Dyskusja nad „Kapuściński non-fiction” nie milknie, a nawet robi się coraz gorętsza. Najnowszy „Press” bierze w obronę Ryszarda Kapuścińskiego, oskarżając Artura Domosławskiego o manipulację, nierzetelność i błędy warsztatowe; wśród innych głosów cytuje Hannę Krall, która mówi o Kapuścińskim: „On pokazywał obraz prawdziwszy, niż był w rzeczywistości”. Z kolei świąteczna „Rzepa” publikuje wywiad z wnukiem Hajle Selassje, bohatera „Cesarza”. Książę Ermias Sahle Selassje nie zostawia na Kapuścińskim suchej nitki, nazywając go wręcz „byłym stalinowcem”. Według niego „fikcyjny reportaż polityczny” to czysty Orwell, a słynna książka Kapuścińskiego wyrządziła Etiopii nieopisaną krzywdę i zatruła jej współczesną historię.
Tymczasem jednak w moje ręce wpadła zupełnie inna książka. Jej autor, dziennikarz i wykładowca dziennikarstwa, odnosi się do wszystkich niemal wątków tej dyskusji, a także do innych sporów o to, co wolno dziennikarzowi, a czego nie i co jest etyczne, a co nie jest.
Pisze on m.in., że jednostką miary dziennikarstwa bywają „kilometry sentymentalne”: im większe oddalenie geograficzne, tym więcej kłamstw. W innym miejscu jasno i dobitnie wyraża swą opinię o dziennikarzach, którzy twierdzą, że „idą dalej i głębiej niż fakty”, a więc wierność tymże faktom ich nie obowiązuje (polemika z Hanną Krall?). Nie pomija również dziennikarskiej „zdrady”, przywołując przykład znanego autora literatury faktu Joego McGinnissa, który zaprzyjaźnił się ze skazanym na śmierć za zabójstwo żony i dzieci Jeffreyem MacDonaldem. Skazaniec (wyrok wykonano) do końca twierdził, iż jest niewinny, a McGinniss przez lata utrzymywał go w przekonaniu, że w jego niewinność wierzy. Po czym popełnił (bestsellerową) książkę „Fatal Vision”, w której opisał go jako zimnego, odrażającego mordercę. Oczywiście, niejako usprawiedliwia go fakt, że nie sposób nawiązać z kimś prawdziwie głębokiej relacji bez zdobycia jego zaufania. Ale zdrada nie przestaje być zdradą… (Przypadek ten analizowała Janet Malcolm w książce „The Journalist and the Murderer”.)
Cytowany przeze mnie autor nie pozostawia także wątpliwości co do tego, co sądzi na temat dziennikarstwa wcieleniowego (u nas uprawianego choćby przez Jacka Hugo-Badera). Według niego, w „cudzej skórze” nic nie widać. Opis potrzebuje innych warunków, przede wszystkim odpowiedniego oddalenia. „Z bardzo bliska katedra jest tylko kawałkiem muru” – pisze.
Książka, o której mowa, to nie napisana na kolanie błyskawiczna odpowiedź na pytania, wywołane publikacją biografii Kapuścińskiego. Wydana w 2002 roku, ma formę dziennika prowadzonego przez cały rok 2001. Otrzymała w Hiszpanii nagrodę dla najlepszej publicystycznej książki roku. Autor, Arcadi Espada (ur. 1957 r. w Barcelonie), kontynuuje zresztą swoje „Dzienniki” („Diarios”) do dzisiaj na blogu http://www.arca diespada.es/.
Oczywiście książka Espady nie jest wyrocznią, lecz jeszcze jednym głosem w dyskusji. Dyskusji, w której wszystkie argumenty już kiedyś padły. Lubimy zresztą powtarzać za żydowskim mędrcem Ben Akibą (50–135 n.e.), że wszystko już było… Tak czy inaczej, w naszych czasach gorąca dyskusja ma nie tylko walor poznawczy, lecz i rynkowy, o czym świadczy 100 tysięcy sprzedanych egzemplarzy „Kapuściński non-fiction” w ciągu trzech tygodni od premiery. I jest to prawda jak najbardziej prawdziwa.