Ależ my lubimy machać szabelką. Nie ma dnia, by ktoś nie zapowiadał Majdanu nad Wisłą, tłumów protestujących na ulicach, wywiezienia tych, czy innych na taczkach i w ogóle jakiegoś pospolitego ruszenia. Tak było i za rządów PO-PSL. Tak też jest i za rządów PiS.
Cierpliwość najwidoczniej nie jest naszą narodową mocną stroną. Jak nam się coś nie podoba, to chcemy zmiany już, natychmiast, od razu. Najlepiej jeszcze, gdyby to była zmiana spektakularna. Wielu ciągle marzy o potędze, która objawi się wyprowadzeniem ludzi na barykady. Ostatnio ten stan udzielił się w Platformie, która przez osiem lat wszystkie przejawy protestów głoszonych podczas demonstracji albo wyśmiewała, albo udawała, że ich nie ma, w najlepszym wypadku kwitowała, że to jakieś „nieistotne polityczne jasełka”. Aż tu nagle Grzegorz Schetyna stwierdza, że „Wystarczy kilka Twittów i ludzie wyjdą na ulicę”. W domyśle oczywiście, jego Twittów. Z zadziwiającą pewnością stwierdza to polityk, który nie potrafił nawet przekonać własnych partyjnych kolegów, by na niego głosowali. Bo gdyby zebrać tych, którzy oddali na niego głos, to raczej byłaby to garstka, a nie jakiś straszny tłum.
O tym, że nie jest łatwo zebrać chętnych do protestowania, przekonała się Amnesty International, gdy podczas szumnie zapowiadanego, dwunastogodzinnego protestu przed Pałacem Prezydenckim, z trudem przyszło szukać kogokolwiek innego oprócz inicjatorów akcji w liczbie kilku osób. Nie była to siła, która kogokolwiek i do czegokolwiek mogłaby przekonać, lub od czegoś odwieść.
Protestować każdy może, ale żeby chciał, musi wiedzieć po co. Musi być przekonany, że naprawdę dzieje mu się krzywda. Wszystkie protesty i inicjatywy przeciwko czemuś trudno definiowalnemu szybko gasną. Bo niby jak Polacy mają się masowo bać i protestować przeciwko jakiej tam inwigilacji w internecie, skoro sami o sobie piszą w sieci wszystko? Gdy w sieci publikują zdjęcia, adresy, numery kont, pesele? ACTA zebrało ogromne tłumy, nie dla obrony internetu, tylko dlatego, że wielu obleciał strach, że nie da się darmo ściągać plików. Widmo piractwa, zwanego wolnością w sieci było mobilizujące. Widmo braku realnej wolności w internecie mobilizujące już nie jest.
W siłę rosną i nabierają mocy te demonstracje, które walczą o coś konkretnego. I to takiego, co bezpośrednio dotyka protestujących. Gdy brakuje do pierwszego, gdy ktoś się zamachnie na ich radio, gdy chce nakazać pracować znacznie dłużej niż do tej pory, albo gdy kolejny podatek może doprowadzić do bankructwa rzeszę przedsiębiorców.
Wyrywają się z tej kategorii demonstracje KOD-u. Ale tylko dlatego, że to wcale nie są demonstracje prodemokratyczne, prowolnościowe, czy pro coś tam jeszcze. One są przeciw rządowi. A, że ludzi, którzy na samą myśl o PiS-ie, czy Jarosławie Kaczyńskim dostają gęsiej skórki jest sporo, to chętnie się jednoczą, by zobaczyć, jak jest ich dużo i by razem wspomóc się w swojej nienawiści, którą tak potępiają u tych, którzy protestowali wcześniej przeciw poprzedniej władzy.
Zobacz o czym piszę na Twitterze, obserwuj mnie też na Facebooku