Poszłam na spacer i wstąpiłam „na kawę”, czyli chciałam wypić coś ciepłego, zatrzymać się w biegu, ucieszyć chwilą. Zamówiłam z karty tzw. zimową herbatę (herbata, cytrusy, przyprawy, miód). Lokal, co ważne dla dalszego ciągu, o profilu dość nieformalnym – jak to się teraz mówi, nie fine dining, raczej casual, ale jednak dining. Postawiono przede mną herbatę w słoiku. Z uchwytem. Słoik trafiłam już któryś raz, z uchwytem po raz pierwszy. Tym razem było o jeden gwint za daleko. Mam dość.
Ok, stylizacja. Ale posunięta do absurdu. Słoik „gastronomiczny” udaje coś, czym nie jest. Słoik przedstawia taki sam poziom sensu, jak meble z palet. Można równie dobrze serwować przystawki na miniszpadlach, nakładać sałatkę małymi grabiami i jeść zupę ze stylizowanego garnka. Księżniczka lansuje się na Kopciuszka. Jacy my jesteśmy bezpretensjonalni. Słoik z rączką – strasznie skomplikowane jak na symulowanie prostoty.
A może to powrót do niewinności – słoik wyrzucony na brzeg przez falę trendu authenticity? Ten jest odpowiedzią na zdradzieckie manewry dużych producentów żywności i dużych marek w ogóle. Co złego jednak zrobili nam producenci naczyń? Słoik być może pasuje do smalcu, serwowanie w nim krewetek ma być dowodem na świeżość myślenia?
A może nie, może to tylko spryt kawiarniarza, który (podwieszając się pod coolness) obok słoików w funkcji filiżanek, wykorzystuje palety w funkcji mebli? Tanio, oryginalnie i w kontrze do starych?
A może to nieustanna mizeria polskich prekaryjnych biznesów gastronomicznych, których nigdy nie będzie nie stać na nic doniosłego w dziedzinie wyposażenia, więc pozostaje spryt, zaradność i struganie mebli z odpadów? Chcemy pizzę za 16 pln, będziemy jedli z deski zamiast stołu. Design pseudo zaradny.
A może młodym się znudziło to, z czego piją starzy. Słoik jest kontestacją porcelany, objawem znudzenia pięknem, zbieszeniem się wobec wyrafinowania. A to już dekadencja, jak pisał Luca Turin w swoim nieistniejącym* już blogu:
„(..) quality itself has come to feel passé. That, friends, is what they call decadence”.
Zaliczcie mnie do starych. Nie mam ochoty siedzieć na paletach, rozchybotanych leżakach i pić ze słoika. Swoje odsłużyłam na działce, trzydzieści lat temu, pijąc z musztardówki. Ciągle cieszy mnie i piękny mebel i cienka porcelana. A także zwykła szklanka w barze na plaży.
A poza tym, jak wszystko co jednowymiarowe, palety i słoik szybko zużyły się moralnie. Czyli nuda. Ciekawe co przyjdzie po nich.
dopisano 21.06.2016: Aha – nie jestem sama: http://wewantplates.com/
* blog nie istnieje, ale na wypadek, gdyby ktoś był zainteresowany tym, co biofizyk ma do powiedzenia o perfumach, to zapraszam tu:
http://doublebasenotes.blogspot.com/search?updated-min=2005-01-01T00:00:00-08:00&updated-max=2006-01-01T00:00:00-08:00&max-results=12