Są nieuleczalne choroby, gdy na skuteczne leczenie, a zarazem refundowane z Narodowego Funduszu Zdrowia nie można liczyć. Wówczas najbliżsi osoby chorej muszą prosić ludzi o pieniądze. W ostatnim czasie stało się to znacznie łatwiejsze niż miało miejsce w przeszłości, za sprawą serwisów crowfundingowych.
Internetowe ,,zrzucanie się” na potrzebujących to jeden z ciekawszych przykładów pozytywnych skutków rewolucji technologicznej. Pomaganie stało się łatwiejsze, to też chętniej wpłacamy nawet symboliczną kwotę, swoje robi przede wszystkim efekt skali.
Ostatnio zauważyłem, że pomaganie stało się również popularnym clickbaitem, dla niektórych wydawców portali internetowych. Deklarują, że chcą pomagać poprzez promowanie zbiórki, ale nie do końca tak bezinteresownie. Najpierw bowiem internauta poruszony losem chorego dziecka, musi odwiedzić ich portal, aby nabić ,,wejścia”. Gdyby ktoś chciał bezinteresownie pomóc, mógłby użyczyć kanały promocyjne, chociażby w mediach społecznościowych, do bezpośredniej promocji zbiórki.
Szkodliwość takiego działania jest co prawda znikoma, ale pojawia się wątpliwość moralna, bowiem z teorii większa ,,klikalność” to większe zyski, czyli w efekcie jest to uzyskiwanie zysków na czyjeś tragedii.