Bardzo łatwo nas uwiodły. Wpadliśmy w sieci. Handlowe. Szybko zapomnieliśmy o markach producentów idąc na lep (pozornych) marek handlowych, ukrywających się wstydliwie w małym logotypie na tyłach opakowania albo skromnym dopisku „wyprodukowano dla”. Nie pokazują na froncie własnego znaku, kryjąc się pod pozorem marki producenckiej. Te sieci, które umieją stworzyć złudzenie, że gdzieś tam, za górami, za lasami, jest jakaś fabryczka, jakaś mityczna marka (Biedronka, Lidl), radzą sobie lepiej, niż te, które wprost wskazują właściciela i pomysłodawcę (Tesco, Real). Dla nich bez żalu odchodzimy od wedli, ludwików i krakusów towarzyszących od lat domowym okazjom. Żałosne pytanie marketera „Dlaczego mnie zostawiłaś?” znajdzie odpowiedź we wzruszeniu ramionami: „Bo tak. Wybacz, kochanie, to nie ty, to ja”.
W sumie nie ma czemu się dziwić. Najpierw wygłodniali, pozbawieni wyboru, potem nagle zasypani lawiną marek. 25 lat na wiecznej karuzeli z markami, z niekończącym się pochodem nowości skutkuje brakiem jakiejkolwiek lojalności. Nie było czasu w nic wrosnąć, zrozumieć, przyzwyczaić się, związać nostalgią dziecięcych wspomnień, przekazać „z ojca na syna”. Przyzwyczajeni do stroboskopowego migotania marek, polscy konsumenci pobiegli do Biedronki i Lidla w krajobraz nowych nazw, nowych podniet, nowych premier. Nie jest nam szkoda, nie tęsknimy.
To nie tylko z oszczędności.
Brak lojalności i słabość polskich marek to uboczny skutek szybkiego doganiania „świata/Europy”, pospiesznego zasypywania kopanej 50 lat fosy, w której potopiły się marki rodzinne i lokalne, marki regionalne nie zdążyły urosnąć, a narodowe nie miały kiedy szukać nowych rynków. Wiele marek nawet się nie narodziło.
Po przełomie ’89. te, które wyrosły, wybujały szybko – wiotkie, blade i nieodporne na atak. My konsumenci, nawet kiedy już ten „świat” dogonimy, nie będziemy tacy, jak ten „świat”. Przez 25 lat pościgu nabawiliśmy się syndromu Casanovy, który każe ciągle biec, ciągle szukać, próbować, ciągle zmieniać i na nowo się zakochiwać. Cóż, miłość to nie wdzięczność i lojalność.
A sieci handlowe, jak każda kochanka wierzą, że będą tą ostatnią, tą do śmierci. Że się zatrzymamy przy nich. Starzy, zmęczeni, być może zakochani.