Miałam już wrażenie, że lawina hemoroidów, zakwaszeń, zajadów, braku apetytu u dzieci lub nadmiaru apetytu u dorosłych, kaszlu, niskiego libido i zapaleń tu i tam w telewizyjnych spotach nigdy się nie skończy. Nie podejrzewałam, że zatęsknię za reklamą telekomów i banków.
Lubię oglądać reklamy. Już samo to wyznanie jednoznacznie pozycjonuje mnie w towarzystwie jako osobę zacofaną i ułomną intelektualnie. Nawet w towarzystwie zawodowo z reklamami związanym. Lubię tę małą formę filmową – za jej utylitarność, zdolność do syntezy, za spostrzeżenia, podpatrywanie życia i umiejętność wywoływania emocji w osiem do trzydziestu sekund.
Od dłuższego czasu nigdzie nie widać epickich reklam, zrealizowanych z rozmachem, z zagospodarowanym pierwszym, drugim i trzecim planem, castingiem w punkt, wszechświatem dźwięków, dobrze zrobionymi kostiumami (niekoniecznie historycznymi), reżyserią, pomysłem i fantazją lub chociaż kameralnych fabuł z dobrze zagraną emocją. Obawiałam się, że już nie wrócą – zastąpione wizualizacjami before/after żyły, przełyku, ściany pokoju, taryfy telefonicznej, którym towarzyszą drewniany wdzięk Wojciecha Amaro, szklane spojrzenie Roberta Lewandowskiego albo testimoniale every(wo)manów.
Trochę jakby podnosimy się z ziemi – surrealistyczny Tomasz Kot w kampanii T-mobile, spot giganagrywarki Netii „Na dziennik zdążyliśmy?” tak napisany i zagrany, że można oglądać bez końca, coraz lepsze spoty PKP Intercity. Trochę szkoda, że słabnie ING – wieloletnie doskonale insightowe kampanie zastąpiono lifestylowym, pseudohipsterskim bełkotem.
T-mobile i Netia przypomniały mi, że talentu Tomasza Kota do wyrażania szaleństwa jednym spojrzeniem, ironii i przekąsu Agaty Kuleszy, dystansu Jacka Braciaka czy frazowania dialogu w spocie Netii nie da się zastąpić celebrytą. Do opowiadania ludzkich historii trzeba zatrudniać fachowców. Takich, którzy umieją rozgrywać odcienie, niedopowiedzenia, wieloznaczność i przewrotność życia. Takich, którzy są naczyniami na historię, a nie na markę.
dopisane 5 maja: wróciły porządne spoty ING – z Adamem Woronowiczem – doskonałym już w kampanii o pożyczaniu od rodziny i dopinaniu swego. Jest dobrze.