Brytyjski dziennik „The Guardian” cytuje arcybiskupa Silvano Tomasiego, obserwatora Watykanu przy ONZ, który stwierdził, że około 80-90% nadużyć seksualnych popełnili księża homoseksualiści, mający pociąg do chłopców między 11 a 17 rokiem życia. W związku z tym, nie chodzi wcale o pederastię, ale o efebofilię, czyli seksualną fascynację dorastającymi młodzieńcami. Słowa te padły na forum Rady Praw Człowieka ONZ w Genewie, gdy arcybiskup odpierał ataki dyskutantów zarzucających kościołowi katolickiemu ukrywanie przypadków seksualnego wykorzystania nieletnich i łamania praw dziecka. Tym samym jego ekscelencja Silvano Tomasi z niewątpliwą erudycją odwołał się do kolebki współczesnej cywilizacji, a więc do starożytnej Grecji.
Istotnie, jak pisze badaczka tematu Carola Reinsberg w książce „Obyczaje seksualne starożytnych Greków”, za jedyną prawdziwą miłość uważano w owych czasach uczucie do chłopców, bowiem jedynie w tym przypadku konieczna i nieodzowna była więź intelektualno-duchowa łącząca partnerów. „Zabarwione erotycznie mentorstwo dorosłego mężczyzny wobec dorastającego chłopca, znajdujące wzajemność w podziwie i wdzięczności wychowanka, stało się dzięki swym etycznym założeniom powszechnie akceptowaną formą wychowania męskiej młodzieży” – tłumaczy Reinsberg. Przytacza ona m. in. wersy Stratona z Sardem (II w. n. e. ):
Gdy chłopiec ma lat dwanaście, raduje mnie,
A kiedy w trzynasty rok życia wkracza, wabi mnie jeszcze bardziej.
Lecz w wieku lat czternastu słodszym jest kwieciem miłości,
Piętnaście lat zaczynając, rozkoszniej się kochać daje.
Młodzieńcami w wieku nieco bardziej zaawansowanym mężczyźni się nie interesowali. Tak to opisywał Alkajos z Messyny (przełom II i III w p. n. e. ):
Włos pokrywa już twe łydki, mój kochany Nikandrosie.
Wiedz, że wkrótce pokryje on także twą twarz,
I nie tak szczodrzy, jak sam się przekonasz,
Będą już twoi zalotnicy.
Alkajos z Messyny dotknął tu ważnego aspektu efebofilii: nie na samym szacunku się bowiem opierała, ale i na całkiem wymiernych korzyściach. Popularny efeb nie brał co prawda pieniędzy za swe towarzystwo, bo to by było równoznaczne z potępianą prostytucją, ale mógł się zupełnie nieźle ustawić dzięki cennym podarkom. A oto wykładnia szczęścia dojrzałego mężczyzny wg Plutarcha („Solon, I”):
Szczęśliwy to mąż, który słodkich chłopców i rącze konie,
Psy myśliwskie i do tego przyjaciół za granicą ma.
Brzmi zachęcająco. No, ale nie każdego starożytnego Greka pociągali młodzi chłopcy, (co, jak dowiedziono, nie tylko nie było naganne, ale wręcz zalecane). Ci zatwardziali heteroseksualiści musieli zadowalać się kobietami – istotami z natury swej niższego rzędu. Dziewczynek pozbywano się z domu szybko – ateńskie panny wychodziły za mąż w wieku 14-15 lat.
Znajomość greckich obyczajów sprzed wieków mogłaby być cenną bronią adwokatów Romana Polańskiego. Bo skoro efebofilia nie jest pederastią, to i seks z 13-letnią dziewczynką nie jest pedofilią, lecz normalnym aktem z osobą w wieku tuż-przedmałżeńskim. Starożytni Grecy nie byli przecież barbarzyńcami! Gdzie byśmy dziś byli bez nich… może nadal krylibyśmy się po lasach, oddając hołd drzewom i słońcu? Poza tym, tak jak efebowie czerpali korzyści z kontaktów z mentorami (zarówno intelektualne, jak i materialne), tak i wykorzystana przez Polańskiego Samantha Geimer nie wyszła z całego zdarzenia bez niczego, bo choć kwota odszkodowania zapłacona przez reżysera dziewczynce i jej matce nie jest znana, można się domyślać, że dość mocno zasiliła budżet poszkodowanej. Co do korzyści ze sfery duchowej, można tylko domniemywać, że należała do nich radość z pięknych zdjęć – młode dziewczęta uwielbiają się fotografować.
Wracając raz jeszcze do greckich obyczajów. Miejscem spotkań i zbliżeń mężczyzn i młodzieńców była tzw. „palestra” – czyli starożytny fitness club. I tyle właśnie ma wspólnego ówczesna moralność z dzisiejszą, co ówczesna palestra z adwokatami Polańskiego. Może jednak zamiast się czepiać nobliwego arcybiskupa, powinniśmy się cieszyć, że klasyczne wzorce kulturowe w niektórych kręgach wciąż pozostają żywe….