Wróg wiadomo, jednoczy jak nikt inny. Najnowszym wrogiem, tym, który urósł do entej potęgi, którego trzeba zniszczyć, i któremu trzeba dokopać, to tajemniczy „zachodni koncern”. Na każdym kroku słyszę, że trzeba „nałożyć na niego podatki”, „ograniczyć mu przywileje” i generalnie mu „dowalić”. Im mocniej i dotkliwiej, tym lepiej. Niech ma, niech czuje, niech wie, że nie jest tu mile widziany, żeby popamiętał. Co się tu będzie panoszył. Co będzie tu zarabiał i się na polskiej ziemi bogacił, do tego bazując na polskiej krwawicy.
W tej swojej zapalczywości idziemy tak daleko, że wycinamy wszystko i wszystkich w pień. A wiadomo, że gdzie drwa rąbią, to i wióry polecą. I co z tego, że Polska Izba Handlu apeluje, że zaproponowane rozwiązania podatkowe uderzą mocno w polskie sklepy, polskich producentów i polskich pracowników? Ano nic. W walce muszą być i ranni i polegli w imię słusznej sprawy. Cel jest najważniejszy. Co tam, że rykoszetem oberwą inni. Ważne, że te „zachodnie koncerny” dostaną po łapach! I już nawet nikt nie ma wątpliwości, że za te podatki zapłacimy wszyscy. Każdy w innym wymiarze, ale na nowy podatek się zrzuci. Już chyba nikt nie wierzy w słowa ministra finansów, który zapewnia, że nie spodziewa się podwyżek cen. Zresztą „spodziewanie się” jest oparte na odczuciach i przeświadczeniach, a nie na wyliczeniach i danych. Bo dane z badań społecznych pokazują, że Polacy są pewni, że ceny wzrosną. Ale i tak tego podatku chcą. Bo jesteśmy przecież mistrzami w zabawie, którą od lat określa się mianem „Na złość babci odmrozimy sobie uszy”.
Jesteśmy gotowi dopłacić do interesu, byle tylko te „zachodnie koncerny” zobaczyły i wreszcie poczuły, że im nie popuścimy, że „skończyło się eldorado”. Łatwo jest stać się zakładnikiem własnych słów. Dlatego rozumiem rząd, który nie ma wyjścia. Podatek musi wprowadzić. To jedna ze sztandarowych obietnic. A skoro już się zapowiedziało dobrą zmianę, to żeby nie wiadomo jakie skutki ta zmiana miała, to trzeba będzie ją tak nazywać do skutku, aż nikt nie będzie miał wątpliwości, że taką zmianą jest. Ci, którzy najbardziej obawiają się zmian, to jak się okazuje, nie te znienawidzone „zachodnie koncerny”, tylko nasz polski, rodzimy handel. To nie zachodnie sieci alarmują, tylko właśnie Polska Izba Handlu, że chociażby dodatkowy podatek za handel w weekend, jeśli już w kogoś uderzy, to właśnie w małe polskie sklepy, bo wielkie sieci przetrwają. Czy wiecie, ze aż 40 procent obrotu handlowego w Polsce odbywa się w weekend? – pyta PIH i tłumaczy, że ten zapis uderza we wszystkie małe polskie sklepy, polskie sieci handlowe, które bardzo ucierpią. Pytań od polskiego handlu jest więcej. Dlaczego rząd traktuje polskie sklepy inaczej od poniedziałku do piątku a inaczej weekendy? W weekendy wspieramy bardziej międzynarodowe wielkie sieci?
Też jestem ciekaw odpowiedzi na te pytania ze strony rządu. Bez względu na to jakie będą, jestem przekonany co do jednego. Po wprowadzeniu podatków, zyski zagranicznych sieci handlowych liczone rok do roku nie zmaleją. Ktoś inny za to zapłaci na bank. Zapłacimy wszyscy. Ale co tam. Widocznie stać nas na to.
Zobacz mój profil na twitterze lub polub mój Fanpage na Facebooku