Nic tak nie wzbudza emocji jak fotoradar. A właściwie całe ich zatrzęsienie. Każdy z nich na nas czycha, a właściwie na to, by wyciągnąć od nas pieniądze. Myślałem, że oto jet. Jeden jedyny temat, który na chwilę kończy podziały, łączy strony zwyczajowo ustawione po dwóch stronach barykady. Przecież nikt nie chce fotoradarów, każdy chce prawa do jeżdżenia we własnym tempie. Każdemu się spieszy. Każdy z nas doskonale wie, że niektóre ograniczenia są bzdurne, że w ogóle ich być nie powinno, że jeździmy na tyle dobrze, że nas ograniczenia nie dotyczą, bo my sobie poradzimy. Szybko się okazało, że i tu jednak podziały są. Poparcie polityczne, status społeczny, wykształcenie i wszystkie inne zwyczajowe stałe przestały mieć znaczenie. Zwolennicy i przeciwnicy dzielą się na tych, którzy uważają, że ograniczenie prędkości, to przepis bzdurny i nie trzeba go przestrzegać, zwolennicy uważają, że prawo, to prawo i czy nam się podoba, czy nie należy je przestrzegać.
Fotoradarom i policjantom w krzakach mówię zdecydowane nie. Systemowi radarów mówię tak. I wbrew pozorom nie ma tu żadnych elementów schizofrenicznej osobowości. Żeby było jasne. Zapłaciłem w życiu kilka mandatów za prędkość. Raz zdawałem ponownie egzamin, bo straciłem prawo jazdy za punkty. Nadal jeżdżę szybciej niż można. Nie mówię, że pędzę, ale często zdarza mi się jechać w terenie zabudowanym nawet setką. Zatem, nie powinienem mieć interesu w tym, żeby fotoradary były ustawione na każdym rogu. Tyle, że do tej pory wiedziałem, że mogę jeździć szybciej niż powinienem, bo przecież “tu”, nie łapią. A nawet jeśli złapali, to po prostu miałem pecha. Większość kierowców tak myśli, że jeśli dostali mandat za prędkość, to dlatego, że mieli pecha, że głupio wpadli, że nikt ich nie ostrzegł. Nie myślimy wtedy, że zwyczajnie złamaliśmy prawo. Dlatego wtedy, takie działanie nic nie uczy. Nikt po otrzymaniu mandatu nie zaczyna się zastanawiać “a może by tak zacząć jeździć wolniej, dokładnie tyle ile można”. Przecież pech nie będzie nas prześladował zawsze. Następnym razem złapią kogoś innego.
Jeśli system radarowy, całościowy, logiczny i jednolity zacznie działać, to jest szansa, że łamanie przepisów, a właściwie kary za to, nie będą już kwestią pecha, a tylko normą obowiązującą wszystkich na równych prawach. Zgadzam się, że mamy złe drogi, że jest za mało dwupasmówek, że brakuje poboczy. Borykam się z tym jako kierowca. To jednak w żaden sposób nie usprawiedliwia łamania prawa. Anie mnie, ani nikogo innego.
Póki co zacząłem uczyć się jeździć tyle, ile wolno. Może mi się to spodoba? Może nie zawsze to ja mam rację, mówiąc, że przecież mnie nie złapią, zwłaszcza gdy dojechać trzeba na wczoraj.
Tak Zgadzam Się Ale…!
Zanim Postawią Radary Niech Zmienią Oznakowanie Na Sensensowne!Jak Na Razie To Ograniczenia Są Ustawione Tylko W Jednym Celu.Aby Nas Kierowców Doić!
„Tylko człowiek bez prawa jazdy chce zwiększyć bezpieczeństwo stawiając więcej radarów!” Powiedział Donald Tusk w 2007 roku komentując politykę Jarosława Kaczyńskiego. Konkluzja: Kto nam podmienił Donalda?
Marku, właśnie o to chodzi, że to nie jest „łamanie prawa” tylko narażanie na ryzyko utraty zdrowia i życia innych ludzi. Tobie nic do tej pory się nie stało, zabuliłeś kilka mandatów i na tym kończy się postrzeganie problemu. Patrzmy na to szerzej, skoro nie poruszamy się po drogach sami. Statystyki mówią same za siebie. Poza tym, skoro to rozwiązanie obniżyło liczbę wypadków zagranicą, to z czym tu dyskutować? A skoro polscy kierowcy nie używają mózgu, to jestem za tym żeby za to płacili.