Ciągle narzekamy na brak autostrad. I po co, na co strzępimy języki? Każdy, kto jechał trasą Poznań-Stryków (płatną oczywiście) wie, że autostrada autostradą – jest fajnie – ale trzeba jeszcze z niej zjechać. I tu zaczynają się schody, choć mamy do czynienia z szosą, i to szybkiego ruchu. Aby zjechać z autostrady w Strykowie, czekałam w korku półtorej godziny. Nie, to nie pomyłka. Półtorej godziny. Miałam więc sporo czasu na zastanawianie się nad taką oto kwestią: jaki jest sens budowania autostrady bez odpowiednio zaprojektowanego zjazdu? Obawiam się niestety, że samych budowniczych kwestia ta nie zaprzątała.
Owszem, przyznam, że do tej absurdalnej sytuacji przyczyniają się również niektórzy użytkownicy. Zanim autostrada zwęzi się do jednego pasa zjazdu, są dwa (tłumaczę, bo nie dla wszystkich – o czym za chwilę – jest to oczywiste). Prawym jadą wolniej TIR-y, lewym – szybciej – samochody osobowe. Kiedy ja miałam nieprzyjemność zbliżać się do końca trasy, mój pas zablokowany został przez ciężarówkę, która nie pozwalała jechać dalej. Nie, nie zepsuła się! Po prostu na trzy kilometry przed rondem w Strykowie jej kierowca postanowił nie dopuścić, by ktokolwiek zjechał na prawy pas (zablokowany przez stojące bądź sunące ślimaczym tempem ciężarówki) szybciej niż on sam oraz jego kolega z tegoż prawego pasa. Stąd też kuriozalna sytuacja: z powodu widzimisię szofera (choć miałabym wielką ochotę nazwać go dużo mniej neutralnym słowem…) stały oba pasy, choć lewy był na odcinku co najmniej dwóch kilometrów pusty. Niestety, do samozwańczego organizatora ruchu kołowego żadne tłumaczenia nie docierały, co mocno podważa moją wiarę… nie, nie w ludzi i ich rozsądek, ale w siłę „Gazety Wyborczej”! Gazeta ta bowiem jakiś czas temu przez wiele dni publikowała apele o jazdę „na suwak”. Co to znaczy? Otóż jest to wypróbowany na zachodnich, zakorkowanych szosach sposób na zmniejszenie korków: z dwóch zablokowanych pasów samochody zjeżdżają na zmianę: raz z jednego, raz z drugiego pasa. Najwyraźniej jednak wychowawca młodzieży z „mojego” TIR-a nigdy o czymś takim słyszał, co zapewne zmartwiłoby redaktorów „Gazety Wyborczej”. No cóż, wiele jeszcze pracy przed nimi… Ciekawe swoją drogą, czy jest jakiś przepis w kodeksie zabraniający tego typu zachowań na drodze. Jak łatwo się domyślić, nie było nigdzie ani pół samochodu policyjnego – może policja zajmowała się w tym czasie zabawą w suszarkę. No i nie miałam komu zadać tego kluczowego w danym momencie pytania.
Tak czy inaczej, jedno jest jasne: budowa nawet najpiękniejszych w świecie odcinków autostrad nie rozwiąże naszych problemów komunikacyjnych. Po pierwsze, autostrada bez zjazdu niczego nie ułatwia (oprócz poboru opłat). Po drugie, pozostaje jeszcze edukacja użytkowników dróg, a to chyba zadanie jeszcze trudniejsze. Tak więc, drodzy zmotoryzowani, wszystkiego najlepszego! Do Europy wciąż daleka i wyboista droga…