że są jeszcze mężowie zaufania, czy obserwatorzy.
Wytyczne poza tym drobiazgowo opisują kolejne czynności do wykonania i zaprotokółowania, więc nic tu nie może zginąć, być dodane, czy pominięte. Również w przewozie zapieczętowanych protokołów do komisji terytorialnej uczestniczyć może oprócz przewodniczącego komisji, jego zastępca, oraz mąż zaufania. Myślę zatem, że nasze przepisy wyborcze są skonstruowane poprawnie. Co najwyżej gdzieś się zatnie system informatyczny. Będą jednak dokumenty w formie papierowej. Podejrzliwi zatem mogą spać spokojnie.
A kto wygra? Zobaczymy…
P.S.
Między napisaniem tego felietonu a wysłaniem go do redakcji w progu mojego mieszkania zjawiło się jeszcze dwóch kolejnych kandydatów na radnych. Poczułam się jak panna na wydaniu, o której rękę, a raczej krzyżyk, który ta ręka postawi, ubiega się tłum pretendentów. A do wyborów zostało jeszcze kilka dni, a zatem to pewnie nie koniec. Takiego powodzenia do tej pory nie miałam. Walka będzie ostra!