Awantury z trenerem (Anelka), prześladowanie bardziej oczytanych i kulturalnych kolegów (Gourcuff jako ofiara Ribery’ego), anarchia, podział na zwalczające się frakcje, wybujałe ego zawodników – skandale we francuskiej drużynie narodowej doczekały się już nawet analiz socjologicznych, które wskazują na rolę czynników rasowych i religijnych w sporcie. „Trójkolorową wojnę domową” łatwiej jednak zrozumieć, gdy obejrzy się dowolny francuski film, opowiadający o współczesnych, dorosłych facetach. Zdarzyło mi się to kilka dni temu, późną nocą, po meczu. Zachęcona zapowiedzią (komediodramat z czołówką aktorów francuskich – Danielem Auteuilem, Charlotte Gainsbourg, Miou Miou, Nathalie Baye – w reżyserii Claude’a Berri), zasiadłam przed telewizorem, by zobaczyć „Jeden odchodzi, drugi zostaje”. Już po pierwszych scenach wiedziałam, że z komedią nie ma to nic wspólnego. Oto zamożny architekt, po traumie, jaką jest dla niego motocyklowy wypadek syna, zakochuje się w kobiecie, którą widzi po raz pierwszy w życiu, zresztą mężatce. Miota się straszliwie, bo jednak dręczą go wyrzuty sumienia wobec swej aktualnej kobiety, z którą przeżył 16 lat i którą także kocha. Przy okazji histerycznie oskarża swego 15-letniego syna, że protestując przeciwko jego rozstaniu z matką, łamie mu życie. Dodać należy, że ów 15-letni wyrostek nadal sypia w łóżku ze swymi rodzicami i domaga się buzi na dobranoc. W tym samym czasie drugi facet, równie zamożny i równie histeryczny, romansuje z czarnoskórą ekspedientką w swojej galerii, prześladowany przez domyślającą się jego zdrady żonę i jej koszmarną siostrę (obie sypiają w jednym łóżku). W końcu, poddany presji ze strony zazdrosnej małżonki i domagającej się rozwodu kochanki, właściciel galerii wybiera psychiatryk, a potem kupuje czerwone ferrari, które ma być lekiem na wszelkie frustracje. Cała ta grupa zachowuje się nie jak ludzie po pięćdziesiątce, ale jak zaplątani we własne emocje nastolatkowie, nieumiejący rozsupłać uczuciowych powikłań, w które zabrnęli na własne życzenie. Żaden z bohaterów nie budzi sympatii; zmęczeni ich bezsensownymi perypetiami i reakcjami, współczujemy wyłącznie młodemu motocykliście: mimo wypadku, który zrobił z niego kalekę, nadal anielsko się uśmiecha.
Jeśli ten film pokazuje psychiczny stan francuskiego społeczeństwa (a biorąc pod uwagę doświadczonego reżysera i wspaniałych aktorów, którzy robią wszystko, by uzasadnić doprawdy idiotyczne zachowania filmowych postaci, należy uznać, że tak), to czego wymagać od piłkarzy? Czemu mieliby być bardziej odpowiedzialni, rozważni i ustabilizowani emocjonalnie od rozchwianych przedstawicieli klasy średniej? Wydaje się, że to nie kwestie rasowe i religijne decydują więc o rozkładzie narodowej drużyny Francji, lecz raczej szeroko pojęta niedojrzałość jej członków. I tak oto mistrzostwa w futbolu i kinematografia stawiają naszym europejskim przyjaciołom wspólną, jednobrzmiącą diagnozę: czas dorosnąć!