Poznałam kiedyś dziennikarza, który swój zawód uważał za posłannictwo. Było to wiele lat temu i wówczas wydawało się, że takich jak on jest więcej. Czas mijał, a ów dziennikarz odbywał kolejne wyprawy (Chiny, Afryka, Bałkany, Bliski Wschód, Ameryka Środkowa…), pisał kolejne reportaże, książki i zbierał nagrody (w tym prestiżową Premio Ortega y Gasset w 2004 roku). Lubił mówić o sobie, że jest „reporterem podrzędnych szos”, gdyż zwykle opisywał świat zwykłych ludzi, na których drodze stanęła Historia, burząc ich egzystencję. Dziś przedstawia się jako „były dziennikarz”. Bru Rovira, dla którego największym autorytetem był Ryszard Kapuściński, rozstał się nie tylko ze swoją macierzystą gazetą, w której pracował przez 25 lat – „La Vanguardią” z Barcelony, ale i z zawodem. Powodem nie było ani obniżenie stawek, ani zmiana linii gazety, ani konflikt z szefami, lecz głębokie rozczarowanie kierunkiem, w jakim zmierzają media. „Media się sprzedały – twierdzi Rovira. – Dziennikarstwo przestało opierać się na słowie, liczą się już tylko emocje i spektakl. To zwykły towar”. Według niego, dziennikarz powinien analizować czasy, w których przyszło mu żyć: najpierw je opisywać, a potem podejmować dyskusję. Nie da się jednak opisywać świata zza biurka. „Zmieniono nas w urzędników. Redakcja, którą opuściłem, jest cicha, dziennikarze mają stałe godziny pracy i stałe, wysokie pensje. Nikt nie podróżuje”. Media, według Roviry, zapominają o informowaniu, wolą komentować. I szukają spektaklu, spektaklu i jeszcze raz spektaklu. W dziennikach, które żywią się już tylko niusami, bez kontekstu i tła, nie ma miejsca na reportaż, bo ten wymaga czasu, namysłu, dokumentacji, znajomości rzeczy. Na dodatek pokazuje złożoność spraw, zamiast je upraszczać. A świat jest dziś tak skomplikowany, że odbiorca wcale nie chce go rozumieć, bo to za dużo wysiłku.
Rezygnacja ze stałej pensji i tzw. pewności jutra jest zawsze aktem odwagi, nawet gdy chodzi o kogoś z silną i ugruntowaną pozycją zawodową. I tak właśnie w dziennikarskim świecie w Hiszpanii odebrany został gest Roviry – jako akt odwagi. Bo wielu jest takich, którzy mówią, że rzucą to wszystko w diabły. Ale zrobił to tylko jeden.
Cytaty pochodzą ze spotkania z Bru Rovirą podczas XIII Encuentro Internacional de Fotoperiodismo Ciudad de Gijón