Przewaliły się różne analizy eksperckie i „śledztwa” na temat sromotnej internetowej porażki jaką w ostatniej kampanii ponieśli ludzie z „szeroko pojętego obozu władzy”.
Najśmieszniejsze są oczywiście teorie spiskowe, mówiące o armiach opłacanych trolli, o demonicznym spisku w mediach społecznościowych i w innych miejscach sieci, tajnym sprzysiężeniu, któremu przyświecał jeden cel – zniszczyć panujący obecnie „jagielloński złoty wiek”. Niektórzy nie wahają się mówić i pisać nawet o scenariuszu „pisanym cyrylicą”.
Tymczasem wyjaśnienie miazgi, jakiej doznała w internecie linia nie wybranego ponownie prezydenta oraz wspierającej go PO, jest stosunkowo proste. Tak przynajmniej mi się wydaje.
Otóż, mam wrażenie, że po stronie Andrzeja Dudy i Pawła Kukiza, zwłaszcza Pawła Kukiza, internetowa kampania była robiona zupełnie lub prawie zupełnie, a na pewno w decydującym stopniu – za darmo.
Tak, wiem, że niektórym trudno to pojąć, ale tysiące tych komentujących, publikujących posty, tworzących memy, filmujących smartfonami na wiecach i spotkaniach itd. to byli ludzie nie otrzymujący żadnego wynagrodzenia za swoje wysiłki. Co więcej, w przypadku tego pospolitego ruszenia trudno nawet z grubsza określić, na czym polegałaby jakaś wymierna korzyść dla każdego z osobna „bojownika”. Chyba, że za wymierną korzyść uznamy usunięcie ze stanowiska prezydenta, osoby, której nie chcieli już widzieć na tym stanowisku.
Nie mówię, że, gdy chodzi o sztab Dudy, nie było jakiegoś konkretnego budżetu na działania w internecie. Gdyby nie było tego w planie i budżecie uznałbym to za brak profesjonalizmu. Jednak nie to zdecydowało w przypadku tego kandydata a już w przypadku Pawła Kukiza, mówienie o jakichś wynajętych i opłacanych ludziach jest groteską.
Symbolem internetowych działań stronników prezydenta Bronisław Komorowskiego w internecie pozostanie m. in. to:
Chyba, że był to jednak wyraz prawdziwie spontanicznego i nieskazitelnie bezinteresownego poruszenia.. zwolenników Dudy
Natomiast symbolem działań „szeroko pojętej” drugiej strony był „spot” Wojciecha Cejrowskiego, który, jak sam mówi „nic nie kosztował” i jak rozumiem żaden sztab za niego nie zapłacił.
Różnica chyba jest widoczna. A mnie się wydaje, że ci, dla których ludzie, bardzo wielu ludzi, nie są gotowi pracować za darmo, tak czy inaczej, skazani są na porażkę.