Nic dodać, nic ująć. Fragment książki Krystyny Czerni „Nietoperz w świątyni. Biografia Jerzego Nowosielskiego” (Znak, 2011):
Stosunek do zwierząt pozostanie niezwykle istotnym składnikiem światopoglądu artysty. Nowosielski jest w tym najbliższy tradycji buddyjskiej, odczuwa poczucie wspólnoty z całym żyjącym światem i zauważa, że chrześcijaństwo zupełnie zagubiło tajemnice cierpienia zwierząt – jeden z kluczy do zrozumienia tajemnicy zła. Ubolewa, że wygasło poczucie grzechu i krzywdy w stosunku do zwierząt, traktowanych wyłącznie jako przedmiot użytkowy, źródło produkcji mięsa. Załamując ręce nad okrutną, akceptowaną przez Kościół tradycją corridy – „sadystycznego, diabelskiego widowiska”. „Nowosielski bolał nad cierpieniem zwierząt, to była jedna z jego obsesji – mówi filozof Władysław Stróżewski. – Jak się dyskutowało o świecie i chciało się go bronić, że może nie jest taki zły, to zawsze mówił: – Dobrze, a cierpienie zwierząt? Ta potworna rzeźnia, gdzie zabija się zwierzęta tylko po to, żeby je potem jeść, nie bacząc na to, jak cierpią, jak przeżywają to wszystko? Adam Bujak zrobił kiedyś album fotografii zwierząt idących na rzeź. Nikt nie chciał tego opublikować, to było przerażające – co widać w oczach zwierzęcia, które wie, że za chwilę zostanie unicestwione. Nowosielski miał wyczucie tego cierpienia, jako pewnego odprysku kosmicznego zła. Był na to nieprawdopodobnie wyczulony”.
O okrucieństwie i masowym uboju zwierząt Nowosielski nie może mówić spokojnie. Używa największych kwantyfikatorów, mówi o podłości, zbrodni, Holokauście, co zostaje uznane za przesadę. Jest konsekwentny: dla niego zwierzę pozostaje wielką tajemnicą i metafizycznym partnerem człowieka. Skoro całe życie uważa się za sakralne – gdziekolwiek jest życie, tam jest już coś świętego. Pod wpływem teologii Sergiusza Bułgakowa i religii orientalnych malarz podejrzewa, że zwierzęta to pokutujące anioły, że poniżenie i cierpienie zwierząt to anielska kenozis, włączona w Chrystusowe dzieło zbawienia świata. To bardzo odważna, wręcz zuchwała wizja. Pod wpływem rozmów z malarzem Tadeusz Różewicz napisze jeden z najbardziej przejmujących wierszy Świniobicie, dedykowany Nowosielskiemu. „To nie był tylko wiersz liryczny – wyjaśnia poeta – był w nim podkład wiedzy. Zacząłem prawie studia nad zachowaniem się świń przed ubojem: ich nerwice w czasie transportu, ich zapaści, depresje. Czytałem artykuły w pismach niemieckich, szwajcarskich, w przeglądach medycznych. W swoim czasie prof. Religa przeszczepił człowiekowi serce świni. Pytanie: co świnia dawała ludzkości, a co ludzkość świni, to dla mnie problem moralny”.
„Te wszystkie farmy kurze to przecież nic innego jak wielkie obozy koncentracyjne – tłumaczy wzburzony Nowosielski. – Nasz stosunek do zwierząt jest straszliwy, po prostu straszliwy. A przecież to są istoty, które bardzo nas przypominają, posiadają podobne odruchy emocjonalne i nawyki, podobne sposoby komunikowania się nie tylko między sobą, ale również z nami – przecież nawiązują prawdziwy kontakt uczuciowy z ludźmi. Zapominamy, że jesteśmy ze zwierzętami spokrewnieni miłością i nienawiścią, lekiem i zaufaniem. W gruncie rzeczy jesteśmy tacy sami, jak zwierzęta. I nagle skazujemy te istoty, tak bardzo do nas podobne, na status istot przeznaczonych do obozu koncentracyjnego, na ubój, na rzeź. Tak wygląda nasz rzeczywisty stosunek do zwierząt i niczym się właściwie nie różnimy od hitlerowców, którzy pewien gatunek ludzki przeznaczyli na zagładę”.
„Byłem w marcu w Zakopanem razem z moimi studentami – opowiada dziennikarce w 1990 roku. – Wczesna wiosna, wczesny poranek, i skowyt małego psa na łańcuchu. Zmarzł na mrozie i nie było nikogo, kto by go wpuścił pod jakiś dach. Jego państwo poszli na rekolekcje do kościoła. Gdy słyszę taki skowyt, mam dość tych rekolekcji, tej pobożności. Mam dość zabijania zwierząt po to, by człowiek miał szynkę na wielkanocnym stole. Takie są właśnie moje zmartwienia”. Pytany przez „Gazetę Wyborczą” o najważniejsze wydarzenia 1997 roku odpowiada krótko: „Powiem o tym, co było najbardziej tragiczne: Senat zablokował ustawę zabraniającą przymusowego tuczu gęsi”.
Rajmund Kalicki w Dzienniku nieobyczajnym notuje scenę z wizyty na Narzymskiego: „W kuchni lata mól. Pani Zosia porusza się na krześle niespokojnie, rozgląda za jakąś szmatą. Mól przysiada na podłodze. Pochylam się i pytam: – Zabić? Nowosielski (nie odwracając się): – Nie przy mnie! I dodaje: – Niech sobie żyje, Zosiu, co ci przeszkadza?”.