Nie przywołam argumentu ceny (chociaż 40 zł za bilet to niemało), bo pewne wydatki rozpatrywać należy w kategoriach inwestycji. Moje wątpliwości budzi przede wszystkim ogrom informacji, na jakie narażony jest człowiek w ciągu tych 5 godzin seansu.
Dlaczego narażony? Bo nie jesteśmy ich w stanie przyswoić, mimo szczerych chęci, w które przecież nigdy nie wątpię. Musimy je selekcjonować. Szkoda wtedy siedzieć 5 godzin, skoro zapamiętamy tylko odrobinę. To nie tak, że mam w nosie pokazy branżowe, bo nie wnoszą nic do mojego świata. Przeciwnie. Z przyjemnością chodzę na pokazy spotów nagrodzonych w Cannes. Tutaj jest jednak, bardzo duża zresztą, selekcja – nie są pokazywani laureaci wszystkich kategorii. Pokaz nie trwa pół nocy, a same spoty przypisane do do kategorii, w których zdobyły statuetki. Jest jakiś porządek, struktura.
Podczas Nocy Reklamożerców pokazywanych jest ponad 300 reklam z 50 państw. Selekcja jest całkowicie subiektywna (co nie znaczy, że zła), ale wartość poznawczą należy rozpatrywać wyłącznie w kategoriach ciekawostek. Nie są to wyłącznie nagrodzone kreacje, nie najnowsze, nie te najbardziej znane. Nie mówię, że się nie ubawiłam na tych pokazach, ale niewiele z nich już pamiętam.
To kolejna sprawa. Lista reklam nagrodzonych w Cannes jest dostępna (po zalogowaniu). Filmy można odtworzyć chociażby na YT. A co z Nocą Reklamożerców? Nie spotkałam się z listą wyświetlanych reklam, a do niektórych z chęcią bym wróciła. Może niech organizatorzy przestaną myśleć o wpływach z biletów, a zbudują wokół imprezy szerszą społeczność? Tak, wiem, część widzów przestałaby pewnie chodzić do kina. Odwieczny argument, z których nie potrafię się zgodzić. Płacisz przecież nie tylko za emisję reklam, ale za konkursy, gwizdki, a przede wszystkim za atmosferę i zarwaną nockę.
Bojkotuję imprezę, bo nie wynoszę z niej więcej, niż tylko dobrego humoru i gwizdka. A chcę znacznie więcej!:)
Komentarze