Przyznaję, że istnieje na tym świecie wiele zjawisk, które się w mojej pale tzn. głowie nie mieszczą. Wychowana w czasach socjalizmu miałam nawet problem z wręczaniem napiwku, a cóż dopiero mówić o korupcji. Owszem, kiedyś gdy byłam jeszcze studentką i zarabiałam w wakacje jako likwidator szkód powodziowych ktoś wsunął mi do tablic przeliczeniowych jakiś banknot. Gest był kompletnie chybiony nie tylko dlatego, że byłam nieprzekupna, ale również dlatego, że nawet nie wiedziałam kto tego dokonał i na kogo mam spojrzeć łaskawszym okiem. A jednak i za mojej młodości znane było powiedzenie: jak nie posmarujesz, to nie pojedziesz… W każdym bądź razie ja należałam do tych, którzy swoje prośby czy podania okraszali tylko mniej lub bardziej przymilnym uśmiechem. Nie mniej, gdy patrzeć na Europę, to im bardziej kraj położony na wschodzie, tym to zjawisko intensywniejsze.
I niestety jak wynika z raportu Chatham House – niezależnego Instytutu Politycznego w Londynie – to choroba, która nadal drąży Ukrainę i najbardziej przeszkadza jej w właściwym rozwoju.
Pogrążeni obecnie w mundialowej wrzawie, problemach wokół nieszczęsnej ustawy o IPN-ie, walkach o ustawy sądowe nie bardzo mamy teraz już czas i siły, aby interesować się jeszcze bliźnimi. Ukraina jakoś zeszła teraz z celowników aparatów fotoreporterów, a jej problemy rzadziej goszczą na łamach prasy. To jednak nie oznacza, że Europa odpuściła sobie sprawę Ukrainy. Ta walka ciągle trwa.
Jak stwierdzają autorzy tego raportu, którzy gościli w środę 27 czerwca w Fundacji Batorego w Warszawie, od czasu Euromajdanu w roku 2013 Ukraina sporo osiągnęła. Po pierwsze pomimo pewnych strat terytorialnych i ofiar w ludziach nie uległa militarnej presji Rosji. Podpisując zaś umowę stowarzyszeniową z UE określiła jasno, że uważa się za kraj europejski, a nie satelickiego lennika Rosji. Reformy, które w ciągu tych 4 lat przeprowadziła są głębsze i szersze niż te za czasów poradzieckich. Ważne jest, że udało się jej osiągnąć równowagę makroekonomiczną i w 2016 r. powróciła na ścieżkę wzrostu, spadła inflacja, wzmocniła się hrywna, zwiększyły się rezerwy walutowe. Narodowy Bank Ukrainy przeszedł też liczne zmiany i zdolny jest w tej chwili do zarządzania polityką pieniężną i kursową. Oczywiście zdaniem wielu ten wzrost powinien być szybszy, niestety ciągle jeszcze istnieją hamujące go czynniki.
Nadal funkcjonuje nadmiernie scentralizowany, uregulowany a zatem dysfunkcyjny system sprawowania rządów. No i ta wspomniana wyżej korupcja – jak stwierdziła prowadząca ten panel Katarzyna Pełczyńska- Nałęcz, to prawdziwa kwadratura koła!
Z jednej strony bowiem przeszkadza panująca tam akceptacja tego zjawiska, po drugie – koncentracja własności i wpływów. Co prawda zmniejszono sprzedaż gazu z Rosji, a ta sfera była najbardziej korupcjogenna, a także wprowadzono elektroniczny system przetargów publicznych. Wprowadzono też system deklaracji elektronicznych w ramach którego wyżsi urzędnicy muszą składać oświadczenia majątkowe. Powołano też Krajowe Biuro Antykorupcyjne oraz Specjalistyczny Urząd Prokuratora ds. Zwalczania Korupcji, ale póki co sądownictwo na Ukrainie jest mało sprawne i sukcesów nie widać.
Sęk w tym, że obecne elity uwikłane w ten proceder wcale do zmiany się nie kwapią. Ukraina czeka na swojego Macrona – stwierdził któryś z dyskutantów.
Niestety, póki co żadnego Macrona nie widać a z dwojga złego: Tymoszenko -Poroszenko, ten drugi mimo wszystko wydaje się lepszy.
No i dlatego w najbliższym czasie wybory na Ukrainie raczej nie przyniosą jakiś gwałtownych zmian. Chyba, że znowu zniecierpliwione społeczeństwo wyjdzie na Majdan…