31 stycznia Brytyjczycy wypisali się z Unii Europejskiej. I właściwie to nie powinnam o nich pisać, bo nie jestem ekspertem od spraw międzynarodowych, a brytyjskich tym bardziej. Felietonistce jednak podobno wolno więcej, nawet zmyślać, w przeciwieństwie do innych dziennikarzy. Postąpię więc w myśl zasady: nie znam się, to się wypowiem. Może nie tyle o Brytyjczykach, co o moich wobec nich wyobrażeniach, bo niestety tak jest, że wobec innych nacji posługujemy się na ogół stereotypami. No i ja też. Tu wyjaśnię, że mnie jako osobie wiekowej od wczesnego dzieciństwa kładziono w głowę, że najgorsi na świecie są Niemcy, o to zwłaszcza dbała szkoła, zaś w domu słyszałam od ojca, że Rosjanie, bo to dzicz i Azjaci.
O Brytyjczykach, zwłaszcza Anglikach wiedziałam niewiele, tyle, że wujek uczył mnie angielskich piosenek po powrocie z wojny, zaś przyjaciółka mamy, która wyszła za mąż za Anglika,od czasu do czasu przysyłała jakieś eleganckie ciuchy z Londynu: a to jakieś szpilki, a to sweterek…
Będąc zatem za granicą, najpierw w tzw. demoludach dopatrywałam się jak najgorszych cech u tych, których kazano mi nie lubić. Nawet kawę w Niemczech uważałam za ohydną lurę, a ich rozbratele za okropnie tłuste danie. Patrzyłam z niechęcią jak opijają się piwem i głośno jak to się mawiało “szwargoczą”.
Tymczasem z biegiem dni i lat okazywało się, że najbardziej niesforną nacją w Europie są… młodzi Brytyjczycy. Przed finałowym meczem Pucharu Europy pomiędzy Juventusem a Liverpoolem 29 maja 1985 roku na stadionie Heysel w Brukseli angielscy kibice zaatakowali kibiców Juventusu. Runęła 3 metrowa ściana, zginęło 39 osób. Po ekscesach w Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher wzięła się też ostro za dyscyplinowanie piłkarskich kibiców.
Sama pamiętam wieczorem przemarsze band młodych, nietrzeźwych Brytyjczyków podczas wakacji na Wyspach Kanaryjskich. Lepiej było im schodzić z drogi. Okazało się zatem, że nie wszyscy Brytyjczycy należą do Ligi Dżentelmenów, mają wdzięk Rogera Moora grającego Jamesa Bonda, czy uroczy uśmiech i wdzięk Hugh Granta. Moje pokolenie i młodsi ode mnie zapomnieli, że przez blisko 100 lat to Wielka Brytania była mocarstwem numer 1 na świecie. W 1925 roku imperium brytyjskie zamieszkiwało około 478 milionów ludzi, co stanowiło jedną czwartą ówczesnej ludności świata. Liczyło około 35,8 mln km² powierzchni, tj. prawie jedną czwartą powierzchni lądowej Ziemi. W rezultacie jego dziedzictwo polityczne, prawne i kulturowe, podobnie jak język angielski, rozprzestrzeniło się w wielu częściach świata. U szczytu swojej potęgi było często określane jako „imperium, nad którym nigdy nie zachodzi słońce”. Przypomnijmy też, że aż do zniesienia niewolnictwa w 1807 roku Anglia, a później Wielka Brytania były odpowiedzialne za sprowadzenie 3,5 miliona niewolników z Afryki do Ameryki czyli, jednej trzeciej wszystkich niewolników przywiezionych na ten kontynent.
Po II wojnie kolonialne imperium brytyjskie zaczęło się kruszyć. Jedną z ostatnich klęsk była nieudana wojna o Kanał Sueski w roku 1956 r. a ostatnią gorzką pigułką do przełknięcia, to oddanie Chinom Hongkongu w 1997 r. Nie wszyscy wiedzą, że w wyniku wojny Wielka Brytania była faktycznie bankrutem; uniknęła niewypłacalności tylko dzięki renegocjacji warunków spłaty długu Stanom Zjednoczonym. Ostatnia rata długu została spłacona dopiero w 2006.
To wszystko co napisałam wyżej nie oznacza, że Wielka Brytania spadła do III ligi. Nadal zachowuje zwierzchność nad 14 terytoriami znajdującymi się poza Wyspami Brytyjskimi, które od 2002 są określane jako brytyjskie terytoria zamorskie. Co prawda niektóre wyspy są nawet niezamieszkane, inne cieszą się powodzeniem głównie w sezonie wakacyjnym np. Bermudy, to jednak nadal Wlk Brytania jest szóstą gospodarką świata i dysponuje głowicami atomowymi.
Bądźmy jednak szczerzy! To wspomnienia o dawnej wielkości, próżność i pycha skłoniła angielskich konserwatystów do rojeń i przekonania, że poza UE będzie jej lepiej.