Dawno już, żadna sprawa nie wywołała tylu komentarzy, analiz i dywagacji. Z ich zalewu przebijają się dwie główne. Te, które się teraz najbardziej ścierają dotyczą tego, czy ważniejsze jest to, co jest treścią nagrania, jak chce wielu polityków opozycji, czy to, kto te nagrania sporządził, jak chce nam wmówić ta grupa polityków, która jest związana z koalicją rządzącą.
Co z tego, że premier zapewnia, że oba aspekty są dla niego tak samo ważne, skoro jednocześnie stwierdza, że rozmowy dotyczą tego, co już było załatwione i tym samym nie widzi powodów do tego, by tematowi poświęcać więcej czasu. Najbardziej trzeźwy w tej sytuacji komentarz, który krąży po sieci brzmi mniej więcej tak: „Żona otrzymuje zdjęcia męża z kochanką. On na to: Zosiu zastanówmy się komu to służy, kto chce zniszczyć nasz związek, naszą miłość”.
Mamy sytuację przedziwną. Nagrani nie zaprzeczają, że było takie spotkanie, że mówili to, co mówili, mało tego, nawet nie mówią, że ktoś to zmanipulował to, co powiedzieli przez, chociażby, przemontowanie nagrań. Ale oni już mają spokój, nikt się tym nie zajmuje. Państwo szuka autora nagrań krzycząc, że to zamach stanu, że to sterowanie państwem z pozycji anonimowego nagrywacza. Zaskakujące jest to, że tak łatwo wiele osób dało sobie narzucić taką narrację. Tym bardziej, że takich nagrań, które ujawniały nieczyste gry, rozmowy, łapownictwo, nepotyzm, było już sporo. Z nieznanych powodów, tym razem akcenty tak bardzo ktoś chce skierować właśnie na takie tory. To mniej więcej tak, jakby po aferze w Constarze, ministerstwo gospodarki dęło trąbę, że dziennikarze chcą dokonać zamachu stanu na przemyśle spożywczym. Ciągle ważniejsze od tego, kto nagrywał, jest to, co nagrał. To nie była rozmowa prywatna o kolegach, koleżankach, sprawach rodzinnych, czy łóżkowych. Tak, wtedy takie nagrania nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego. Wtedy jest ważniejsze kto i po co nagrywał. My mówimy o funkcjonariuszach państwa, którzy chcieli ubić interes nijak mający na uwadze dobro państwa, a tylko interes własny, no może partyjny. A skoro ważniejsze jest to, kto nagrywał, to znaczy, że dajemy przyzwolenie na to, by polityka wyglądała właśnie tak, że prezes NBP przy obiedzie załatwia sobie większe uprawnienia w zamian za wspieranie partii rządzącej w utrzymaniu władzy.
Jedno jest pewne. Prawo w Polsce należy napisać od początku. Tym razem porządnie. Tak jak porządnie trzeba na nowo poukładać system prokuratorsko-sędziowski. Bo tak oto mamy sytuację, w której jedna sprawa i jedne przepisy sprawiają, że prokuratorzy, sędziowie, ministrowie sprawiedliwości, byli obecni, prawnicy, adwokaci i konstytucjonaliści spierają się na wykładnie. Każdy ma inny werdykt na to, co kto może, co komu wolno, kto powinien w pierwszej kolejności kogo słuchać. Nie ma się co dziwić, że w tej dowolności interpretacji dziennikarze, publicyści i politycy stają na przeciw siebie i nie dopuszczają do siebie innych wykładni niż te, które są im bliskie. Sprawa najważniejsza zeszła na dalszy plan, żeby nie powiedzieć, właściwie została w tym zamieszaniu niemal całkiem zgubiona.
marekk
facebook.com/kacprzak.m
twitter.com/MarekKacprzak